Tablicę wmurowano z inicjatywy Stołecznego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Warszawie oraz Polskiego Radia Lwów. W uroczystościach wzięli udział przedstawiciele konsulatu RP we Lwowie, władze miasta, przedstawiciele organizacji polskich we Lwowie, Polacy ze Lwowa oraz goście z Polski.
Odsłonięcia tablicy dokonali: konsul generalny RP we Lwowie Eliza Dzwonkiewicz oraz mer Lwowa Andrij Sadowy, a poświęcenia dokonał proboszcz parafii św. Antoniego o. Sławomir Bystry.
– Chciałbym podziękować wszystkim pomysłodawcom uhonorowania Witolda Szolgini. Mieszkał we Lwowie i był człowiekiem szczególnych talentów. Kochał Lwów we wszystkich jego aspektach – w muzyce, radiu, architekturze – mówił podczas uroczystości Andrij Sadowy.
– W czasie wojny ktoś może powiedzieć: po co to wszystko? Właśnie to wszystko jest na czasie, ponieważ wróg zabija nas, aby wymazać naszą pamięć. Siła Lwowa jest w ludziach, którzy go tworzyli. I są to ludzie różnych narodowości, którzy byli pełni wielkiej miłości – dodał mer.
Na tablicy widnieje napis w języku polskim, ukraińskim i angielskim. Po odsłonięciu tablicy została odprawiona msza święta w intencji Witolda Szolgini. Na zakończenie Teresa Pakosz z Radia Lwów oprowadziła wszystkich chętnych po miejscach, związanych ze słynnym „piewcą Lwowa”.
Rok temu w setną rocznicę urodzin Witolda Szolgini Odsłonięcie tablicy pamiątkowej ku czci Witolda Szolgini została wmurowana tablica w Warszawie na budynku przy ul. Puławskiej 138. – Odsłoniliśmy tablicę tam, gdzie mieszkał i tworzył, gdzie zawsze tęsknił o Lwowie. Pogoda była nie najlepsza. Widocznie „płakał” przez to, że nie ma tablicy we Lwowie. Wszelkimi staraniami, współpracą z władzami we Lwowie udało się dzisiaj tę tablicę odsłonić.
A dziś, na szczęście, mamy piękny, słoneczny dzień – powiedziała Stanisława Stańczyk-Wojciechowicz, wiceprezes Stołecznego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Warszawie. Teofilia Moskal, która przez całe swoje życie mieszka w budynku przy ulicy Łyczakowskiej pod numerem137, pieczołowicie zachowuje pamiątki związane z Witoldem Szolginią. Z dumą w sercu pokazuje książkę „Dom pod żelaznym lwem” z dedykacją autora – „Mieszkańcom Domu gdziekolwiek są”.
– To i dla mnie dedykowana jest ta książka, bo ja też mieszkam w tym domu. On był tutaj, nawet nocował, a jak nie nocował to zawsze nas odwiedzał. Przesyłał zawsze do tego domu świąteczne kartki, a teraz jego syn Krzysztof pisze i wysyła z Warszawy – dodaje.
Pani Teofilia mówiła też o tym, że dotychczas przynoszą z poczty pocztówki adresowane Witoldowi Szolgini.
Witold Szolginia urodził się 11 marca 1923 we Lwowie. Przez ponad dwadzieścia lat był związany z dzielnicą Łyczaków. Tu został ochrzczony w kościele pw. św. Antoniego, uczęszczał najpierw do szkoły przy ul. Łyczakowskiej, a później do 6 gimnazjum im. Staszica (ten budynek już nie istnieje przyp. aut.). W roku 1944 rozpoczął studia na Wydziale Architektury Politechniki Lwowskiej. Po ekspatriacji ze Lwowa przeniósł się wraz z rodziną do Krakowa.
Kontynuował studia na Politechnice Krakowskiej. Ukończył je w 1950 roku, zdobywając tytuł magistra inżyniera architekta. Pracował w swoim zawodzie ponad czterdzieści lat jako docent w Instytucie Kształtowania Środowiska w Warszawie.
Prowadził też prace badawcze. Należał do założycieli Warszawskiego Towarzystwa Miłośników Lwowa. Organizował wykłady na tematy lwowskie. Kolekcjonował pamiątki lwowskie, które dały początek „Kolekcji Leopolis” w Muzeum Niepodległości w Warszawie. Autor książek, wierszy i rysunków o tematyce lwowskiej takich jak „Dom pod Żelaznym Lwem”, „Krajubrazy serdeczny” i „Kwiaty lwowskie”, „Historiografia urbanistyki i architektury dawnego Lwowa”, „Najstarsze widoki Lwowa”, „Na Wesołej Lwowskiej Fali”, „Pudełko lwowskich wspomnień pełne”. W latach 1989–1996 w Programie III Polskiego Radia wygłaszał co tydzień gawędy o Lwowie. Witold Szolginia swoją twórczością przybliżył czytelnikom i słuchaczom życie dawnego Lwowa. Jego wielką zasługą było wskrzeszenie bałaku lwowskiego, który znał doskonale. Lwów nosił w swym sercu i do końca życia był mu „Semper Fidelis” – zawsze wierny.
Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
ANNA GORDIJEWSKA
Tekst ukazał się w Kurierze Galicyjskim nr 5 (441) 15–25.03.2024
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!