
Ilustracja: AI
Putin myśli, że jak się wystroi w mundur na poligonie, to ktoś się go przestraszy. Nie, tym co pokazał na zakończonych właśnie ćwiczeniach Zapad-2025 żadnej wojny z NATO, ani z Ukrainą nie wygra. Rosyjscy z-blogerzy kpią bezlitośnie z archaicznej sowieckiej taktyki, której nadal trzyma się kurczowo armia rosyjska.
“Wielkie manewry”, które miały napędzić strachu państwom graniczącym z Białorusią i Rosją, okazały się faktycznie “wielką bździną”. Sam fakt, że na Białorusi ćwiczyło tylko 9 tys. żołnierzy, a w Rosji 21 tys. żołnierzy wskazuje na militarną słabość.
Putin ogłosił wprawdzie właśnie na poligonie Mulino w obwodzie niżniegorodzkim, że było to 100 tys., ale to oczywiście kompletne brednie wyssane z brudnego palca. Gdyby miał “luzem” tyle gotowego do użycia wojska, natychmiast rzuciłby je na Ukrainę. Ale nie ma.
Z kolei udział w Zapad-2025 “kontyngentów” z Indii, Bangladeszu, Burkina Faso, Mali, Demokratycznej Republiki Konga i Iranu można uznać za groteskową operetkę. Najliczniejsza była 65-osobowa grupa Hindusów.
Po co to było potrzebne władzom w New Delhi i co chciały w ten sposób pokazać? Trudno powiedzieć, ale oczywiście zapamiętamy sobie, że ćwiczyły wspólnie z Putinem plan ataku na Polskę.
Kulminacyjnym momentem ćwiczenia miało być wystrzelenie słynnej rosyjskiej rakiety “Oresznik”. Z jakichś powodów Kreml nadal święcie wierzy, że Zachód się jej śmiertelnie boi, a Putin nagadał się o niej tyle, że chyba sam już uwierzył w jej istnienie.
Tyle, że żadnego “Oresznika” nie odpalono. Dlaczego? Bo tej rakiety po prostu nie ma, to tylko broń propagandowa. W rzeczywistości pod tą nazwą kryje się dobrze znana rakieta RS-26 Rubież, nad którą prace rozpoczęto jeszcze w 2008 roku. Z-blogerzy ironicznie nazywają ten pocisk “oresznikiem Schrödingera”, gdyż niby istnieje, ale jednocześnie go nie ma.
Tą “super-bronią” Rosja nikogo więc nie zadziwi. Owszem, odpalono rakietę Cyrkon na Morzu Barentsa, a myśliwce MiG-31 strzelały tam rakietami Kinżał, ale robią to niemal codziennie na Ukrainie i nic w tym nowego. Ćwiczyły też strategiczne bombowce jądrowe Tu-22M3. Pytanie tylko, ile Rosja jeszcze ich ma po silnym przetrzebieniu dronami przez Ukraińców.
A co pokazały wojska konwencjonalne? Desant z powietrza według wzorców z lat 60-ch ubiegłego wieku, który rosyjscy blogerzy nazwali już “cyrkowym przedstawieniem”. Przypomnijmy tylko, że jedyny skromny desant w ciągu 3,5 roku wojny, jaki Rosjanom udało się przeprowadzić, miał miejsce w jej pierwszych dniach pod Kijowem i dostał tam niemiłosierne baty.
Rosyjskie i białoruskie dowództwo zapewnia, że w Zapad-2025 wykorzystano “najnowsze doświadczenia z Ukrainy”. I co zobaczyliśmy? Bombardowanie z małej i średniej wysokości swobodnie spadającymi bombami niekierowanymi.
To taktyka, z której armia rosyjska na Ukrainie już dawno zrezygnowała, gdyż jakby dalej chciała tak bombardować to ukraińska artyleria przeciwlotnicza bez problemu zamieniłaby wszystkie jej bombowce w płonące szczątki. Ale widać, że sztabowcy Putina nadal są silnie przywiązani do idei “swobodnych bombardowań”.
“We współczesnych realiach to już kompletnie archaiczna i nieskuteczna taktyka. W ten sposób można walczyć co najwyżej z Indianami i kowbojami” – ocenia insiderski kanał “Możemy Wyjaśnić”. “A może chodziło o to, żeby wprowadzić NATO w błąd, że niby tacy jesteśmy zapóźnieni? Jeśli tak, to trzeba było jeszcze rzucić do walki konną kawalerię” – oburzają się z-blogerzy.
Podsumowując: armii rosyjskiej nie można, oczywiście, lekceważyć. Ale to, co pokazała na tych manewrach niczego, jak to się mówi, nie urywa. Jak zwykle w Rosji, góra urodziła mysz.
Zobacz też popisową kompromitację armii rosyjskiej na ćwiczeniu Zapad-2025: Putin, prosimy, zaatakuj nas tą bronią!
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!