Widzów corocznej parady morskiej w Petersburgu z okazji Dnia Marynarki Wojennej spotkał gorzki zawód.
Liczba uczestniczących w niej okrętów i małych kutrów była dwa razy niższa niż rok temu – przepłynęło ich tylko 25, w tym 4 żaglowce i 1 podwodny. To najmniejsza parada morska w całej jej historii. Natomiast organizowaną zawsze równolegle paradę w Kronsztadzie w ogóle odwołano.
Nie pojawił się żaden z 26-ciu okrętów, o których zatopieniu lub uszkodzeniu informowało wcześniej dowództwo ukraińskie, co potwierdza, że 1/3 „potężnej” rosyjskiej Floty Czarnomorskiej leży już na dnie, albo nie jest zdolna do służby. Flotę tę reprezentowały tylko dwie jednostki: fregata Admirał Grigorowicz i korweta Markury.
Przypomnijmy, że w wyniku ukraińskich uderzeń Rosjanie musieli w tym roku wycofać swoje okręty z Krymu do Noworosyjska na wschodnim wybrzeżu Morza Czarnego, a patrolować ten akwen odważają się już tylko okrętami podwodnymi. Najbardziej zdumiewa fakt, że te ogromny straty zadał im kraj, który sam nie ma praktycznie żadnej marynarki wojennej.
Mimo to przyjmujący paradę w Petersburgu Władimir Putin nadal próbował robić dobrą minę do złej gry, zapewniając o „morskiej potędze Rosji”, choć już gołym okiem widać jaka to „potęga”. Cóż, marzenia zwykle umierają na końcu.
Prawda jest natomiast taka, że rosyjską paradę morską spotkał ten sam los, co „rosyjski okręt” ze słynnego ukraińskiego powiedzenia, a z dawnej wielkości pozostał już tylko wielki patos i typowo rosyjskie ceremonialne zadęcie.
KAS
1 komentarz
Enricco
29 lipca 2024 o 19:51Lubimy naród mongolski zamieszkujący Mongolię, ale ten mongołopodobny, zamieszkujący mniej więcej od Moskwy po Irkuck – to już nie.