(Na podstawie wspomnień Marii z Rutkowskich Wierszyłłowskiej i Heleny z Rutkowskich Kasta)
Dzierżyńscy osiedli w majątku Oziembłowo (później nazwanego Dzierżynowem) i byli sąsiadami Rutkowskich właścicieli majątku Podgórze, a nie jak błędnie podano nazwę na mapie Zagórze, położonego w odległości 4 wiorst w Puszczy Nalibockiej. Rodziny te utrzymywały bliskie kontakty od lat 90 XIX wieku. Wtedy to Karol Adam Rutkowski (mój pradziadek) powrócił z 30-letniej przymusowej pracy w głębi Rosji za udział w powstaniu 1863 r. Karol Adam odziedziczył po matce ziemię i zaczął ją uprawiać. Edmund Dzierżyński, właściciel Oziembłowa, był w tym czasie na emeryturze po powrocie z pracy w szkolnictwie w głębi Rosji. Przyjaźń między sąsiadami zacieśniła się jeszcze bardziej, gdy Witold Rutkowski (mój dziadek) syn Karola Adama i Kazimierz Dzierżyński syn Edmunda zamieszkali razem w Warszawie w czasie studiów.
Kazimierz Dzierżyński po maturze wstąpił do Akademii Weterynaryjnej w Dorpacie (obecnie Estonia). Był zdolnym i dobrym studentem. Wśród wykładowców był profesor chemii Konowałow, który poniżał uczniów. Obrażeni postanowili spoliczkowac profesora. Kazimierz sprzeciwił się temu pomysłowi. Niestety, los padł na niego. Za ten czyn otrzymał wilczy bilet i zgodnie z prawem rosyjskim został wydalony z zakazem wstąpienia na jakąkolwiek uczelnię na terenie Rosji. Przyjechał więc do Dzierżynowa. W Warszawie powstała Szkoła Techniczna na prawach wyższej uczelni założona przez Wawelberga i Rotwanda. Kazimierz postanowił podjąc w niej naukę. Zaliczono mu rok studiów w Dorpacie i przyjęto na drugi rok nauki. Oczywiście nie wspomniał o wilczym bilecie. Zamieszkał na stancji z Witoldem Rutkowskim, studentem I roku w/w uczelni w domu Wilnianki p. Janikowskiej. Mieszkanie było na poddaszu III piętra. Warunki były ciężkie. Obaj panowie żyli bardzo skromnie. Rodzina Dzierżyńskich oddała majątek w dzierżawę. Dochody były niewielkie, a rodzina dość liczna. Kazimierz i Witold mieszkali razem 1 rok. Po zdanych egzaminach pojechali na wakacje do swoich domów. W nowym semestrze Kazimierz nie pojawił się na uczelni. Okazało się, że władze rosyjskie odnalazły go na skutek denuncjacji. Został aresztowany na kilka miesięcy. Potem wyjechał do Niemiec. Krótko przebywał we Frankfurcie nad Menem, potem przeniósł się do Karlsruhe, gdzie podjął naukę na Politechnice. Po jej ukończeniu pozostał jako pracownik. Mieszkanie wynajmował u rodziny pochodzenia włoskiego Schiotti. Zakochał się w córce właścicieli Łucji i ożenił się. W Niemczech przebywał 17 lat. Po powrocie do kraju zamieszkali w Dzierżynowie.
Rodziny Dzierżyńskich i Rutkowskich odwiedzały się nawzajem. Do posiadłości Kazimierza z przyjemnością zaglądano, bo było to niemalże muzeum zbiorów starej broni i wielki księgozbiór. Dzierżynowo ominęła rewolucja 1917 r. w przeciwieństwie do Podgórza Rutkowskich.
We wrześniu 1939 r. po wkroczeniu wojsk sowieckich na teren Polski, do Iwieńca przyjechali przedstawiciele „nowej władzy” z Mińska. Zawitali do Dzierżynowa z zamiarem zabrania p. Kazimierza do Mińska, aby pokazać, jak obecnie wygląda stolica Białorusi. Dzierżyński był przekonany, że już nie wróci i podzieli los rodaków, więc pożegnał się z żoną i mieszkańcami majątku. Szczęśliwie jednak wrócił.
Na początku 1942 r. (styczeń lub luty) Dzierżyńscy mieszkali jeszcze w Dzierżynowie. Czasami spotykało się u nich oficerów niemieckich, jako, że p.Łucja była Niemką.
Na skutek sytuacji związanej z działaniami wojennymi pp.Dzierżyńscy przenieśli się do Iwieńca na ul.Wojska Polskiego koło koszar. Często organizowano spotkania na brydżu u Marii i Ludwika Wierszyłłowskich, którzy mieszkali w pobliżu. Bywali tam, oprócz Dzierżyńskich, dr weterynarii Kryński, panowie : Zaremba, Pardo, Antoni Chomicz (Stabrawa), Dembowski, Wołkowski.
Iwienieckie AK było zorganizowane, lecz tylko częśc członków była aktywna. Na ich czele stanęli: Łucja i Kazimierz Dzierżyńscy oraz Ludwik Wierszyłłowski. Pani Łucja pracowała jako tłumacz w żandarmerii niemieckiej. Miała dostęp do informacji o planach działania Niemców. Pośredniczyła również w ratowaniu ludzi. Ludwik Wierszyłłowski zajmował się wykupem aresztowanych, organizując formę zapłaty. Był to najczęściej spirytus lub art. żywnościowe pochodzące z dużego, uprzemysłowionego majątku Chotów, własność ministra rolnictwa Niezabitowskiego. Ile osób w ten sposób ocalono, nie wiadomo.
Kazimierz Dzierżyński pracował jako tłumacz w starostwie w Iwieńcu.
18 czerwca 1943 r. oddziały AK zaatakowały stacjonujących w Iwieńcu Niemców. Akcja rozpoczęła się punktualnie o godz.12.00 i jej celem był budynek żandarmerii niemieckiej, koszary policji i KOP-u, gdzie urlopowali niemieccy lotnicy. W iwienieckim mieszkaniu pp.Dzierżyńskich był sztab dowództwa AK. Po udanym ataku partyzanci wraz z liczną grupą mieszkańców Iwieńca wycofali się do pobliskich lasów. Dzierżyńscy mimo namowy nie chcieli wyjść z oddziałem.[1]
Już 19 czerwca 1943 r. rano pojawili się w Iwieńcu Niemcy z Mińska, którzy natychmiast przystąpili do aresztowania i przesłuchania ludzi, którzy jeszcze zostali. Zgłosiła się do nich p.Łucja Dzierżyńska ręcząc słowem honoru, że nikt z Iwieńca nie poszedł do partyzantki. Prosiła również o zwolnienie aresztowanych osób, za które dała sowity okup. Pani Łucja była niezwykle szlachetnym człowiekiem. Niestety, zaistniało zdarzenie, które zaważyło na losach pp.Dzierżyńskich. Otóż we wsi Siwica Niemcy postrzelili pijanego policjanta białoruskiego, AK-owca, członka grupy zaminowującej drogi, Józefa Sosnowskiego. Znalezione przy nim dokumenty rzucono w twarz p.Łucji ze słowami: „Pani ręczyła, że nikt nie poszedł do partyzantki”. Aresztowano ich oboje.
Następstwem ataku na Niemców w Iwieńcu była akcja „Hermann”, która rozpoczęła się 20 lipca 1943 r. Była skierowana przeciwko partyzantom w Puszczy Nalibockiej. Dzierżyńscy zdążyli zawiadomić dowódcę oddziału Kacpra Miłaszewskiego „Lewalda” o planowanym ataku.
Pani Łucja siedząc w więzieniu prosiła o pomoc w uwolnienie jej i męża jakiegoś krewnego Niemca, zajmującego wysokie stanowisko. Nigdy nie otrzymała odowiedzi.
Córki Witolda Rutkowskiego Maria, Justyna i Helena zostały aresztowane i osadzone na terenie klasztoru, gdzie stacjonowało Gestapo. Rozpoczęły się przesłuchania. Na pierwszy ogień poszła Maria Wierszyłłowska. Biegła znajomośc jęz. niemieckiego pozwoliła na rzeczową rozmowę. Niemcy interesowli się szczegółowo Dzierżyńskimi i ich majątkiem , a nie znając dobrze terenu rozkazali Marii, aby pokazała im drogę. Maria była naocznym świadkiem rabowania i spalenia Dzierżynowa. Podobno pani Łucja otrzymała propozycję podpisania listy Reichsdeutsch, lecz stanowczo odmówiła, twierdzac, że jest Polką. Została skazana na karę śmierci za zdradę narodu, natomiast jej męża na obóz. Pan Kazimierz prosił , aby go również rozstrzelać, bo on też jest winien. Gdy stanęli przed plutonem egzekucyjnym, trzymali się za ręce. Razem z nimi zginęła łączniczka AK Stanisława Kurczewska z Rakowa. Prawdopodobnie mordu dokonał Carl Savinol, kat Iwieńca. Było to 25 lipca 1943 r.
Maria Wierszyłłowska razem z całą rodziną: rodzice, rodzeństwo i dzieci, była aresztowana i osadzona w małym domku ogrodnika klasztornego.
Znaleziono tam rzeczy pp.Dzierżyńskich: trochę ubrań, dwie srebrne łyżki i kartkę napisaną przez p.Łucję do służącej Jadwigi Łobacz. Pisała: „Kochana Jadziu! Giniemy oboje, ale żal mi Kazia, bo on ginie niewinnie…” Informację tą rodzina Rutkowskich przekazała Ryszardowi Dudkowi , partyzantowi.
Cała rodzina Rutkowskich została wkrótce wywieziona na roboty przymusowe do Niemiec. Dwie srebrne łyżki z monogramem p.Łucji służyły przez wiele miesięcy w obozach. Dziś są pamiątką tych tragicznych zdarzeń i wspomnieniem niezwykle szlachetnych i oddanych sprawie Polski ludzi.
Iwonna Kasta
[1] ś
5 komentarzy
zster
1 marca 2013 o 14:14Do r., 1944 nie istniało Dzierżynowo. Nie można tak nazywać Oziembłowa Dzierżyńskich.
Olgierd Karol Rutkowski
14 stycznia 2014 o 23:35To nie jest prawda. Nazwa Dzierżynowo zaistniała już w 1880 roku po wybudowaniu nowego dworu przez Edmunda Rufina Dzierżyńskiego (ojca Feliksa) w miejscu starego dworu Oziębłowo. Do lipca 1943 r. byliśmy sąsiadami p.p. Dzierżyńskich i wiem to na pewno. Dwór Dzierżynowo został obrabowany i spalony prze Niemców w 1943 r czego świadkiem była moja siostra Maria.
Olgierd Rutkowski
Barbara
20 czerwca 2016 o 09:26Tak pamiętam nazwa Dzierżynowo, była używana przez moich przodków z Iwieńca, a Oziębłowo/ Oziembłowo, jako nazwa dawna, dokładnie jak Pan Opisał. Ale zawsze były obie wymieniane w czasie wspomnień. Chcieliśmy pojechać zobaczyć to miejsce owianych legendami, przekazanych przez dziadka i teraz opisywanych we wspomnieniach, wiele z nich ma potwierdzenie. Kiedy będąc na miejscu , chcieliśmy tam trafić kierowano nas do Dzierżyńska.
W relacji popełniono błąd w dacie, bo Powstanie wybuchło 19 czerwca 1943 / poniedziałek/nie 18 / niedziela/ . To był dzień pracy, z relacji mamy i koleżanek kuzynek mamy oraz dzień nauki. Niedawno rozmawiałam z mini na ten temat. Wcześniej były rozważne inne daty, kilka aspektów zadecydowało – z relacji samych dowodzących, uczestników . Nie można mieć za złe relacjonującym, dla nich inne wydarzenia pozostały i wryły się mocno w ich wspomnienia powtarzane przetrwały jako fakty historyczne, inni zapamiętali inne fragmenty wydarzeń. Do tego dochodzą osobiste przeżycia różnych ludzi świadków, poskładane dają uzupełniający się obraz wydarzeń.
Jan
12 stycznia 2017 o 10:34Czyli ów partyzant oddał po wojnie pamiątki po Dzierzynskich rodzinie Rutkowskich? Jaki był finał tej historii?
Małgorzata
27 lutego 2024 o 11:31Szanowni Państwo,
pierwszym miejscem rodowym były Pe(i)tryłowicze niedalego Oziembłowa-Dzierżynowa.Tam się urodził ojciec Feliksa Edmund , mój pradziadek Onufry , mój dziadek Henryk u.1973.( brat stryjeczny Feliksa)W Petryłowiczach jest cmentarz gdzie byłam i jest tam jeszcze grób pradziadka Onufrego ( 1818-1883) i jest tam pochowany Witold syn Edmunda..Byłam również w Dzierżynowie( dwór paskudnie odbudowany).Wszystkich zainteresowanych zapraszam do korespondencji.Pozdrawiam Małgorzata P 507 33-77-06