
85-letni Andrzej Stępniewski. Fot: mostmedia.io
„Stracili wszystko poza życiem”. 85 lat temu wnuka prezydenta Grodna wywieziono z miasta w walizce. Dziś Andrzej „Andrew” Stępniewski odwiedza Białystok, miasto z którego pochodziła jego matka. Do Grodna chce wrócić choć na chwilę, ale wie, że nie jest to najlepszy moment.
Jego historię na łamach portalu mostmedia.io opisuje Rusłan Kulewicz;
Andrzej „Andrew” Stępniewski przyszedł na świat w październiku 1939 roku w Grodnie. W tym czasie jego ojciec trafiał do sowieckiego obozu, a dziadek już znajdował się na celowniku okupantów. Kilka miesięcy później jego matka, Irena, ukryła niemowlę w walizce, by ocalić je przed funkcjonariuszami NKWD. 85 lat później Andrew wrócił do Polski, by zebrać okruchy rodzinnej historii.
Dziecko wojny
Andrew Stępniewski – dziś 85-letni mieszkaniec Florydy – odwiedził Białystok po raz drugi. Towarzyszyła mu żona Sharon, dzieci i wnuki. W Grodnie, skąd pochodzi jego rodzina, nie był – mimo że teoretycznie mógł tam wjechać bez wizy. USA nie zalecają jednak obywatelom podróży do Białorusi z powodów politycznych.
Andrew jest wnukiem Edwarda Stępniewskiego – znanego przedwojennego farmaceuty i prezydenta Grodna w latach 1922–1926. Jego ojciec, Zbigniew Stępniewski, został zamordowany przez NKWD w 1940 roku, prawdopodobnie w Charkowie, będąc jednym z tysięcy oficerów polskich zamordowanych w ramach zbrodni katyńskiej. Dziadek Edward został aresztowany przez Niemców za pomoc Armii Krajowej i zmarł w obozie koncentracyjnym Stutthof w 1944 roku.
Ucieczka w walizce
W kwietniu 1940 roku Irena – matka Andrew – dostała od sowieckich funkcjonariuszy 10 minut na spakowanie się przed wywózką do Kazachstanu. Próbując ratować syna, włożyła sześciomiesięcznego chłopca do walizki. Obawiała się, że zostanie jej odebrany. Jak mówi sam Andrew:
– Później żartowałem, że jestem taki niski, bo w dzieciństwie podróżowałem w walizce.
Irena trafiła z synem na zesłanie do Kazachstanu, ale dzięki przypadkowi i armii generała Andersa udało im się uciec. W 1942 roku, wraz z dziesiątkami tysięcy Polaków, zostali ewakuowani przez Iran i Irak do Palestyny.
Dzieciństwo pod namiotem
– Moje pierwsze wspomnienia to wojsko, jeepy, zabawy z arabskimi dziećmi. Mieszkaliśmy w domu Araba, który miał sześć żon. Pamiętam szkołę w Jerozolimie, dzieci polskie, żydowskie i arabskie – mówi Andrew.
W Palestynie Irena poznała swojego drugiego męża – żołnierza armii Andersa. Po wojnie, w 1948 roku, rodzina wyemigrowała do Londynu, a w 1953 roku do USA.
Andrew dorastał w Stanach, gdzie związał się z siłami powietrznymi. Przez 24 lata służył jako nawigator. Po zakończeniu służby spędzał czas z żoną Sharon żeglując wzdłuż wschodniego wybrzeża i po Karaibach. Dopiero w wieku ponad 70 lat zaczął interesować się swoją przeszłością.
– Spotkaliśmy w porcie Polaków, którzy opowiedzieli mi o Katyniu. Wtedy wróciła pamięć. Zacząłem szukać, kim byli moi przodkowie. To doprowadziło mnie do Białegostoku – wspomina.
Rodzina prezydenta
Ojciec Andrew – Zbigniew – był synem Edwarda Stępniewskiego, aptekarza, prezydenta Grodna i filantropa. Zarządzał m.in. apteką na dzisiejszym placu Sowieckim. Po ustąpieniu z funkcji prezydenta miasta w 1926 roku, Edward wrócił do pracy farmaceuty i wspierał lokalną kulturę.
Rodzina Stępniewskich utraciła wszystko w wyniku wojny i represji – majątek, domy, apteki, bliskich. – Matka próbowała po wojnie uzyskać odszkodowanie od Polski, ale bezskutecznie. Straciliśmy wszystko – poza życiem. A wielu Polaków straciło i to – mówi Andrew.
Pamięć wśród potomnych
Obecnie Andrew z żoną Sharon mieszkają na Florydzie. Jego dwaj synowie z pierwszego małżeństwa w Oklahomie. Jeden z nich bardzo przypomina swojego dziadka Zbigniewa z Grodna. Wspólne cechy z pradziadkiem Edwardem są również zauważalne. Rodzina zbiera historię przodków „po okruchach” – w swoim czasie Andrzej nie zapytał matki o wiele rzeczy. Chociaż opuścił Grodno ponad 80 lat temu, nadal mówi po polsku całkiem dobrze.
„Tylko Polacy nazywają mój język archaicznym” – uśmiecha się.
Na pytanie, czy odwiedzą Grodno, jeśli sytuacja polityczna na Białorusi się zmieni, Sharon jako pierwsza odpowiada: „Następnego dnia tam będziemy”.
ba za mostmedia.io
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!