
Collage za grafiką: Glavred
Jest co najmniej kilka znacznie bardziej skutecznych, o wiele tańszych i od dawna stosowanych przez Ukraińców sposobów. Tylko trzeba to wdrożyć.
Po niedawnym nalocie rosyjskich dronów na Polskę rozgorzała dyskusja, jak najskuteczniej strącać Shahedy. Jedno jest oczywiste: z całą pewnością nie rakietami AIM-9 za pół miliona dolarów każda i nie z myśliwców F-16, czy F-35, których godzina lotu kosztuje 40 tys. USD. To prosta droga do bankructwa i tylu rakiet nie ma całe NATO razem wzięte.
W mediach powrócił też temat wyposażenia Wojska Polskiego w systemy anty-dronowe. Z pewnością są one pilnie potrzebne. A tymczasem tuż pod bokiem, na Ukrainie, mamy stosowane od trzech lat – dzień w dzień – proste i tanie rozwiązania, nad którymi dotychczas nikt w Sojuszu jakoś nie miał czasu się pochylić.
Być może ktoś uważał, że dla tak zaawansowanych armii jak zachodnie, uczenie się czegokolwiek od Ukrainy “to nie honor” bo to przecież ona powinna uczyć się od nas. Tyle, że realna rzeczywistość taką postawę właśnie brutalnie zweryfikowała. Najwyższy więc czas schować przynajmniej na chwilę tę “urażoną dumę” do kieszeni i zobaczyć jak robią to Ukraińcy.
Oni sami zresztą nie zamierzają tego ukrywać, a Wołodymyr Zełenski otwarcie proponuje nam – rzecz jasna za darmo – szkolenie w zakresie wielowarstwowego systemu obrony powietrznej, który zbudowała i stosuje jego armia. Czytaj: Ukraina nauczy polskie wojsko strącać drony! Wysyłamy żołnierzy.
Według niego, niezwykle skuteczne są np. małe drony przeciwlotnicze, które kosztują zaledwie 3 tys. USD. Żeby strącić Shaheda wystarczą średnio 1-2 takie drony, a więc łączny koszt jest porównywalny z ceną samego Shaheda, a nawet niższy.
Głos zabrał też tamtejszy ekspert wojskowy, Ołeksandr Kowalenko, który z kolei jest zdecydowanym zwolennikiem strącania dronów ze śmigłowców i lekkomotorowych samolotów, szczególnie po tym jak dwa dni temu pojawiło się nagranie, na którym ukraiński pilot zwykłego Mi-8 niszczy w czasie jednej misji aż 6 Shahedów i na dokładkę 4 rosyjskie imitatory Gerber.
Kowalenko przyznaje, że drony przeciwlotnicze są znacznie bardziej skuteczne i o wiele tańsze niż jakakolwiek artyleria przeciwlotnicza krótkiego zasięgu. Ocenia jednak, że one również nie są rozwiązaniem idealnym i nie stanowią wunderwaffe, więc powinno się ich używać tylko w sytuacjach ostatecznych, gdy nie da się taniej.
One także mają bowiem swoje słabe strony, które Rosjanie także już znają, choć na razie nie zdołali jeszcze na tyle zmodyfikować aerodynamicznego schematu Shahedów, by uodpornić je na takie strącenia. Pewnie z czasem to zrobią i właśnie dlatego śmigłowce są lepszym rozwiązaniem.
Kalkulacja jest prosta: godzina lotu Mi-8 to koszt 1-1,5 tys. USD, a można nim wykonać zadanie, na które potrzeba byłoby co najmniej 10, a może i 20 dronów przeciwlotniczych, czyli 30-60 tys. USD.
Kolejne tanie rozwiązanie to wykorzystanie zwykłych starych radzieckich samolotów szkolnych Jak-52. Kiedy propozycja ta padła pierwszy raz, wśród część ekspertów zawrzało. Jak to? W dobie nowoczesnych technologii wysyłać jakieś stare sowieckie rupiecie? Przecież te maszyny w ogóle nie nadają się do bojowych misji.
Ale kiedy okazało się, że strzelcy z Jak-ów z powodzeniem masowo strącają Shahedy i drony Orłan-10, wszyscy krytycy nagle zamilkli. A gdyby te Jak-52 dodatkowo dostosować?
Można też użyć tanich samolotów lekkomotorowych Thrush 510G Archangel lub “bardziej bojowych” – AT-6 Wolverine i A-29 Super Tucano? Są szybsze i bardziej zwrotne, niż śmigłowce, mogą operować na wyższym pułapie. Można wtedy strącać rosyjskie drony już na setki kilometrów przed miastami, na które lecą.
Godzina lotu Super Tucano to zaledwie 500-1000 USD, a w jednej misji może on strącić nawet 10 celów. Ponadto jest to środek wielokrotnego użytku, a nie jednorazowy, jak dron przeciwlotniczy – uzasadnia ekspert.
“Zamiast kpić z samolotów lekkomotorowych, lepiej weźcie sobie zwykły kalkulator i policzcie. Radziłbym to również wojskowym z innych państw, które graniczą z Rosją i są narażone na wloty jej Shahedów” – dodaje Kowalenko.
Czytając w ukraińskich mediach o tych dość fachowych sporach między zwolennikami dronów przeciwlotniczych, śmigłowców i lekkich samolotów, trudno nie odnieść wrażenia, że my sami znaleźliśmy się jakby trochę w tyle za wojenną rzeczywistością.
Żadne z tych rozwiązań nie jest bowiem przez naszą armię systemowo przygotowane do walki z wrogimi dronami. A kiedy dochodzi do sytuacji krytycznej, to od razu “walimy do Shaheda z grubej rury” skrajnie drogim Sidewinderem z myśliwca i co gorsza – jak ostatnio się okazało – nie do końca skutecznie.
Na szczęście, na naukę nigdy nie jest za późno. Tym bardziej, że zagrożenie w postaci Rosji samo raczej nie zniknie. Czytaj także: Czemu Ukraina strąciła 99% dronów, a Polska 15%? Odpowiedź banalnie prosta.
Zobacz też: Manewry Zapad-2025: wielka bździna Putina! “Tak to można walczyć z kowbojami”.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!