
Fot: Charter97
Kto by podejrzewał, że białoruskie spożywczaki to takie kłębowisko przebiegłych opozycyjnych żmij?
Jak wytłumaczyć wkurzonym obywatelom dlaczego w kraju zabrakło ziemniaków, a jednocześnie nie powiedzieć prawdy: że to skutek masowego wykupienia ich przez firmy z Rosji, w połączeniu z komuszą głupotą dyktatora i jego ministrów centralnie regulujących ceny metodą “słonia w składzie porcelany”. Aleksander Łukaszenka znalazł sposób.
Ogłosił właśnie narodowi, że brak kartofli to… podstępny wymierzony w niego spisek sklepów i sieci handlowych. Z wrodzonym sobie wyczuciem wybrał też doskonałą okazję, by mówić o ziemniakach: spotkanie z filmowcami i aktorami w wytwórni “Belarusfilm”.
“W sprawie braku kartofli Komitet Kontroli Państwowej sprawdził niektórych kierowników sklepów i okazało się, że chodziło o politykę. Ziemniaków było pod dostatkiem, ale oni schowali je na zapleczu, żeby pokazać, że to wina prezydenta, który ingeruje w ceny. I kiedy Komitet pogroził im kajdankami, to ziemniaki od razu się znalazły” – zapewnił dyktator.
A po dwóch dniach postanowił jeszcze raz wrócić do tego tematu, żeby ludziom lepiej wbiło się do głów: “Zaczęliśmy wyjaśniać co się stało i okazuje się, że w sieciach handlowych ziemniaków było w bród, całe składy nimi zawalone. A dlaczego nie było ich w sprzedaży? Polityka. Chcieli pokazać, że władze duszą handel. Ale jak położyliśmy na stół kajdanki to od razu kartofle się pojawiły”.
Problem w tym, że wcale się nie pojawiły – jak ich nie było, tak nie ma. Ale kto by tam wnikał. Ważne, że władza podała “proste wyjaśnienie problemu”.
Z reguły im bardziej prymitywny polityk, tym bardziej lubi takie “proste wyjaśnienia” skomplikowanych spraw, najlepiej właśnie “wrogim spiskiem”, co doskonale wpisuje się też w manię prześladowczą Łukaszenki. A najlepszą receptą na to jest – oczywiście – użycie siły, wsadzenie kogoś do więzienia, a przynajmniej publiczne oskarżenie go i obrzucenie wyzwiskami w mediach.
Łukaszenka dawno już zrozumiał, że spora część jego poddanych takich właśnie prostych wyjaśnień oczekuje bo trudniejszych zwykle nie potrafi pojąć. Inteligenta i tak się tym nie przekona, ale prosty kołchoźnik to kupi, tym bardziej, że mity o nieustannych “spiskach wrogów narodu” odziedziczył w genach jeszcze z czasów sowieckich.
Teraz więc wszystko jasne: spisek. Oczami wyobraźni widzimy już, jak białoruscy kierownicy sklepów, sprzedawcy na targowiskach i właściciele sieci handlowych zbierają się na tajnej naradzie na zapleczu w celu obalenia Łukaszenki, a potem wszyscy jak jeden mąż chowają ziemniaki, wywołując tym gniew społeczny.
Historia ludzkiej głupoty to doprawdy never-ending story. Mijają dziesięciolecia i stulecia, a zagrywki kolejnych dyktatorów do znudzenia wciąż te same. Szczególnie w systemie komunistycznym potrzeba zawsze jakiegoś kozła ofiarnego, którego można oskarżyć o ciągły brak wszystkiego na rynku, że wspomnimy tylko słynną “aferę mięsną” w PRL za Gomułki i podobne “afery” za Gierka.
Niestety, jest to też smutna prawda o ludziach. Bo przecież, gdyby większość z nich nie wierzyła w takie “kartoflowe spiski”, to i żadna władza nie wygłaszałaby takich bredni.
Zobacz także: Fico kopie tunel do Kijowa? Szokująca zmiana kursu Słowacji!
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!