Popularny komunikator Telegram posiada standardowe narzędzia, które przy odpowiednim zastosowaniu pozwalają monitorować wszelkie działania użytkownika. Co więcej, „Zamknięte czaty” również nie są bezpieczne, ponieważ rosyjskie służby specjalne nauczyły się je przeglądać. Portal „The Wired” opublikował obszerny materiał o lukach w komunikatorze stworzonym przez Pawła Durowa oraz o tym, jak reżim Putina dzięki niemu przewiduje każdy krok rosyjskich aktywistów.
Autor artykułu przekonuje, że pod wieloma względami rosyjskie władze nie muszą nawet współpracować z administracją Telegramu w celu inwigilacji użytkowników. Faktem jest, że szpiegowanie użytkowników Telegramu można prowadzić za pomocą zwykłych narzędzi API (interfejs programowania aplikacji) komunikatora. Z reguły są one wykorzystywane przez zewnętrznych programistów do tworzenia botów, zbierania danych lub prowadzenia badań.
Jednak w przypadku Telegramu narzędzia API pozwalają na archiwizację „prawie całego” komunikatora – w tym małych kanałów i grup publicznych. Następnie, znając numer telefonu użytkownika, można łatwo uzyskać wszystkie wiadomości, które wysłał do dowolnej publicznej grupy lub kanału.
Według twórcy bezpiecznego komunikatora Signal nawet WhatsApp i Facebook zapewniają lepszą prywatność niż Telegram.
Od lat Durow reklamuje otwarte API swojego komunikatora jako „symbol zaangażowania w przejrzystość”, umożliwiając każdemu sprawdzenie kodu źródłowego Telegramu lub tworzenie automatycznych botów, które mogą między innymi nadawać biuletyny informacyjne, przetwarzać płatności lub wysyłać polecenia do dowolne urządzenie z dostępem do internetu.
Ale sprawia to również, że Telegram jest potencjalnie potężnym narzędziem do masowej inwigilacji. Specjaliści mogą stworzyć „armię botów” do śledzenia użytkowników Telegramu według nazwy, subskrypcji i grup publicznych. Wszystko to pozwala uzyskać szczegółowy portret osoby, wprowadzając jego identyfikator, którym posługuje się w Telegramie.
Autorzy artykułu uważają, że rosyjskie służby wywiadowcze nauczyły się czytać nawet zaszyfrowane czaty. Z kolei właściciele Telegramu twierdzą, że jego kompleksowo zaszyfrowana funkcja „tajnych czatów” (wiadomości, których nie można przesłać dalej) jest „bezpieczna, o ile urządzenie jest bezpieczne w kieszeni” (zabezpieczone przez nieuprawnioną ingerencją).
Na przykład kilku działaczy opozycji powiedziało „The Wired”, że widzieli, jak ich wiadomości na prywatnych czatach były oznaczane jako przeczytane – mimo że wiedzieli na pewno, że odbiorca ich nie przeczytał. Wspomina się też o tym, że rosyjskie siły bezpieczeństwa dokonywały przeszukań u dziennikarzy i administratorów kanałów Telegramu, znając przed rewizją wszystkie ich wiadomości przesłane znajomym w czasie rzeczywistym.
Rzecznik Telegramu w rozmowie z dziennikarzami „The Wired” zaprzeczył, aby firma udostępniała dane użytkowników FSB i innym służbom państwowym. Durow odmówił rozmowy z portalem.
Jego współpracownik, Gieorgij Łobuszkin, wyjaśnił dziennikarzom, że chociaż rynek rosyjski jest ważny dla Telegramu, „Durow wolałby z niego zrezygnować niż rozpocząć współpracę z władzami”. Można w to wątpić, biorąc pod uwagę ogromny odsetek użytkowników platformy przypadający na Federację Rosyjską.
Przypomnijmy, Rosja od początku 2023 roku znacząco ograniczyła funkcjonalność Telegramu – komunikator znalazł się na specjalnej liście. Wiele organizacji w Rosji będzie miało zakaz używania Telegramu do przesyłania dokumentów płatniczych i danych osobowych podczas świadczenia usług.
Opr. TB, www.wired.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!