Białoruskie „elity” po latach poszukiwań i próby znalezienia „miejsca” Białorusi w świecie, które z jednej strony gwarantuje jej bezpieczeństwo – rozumiane też jako bezpieczeństwo systemu i tychże „elit”, a jednocześnie pewną konieczną podmiotowość – szczególnie w stosunku do Moskwy, odnalazły takowe miejsce. W Eurazji. A dokładnie jako jej zachodnia flanka. Eurazja jest przy tym rozumiana tu jako „subkontynent” budowany przez Rosję czy wokół niej.
Nie koniec Europy, lecz początek Eurazji można by powiedzieć. Eurazjanizm nie jest tak żywy na Białorusi jak w Rosji, lecz zdobywa on także w Mińsku coraz większe grono wyznawców. Z jednej strony białoruskie elity zaakceptowały geopolityczny los Białorusi, który jest przecież konsekwencją wyborów politycznych dokonywanych w ciągu ostatnich dekad. Z drugiej jednak strony te same elity starają się wierzyć, że osadzenie w ramach eurazjatyckiego projektu to też szansa na odgrywanie – nawet znacznej, roli w światowej polityce.
Przekaz mediów pro-rządowych na Białorusi silnie obstaje przy przekonaniu, że świat stoi przed wielkimi zmianami geopolitycznymi, których najważniejszym przejawem ma być wzrost alternatywnych ośrodków w stosunku do Zachodu. Ten przekaz jest częściowo oceną a częściowo „myśleniem życzeniowym”, przekonywaniem elit przez samych siebie, bo przecież przekaz białoruskich mediów jest przekazem wewnętrznym, do słuszności i sensowności wyboru geopolitycznego jakich dokonano. Białoruś wedle tego przekazu nie ma wyjścia, a jednocześnie integrując się z „Eurazją” zyska więcej niż gdyby miała wybrać integrację z Zachodem.
Pytanie przed jakim stoi jednak białoruska elita jest takie czy Eurazja jest czymś realnym. Kierowane przez Moskwę ośrodki integracyjne – Euroazjatycka Unia Gospodarcza czy Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym mają spore szczeliny i nie są zdolne nawet zgromadzić wszystkich krajów byłego ZSRR. Nie tylko dystans wykazują kraje takie jak Gruzja, lecz także Azerbejdżan czy Uzbekistan. A ostatnio coraz bardziej Armenia.
Wybór geopolitycznych kierunków
Gdy po 1994 r. zaczęła się kształtować nowa/stara: łukaszenkowsko-postsowiecka elita kraju, początkowo jej pragnieniem było stopienie się z Rosją w nową formację państwową: Państwo Związkowe Białorusi i Rosji (ZBiR). Dziś dawny projekt raczej ciąży Mińskowi, gdy co jakiś czas o jego istnieniu przypomina sobie Moskwa. Na szczęście dla niezależności Białorusi, lecz ze szkodą dla kariery politycznej Aleksandra Łukaszenki, Władimir Putin, gdy przejmował władzę na Kremlu, nie był zainteresowany ucieleśnieniem ZBiR-u.
I tak Mińsk niejako po raz drugi został zmuszony do samodzielności. Po 2008 r. powoli a po 2014 r. intensywniej reżim Łukaszenki, którego relacje z Moskwą pozostają wybitnie asymetryczne, starał się zwiększać swoją podmiotowość, świadom jednak, że zbyt radykalne ruchy mogą tylko rozjątrzyć Kreml. Napięcie między obu krajami osiągnęło szczyt na przełomie 2019 i 2020 r. Dla Mińska na szczęście okazało się, że Moskwa nie jest gotowa inwestować w „nowego” Łukaszenkę, zapewne zajęta była już powolnymi przygotowaniami do rozprawy z Ukrainą. Sama wojna na Ukrainie okazała się także błogosławieństwem dla Mińska, odwracając priorytety Kremla i pozwalając odgrywać Białorusi rolę „wiernego sojusznika”.
Dzisiejsze elity Białorusi są nastawione na ochronę jej niepodległości, formalnej oraz zachowania (i zwiększenia) podmiotowości w ramach projektów eurazjatyckich. Wynika to z faktu, że utrata Białorusi jako „bazy” dla tych elit oznaczałaby ich dekompozycję, a dla większości z nich utratę stanowiska/znaczenia. Dla Białorusi integracja z Rosją w ramach ZBiRu jest stałym zagrożeniem, o tyle ile jej kontynuacji chce Kreml. Kreml działa tu jednak kompulsywnie.
Eurazjatycki subkontynent a Białoruś
Największy problem w ocenie polityki zagranicznej Białorusi przez ostatnią dekadę jest nierozumienia tego, że Mińsk postrzega się jako trwały element bloku wschodniego. Na Zachodnie panuje przekonanie o tym, że co jakiś czas Mińsk chce zbliżania z Europą i tym samym dąży do uniezależnienia się od Kremla. Stąd nie brakowało nigdy głosów, które namawiały Zachód do „wspierania” Mińska – z jego rządzącymi elitami, w tym procesie.
Taka interpretacja jest błędna, choć ma pewne podstawy, o tyle, że Mińsk faktycznie nie pragnie dziś połączenia z Rosją w ramach Państwa Związkowego. Co było istotną sprawą przed kilku laty. Lecz nie znaczy to, że jednocześnie Białoruś dąży do opuszczenia eurazjatyckiego bloku, który – wedle swojego przekonania, współtworzy. Problem ten jest skomplikowany, bo wymaga on zrozumienia delikatnych białorusko-rosyjskich relacji i postrzegania ich przez elity w Mińsku.
Mówiąc obrazowo elity te są przekonane, że od Rosji nie mogą się za bardzo oddalić, bo Białoruś znaczy coś na arenie międzynarodowej zasadniczo jako sojusznik Moskwy, lecz do Rosji też nie można się zanadto zbliżyć, bo ta zwyczajnie może być dla Białorusi zagrożeniem. Polityka zagraniczna Białorusi to próba okiełznania niedźwiedzia. „Zbliżanie” z Zachodem było zawsze tylko próbą poszerzenia pola manewru w ciasnej geopolitycznej przestrzeni, lecz nigdy nie miało na celu realną zmianę „obozu”. Wskazuje na to np. brak ewolucji systemu w stronę liberalno-demokratyczną.
Blok ten zasadniczo budowany jest przez Rosję w postaci czy to Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej czy Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. I ten blok stał się dla elit Białorusi docelową przestrzenią geopolityczną. Tym samym jeśli Białoruś „szuka” niezależności to nie tyle od tego bloku, co aby odgrywać w nim określoną, znaczniejszą rolę. Wymaga to z jednej strony pewnej niezależności od Moskwy, lecz także przy okazji ścisłej z nią współpracy. Szczególnie potwierdzać miał to kryzys na przełomie 2019 i 2020 r. gdy było widoczne, że Mińsk stara się uniknąć ucieleśnienia ZBiR-u, do którego to ucieleśnienia nagle zapałała chęcią sama Rosja.
Proces ten o jakim marzą elity Białoruski można za Markiem Budziszem określić mianem kazachstanizacji sytuacji geopolitycznej Białorusi. Mińsk miałby wybrać z jednej strony współpracę z Moskwą, przy maksymalnej samodzielności. Można określić to jako „niepodległość nadzorowaną”.
Białoruskie marzenia
Zachowanie więc samodzielności Białorusi w jej kontaktach z Rosją, przy jednoczesnej potrzebie trzymania się tej Rosji jak najbliżej, wymaga od Białorusi także poszukiwania dodatkowych podmiotów, które miałyby Mińsk wspierać. Stąd nie mniej istotny dla Białorusi jest współudział w budowaniu „Eurazji” przez takie kraje jak Chiny. Eurazja jako projekt jest ewidentnie formacją oscylującą wokół Moskwy, lecz spora liczba „eurazjanistów” spogląda z uwagą i sympatią w stronę Pekinu.
Dla Kremla Eurazja to tylko przedłużenie polityki Moskwy, kraje biorące udział w tym projekcie muszą liczyć się z tym, że wykorzystane przez Rosję, mogą łatwo być porzucane a ich interesy zignorowane. Rozszerzenie projektu o nowe kraje – przede wszystkim Chiny i tym samym jego wewnętrzne zbalansowanie ma zagwarantować, aby kraje będące częścią Eurazji nie musiały się obawiać tak bardzo, że staną się ofiarą rosyjskiego apetytu lub nagłych zwrotów.
Na Białorusi sporo mówi się dziś np. o korytarzu Północ-Południe, czyli przestrzeni sięgającej od Petersburga poprzez Iran do Oceanu Indyjskiego. Korytarz te ma być istotny dla Teheranu, bo tym sposobem jego dobra mogą wpływać do Europu poprzez Białoruś. Tym samym Mińsk liczy, że w ten sposób znajdzie kolejnego gwaranta swojej niezależności, obok Pekinu, bo oba azjatyckie kraje miały by być zainteresowanie w utrzymaniu w Europie Wschodniej stabilizacji.
To kolejny przykład jak białoruskie elity chętnie wpisują Białoruś w wielką geopolityczną narrację. I wierzą jednocześnie, że jest to sposób na zachowanie przez nią samodzielności. Białoruś ma stać się zbyt ważna w wielkich światowych układach, na przecięciu linii interesów zbyt wielu krajów, aby tak po prostu móc zniknąć. Nie jej siła, zdolność do samoobrony ma być gwarantem niepodległości, lecz właśnie usytuowanie.
Oczywiście w przekazie białoruskiej propagandy nie pada stwierdzenie, że to Rosja jest zagrożeniem dla jej suwerenności. Sporo jednak miejsca zajmuje wspomniane wyżej zachęcanie do integracji z Eurazją Chin czy Iranu. Takie wypowiedzi nie są tylko przekonywaniem samego siebie, lecz także sygnałami wysyłanymi do Pekinu (i w mniejszej mierze do Teheranu oraz pozostałych krajów Azji Centralnej) jak ważna i potrzebna jest Białoruś dla całego układu eurazjatyckiego – jako ostatni łącznik, pośrednik między Eurazją a Europą właściwą/Zachodnią.
Wskazuje się, że gdyby na przykład doszło do wchłonięcia Białorusi przez Rosję lub też znacznego ograniczenia podmiotowości tej pierwszej w ramach ZBiR-u to najdalej wysuniętym na Zachód krajem Eurazji stałaby się sama Rosja. A bezpośrednie relacje Zachodu z Rosją są obciążone przecież masą różnych spornych tematów, które zawsze mogą zakłócić dobre stosunki. Mińsk więc widzi się jako pośrednik, „tłumik” w tych relacjach, jako znacznie bardziej „neutralny” do przyjęcia dla Zachodu mediator.
Stąd też prosty wniosek, że Białoruś musi zachować niezależność dla całego układu euroazjatyckiego. Ta filozofia działa w dwie strony: ma ona przekonywać kraje euroazjatyckie jak bardzo Białoruś jest potrzebna w tym układzie oraz przekonywać własne elity, że wybór euroazjatyckie jest konieczny i jedyny możliwy. Bo gdyby Białoruś wybrała integrację z Zachodem to skończyłaby jak Gruzja lub Ukraina. Ale jednocześnie to nie Rosja i integracja z nią ma być celem białoruskich elit, lecz szersza struktura eurazjatycka, w którą białoruskie niepodległe państwo świetnie się wpisuje. Integrowanie się z samą Rosją to prosta droga do samolikwidacji. Jednak integrowanie z Eurazją to osadzenie białoruskiej suwerenności – tak uważają elity kraju, na szerokiej platformie.
Łazarz Grajczyński
Autor jest dziennikarzem, specjalizującym się w polityce międzynarodowej i kwestiach bezpieczeństwa, współpracował m.in. z Radiem Poznań, portalami Jagiellonia.org, Kresy24.pl, Centrum Schmpetera i Blasting News
Opinie i przemyślenia wyrażone w tekście odzwierciedlają wyłącznie poglądy autora
1 komentarz
qumaty
12 grudnia 2023 o 21:53„dla Teheranu, bo tym sposobem jego dobra mogą wpływać do Europy poprzez Białoruś”
kolejne łukaszenkowskie mrzonki bo po pierwsze, wystarczy wziąść mapę by szybko stwierdzić że najkrótsza droga z Iranu do Petersburga, via Morze Kaspjskie i dalej koleją, za cholerę nie wiedzie przez Białoruś. Przez terytorium samej Rosji jest po prostu prościej, a wręcz trzebaby tą trasę mocno wygiąć by w ogóle zawadzała o Białoruś.
po drugie czy ktoś z czytelników kojarzy kupiony ostatnio jakiś towar z metką „made in Iran”? Cokolwiek? Jak nie, to jakie to „towary” chcą wozić Białorusini? Ropę? Gaz? Ok, ale tu nic nie przebije rentowności transportu tankowców czy gazowców.. Znów więc pytanie, na cholerę Iranowi Białoruś? Miota się ten baćka w coraz bardziej urwanych z choinki koncepcjach. Białoruś nigdy nie będzie Kazachstanem, bo nie ma za sąsiada Chin. Kropka.