Jednym z najczęstszych chwytów kremlowskiej propagandy uzasadniających straszliwe zbrodnie na Ukrainie jest wskazywanie bombardowania Jugosławii przez NATO, że niby czemu Rosja nie może atakować jakiegoś kraju, skoro NATO mogło. Wyjaśnię poniżej dlaczego zrównywanie tych dwóch spraw jest w wysokim stopniu kłamliwe i wręcz nikczemne.
Ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew po wezwaniu do polskiego MSZ, gdy wydalano z Polski rosyjskich szpiegów, na zaimprowizowanej konferencji prasowej mówił różne kłamstwa, że aż dziennikarze polscy nie wytrzymywali. Mówił też między innymi właśnie o bombardowaniach przez NATO reżimu serbskiego. Ponieważ w Polsce wiedza o historii Bałkanów jest niestety nikła, żaden dziennikarz nie zareagował, choć na inne kłamstwa rzeczywiście dziennikarze mieli mocne riposty.
Przede wszystkim przypomnijmy, że reżim serbski był bombardowany przez NATO dwa razy. Za pierwszym razem, w 1995 roku, po ludobójstwie dokonanym przez oddziały wspieranych przez reżim w Belgradzie bośniackich Serbów („separatystów”) w Srebrenicy. NATO wsparło uderzeniami z powietrza na pozycje wojsk bośniackich Serbów (operacja Delibarate Force) ofensywę chorwacko-bośniacką, równolegle rozpoczęła się w Chorwacji operacja „Burza”, gdy wyszkoleni i dozbrojeni przez NATO Chorwaci odbili okupowane przez Serbów terytoria w północnej Dalmacji i przywrócili jedność terytorialną swojego kraju.
Akcja ta położyła kres ludobójczej wojnie rozpętanej przez rezim Miloszevicia przeciwko Chorwacji i Bośni. W jej wyniku zginęło według różnych szacunków od 150 tysięcy do 250 tysięcy ludzi, w większości cywilów. Wbrew temu, co twierdził serbska i rosyjska propaganda, za zbrodnie odpowiada głównie strona reżimu serbskiego (choć, tu chcę zastrzec, nie naród serbski, bo w Serbii przez cały okres wojny, inaczej niż teraz w Rosji, odbywały się liczne antywojenne protesty i działała opozycja sprzeciwiająca się wojnie, mimo represji, a nawet zabójstw jej działaczy. Były też tysiące Serbów walczących i cierpiących po stronie Chorwatów i Bośniaków). To strona serbska planowała i przeprowadzała z zimną krwią tzw. czystki etniczne na zajmowanych terenach polegające na wymordowaniu lokalnych elit, wysyłaniu ludzi do obozów koncentracyjnych i wygnaniach. To strona serbska w 1995 roku zdecydowała o ludobójstwie w Srebrenicy, gdy wymordowano przy bierności holenderskiego kontyngentu ONZ około 8 tysięcy bośniackich chłopców i mężczyzn, dokładnie według takiego samego klucza jak teraz Rosja stosuje na Ukrainie – wymordować tych, którzy teoretycznie mogą nosić broń i stanowić jakieś zagrożenie, czyli chłopców od 12 roku życia i mężczyzn do 70. Resztę, kobiety, młodsze dzieci, starców – wygnać i w ten sposób wymazac na danym terenie całą grupę etniczną. To wypełnia definicje ludobójstwa, co potwierdził potem Trybunał w Hadzie do spraw zbrodni wojennych w byłej Jugosławii skazując na dożywocie przywódców bośniackich Serbów Ratko Mladicia i Radovana Karadżicia. Miloszevicia nie udało się skazać, bo zmarł podczas procesu.
Zdarzały się zbrodnie chorwackie i bośniackie na Serbach (których sprawcy też stawali przed Trybunałem w Hadzie i byli skazywani), ale miało to dużo mniejszą skalę i nigdy nie było planowym działaniem. Dodajmy jeszcze, że przez pewien czas była też wojna między Chorwatami i Bośniakami w Hercegowinie, dochodziło też od niekontrolowanych zbrodni wojennych, za to też były wyroki w Hadze. Ale nigdy nie sięgnęło to takich rozmiarów jak zbrodnie serbskiego reżimu.
Reżim Miloszevicia był więc ludobójczy i skorumpowany. W swojej retoryce nienawiści posługiwał się dokładnie tymi samymi chwytami jak dziś Rosja Putina. Że Chorwaci i Bośniacy to tak naprawdę Serbowie, że trzeba tylko ich „zdenazyfikować”, albo że walczą z islamizmem rzekomo rozplenionym w Bośni i Kosowie. Tak mówili Rosjanie popełniając zbrodnie w Czeczeniii i Syrii, że walczą z islamizmem. Oczywiście, po latach wojny zaczęli się pojawiac w tym krajach islamiści, ale to zawsze była zdecydowana mniejszość. Prawda jest taka, że Bośniacy jeśli już, są protureccy i chcą wstąpić do NATO i UE, a Albańczycy (Albania właściwa jest członkiem NATO) to jeden z najbardziej proamerykańskich narodów na świecie, w dodatku, około 20 procent Albańczyków z różnych krajów to chrześcijanie, przecież święta Kościoła katolickiego Matka Teresa to Albanka.
Reżim Miloszevicia pod takimi hasłami w 1998 roku przystąpił do ostatecznej rozprawy z Albańczykami w Kosowie. Przez wiele lat prześladowani Albańczycy stawiali tam bierny opór niczym nasza „Solidarność” wcale jeszcze nie domagali się niepodległości, lecz poszanowania ich praw, a byli w tej części ówczesnej Serbii większością. W II połowie lat 90. przystąpili jednak do walki zbrojnej. To był pretekst do rozpoczęcia również w Kosowie „czystek etnicznych”. Wiosną 1999 roku reżim Miloszevicia deportował do sąsiednich krajów (w tym do Czarnogóry będącej razem z Serbią niby częścią kadłubowej Jugosławii, ale tak naprawdę dążącej już do niepodległości i integracji z NATO) do 2 mln Albańczyków. Kosowo było pustoszone z Albańczyków. To destabilizowało cały region ,a potencjalnie całą Europę. W powietrzu wisiała groźba powtórzenia ludobójstwa jak w Srebrenicy.
Dlatego właśnie NATO zdecydowało się znowu na interwencję, zanim będzie za późno (operacja Allied Force). Bombardowano cele wojskowe w Jugosławii. Rzeczywiście, zginęło kilkuset cywilów, ale nie byli celem jak teraz celem Rosjan są cywile na Ukrainie. W wypadku bombardowań z 1999 ofiary to tzw. „collateral damage”, ofiary przypadkowe. Zresztą, około połowy ofiar to byli Albańczycy.
Po kilkutygodniowych bombardowaniach Serbia zgodziła się na wejście wojsk NATO i wycofała się z Kosowa. Przy okazji jeszcze Rosja bezskutecznie próbowała stworzyć „swoją” strefę w Kosowie (tzw. incydent w Prisztinie), co z perspektywy czasu można uznać za pierwsze wyzwanie Putina rzucone Zachodowi (był wtedy szefem FSB i za pół roku był już prezydentem).
Po ponad roku od porażki w Koswie Miloszević został obalony przez demokratyczną opozycję w Serbii i wepchnięty do samolotu do Hagi.
Dyskusję budzi to, czy Zachód zrobił słusznie dopuszczając do referendum nad niepodległością Kosowa i uznając potem niepodległość Kosowa. Rosja wykorzystała to potem jako pretekst do ataków na Gruzję i Ukrainę i w ogóle kwestionowania granic w Europie. Przewidując to, niepodległości Kosowa sprzeciwiał się dopóki mógł prezydent Lech Kaczyński. Na dodatek, jest też pytanie, czy słusznym było to politycznie, bo w Serbii rządziła wówczas demokratyczna opozycja i z pewnością jej to nie pomogło. Teraz znowu w Serbii rządzą spadkobiercy reżimu Miloszevicia.
Ale to nieco inna dyskusja. W kwestii formalnej, Kosowo w ramach konstytucji Jugosławii miało prawo się odłączyć. Natomiast Krym, mimo autonomii, nie mógł, bo Ukraina to państwo unitarne. Podobnie z odłączeniem Abchazji i Osetii Południowej od Gruzji przez Rosję.
Wiem, że w Polsce od I i II wojny światowej utrzymywała się sympatia wobec Serbów, a więc skłonność do słuchania serbskich argumentów, nawet jeśli były kłamliwe. Ale czasy się zmieniły, w latach 90. Serbia nie była, jak podczas I i II wojny światowej, albo jak jeszcze wcześniej, atakowanym zewsząd krajem walczącym o swoją niepodległość i swoje ziemie. Była krajem imperialistycznym na skalę regionu, łączącym, jak dziś Rosja, elementy komunizmu i faszyzmu. Kierowanym de facto przez postkomunistyczne wojsko i służby specjalne, również jak dzisiejsza Rosja. Należało ją zatrzymać, tak jak należy zatrzymać Putina.
Dlatego na pytanie czy bombardowania reżimu Miloszevicia przez NATO były słuszne, należy odpowiedzieć, że tak, że siły wolności, demokracji i porządku muszą zatrzymywać siły tyranii i chaosu, chcące przerysować granice w Europie. Zarzut jest jednak taki, że NATO powinno zrobić to znacznie wcześniej. Interweniować wojskowo przeciwko Miloszeviciowi już gdzieś w 1991, najpóźniej w 1992 roku. Gdy już niszczone były Vukovar, Dubrownik, Sarajewo, a ich ludnośc bombardowana. Zamiast tego przez lata Zachód obnosił się ze zbrodniarzem jak z jajkiem, podobnie jak to było potem z Putinem. Kto wie, gdyby zatrzymano Miloszevicia na samym początku, może nie tylko nie byłoby rozpadku Jugosławii (a przynajmniej przebiegłby aksamitnie, jak rozpad Czechosłowacji), ale może nie byłoby też zbrodniczego reżimu Putina.
Marcin Herman
Artykuł pochodzi z „Gazety Polskiej Codziennie”
3 komentarzy
robercik
23 kwietnia 2022 o 11:06Iwan Turgieniew (pisarz rosyjski): „Rosjanin jest największym i najbardziej bezczelnym kłamcą na świecie”.
Theodore Roosevelt (dwudziesty szósty prezydent USA): „Nie mogę zrozumieć charakteru rosyjskiego. Rosjanin kłamie patrząc w twoje oczy, i wiedząc, że widzisz to kłamstwo, on wcale się nie wstydzi”. Wydaje mi się, że Rosjanin w ogóle nie wie, co to wstyd.
Astolphe de Custine (francuski pisarz i podróżnik): „W Rosji, szczerość uważają za szaleństwo. To jest rozsądne! W istocie! Przecież całe rosyjskie życie we wszystkich sferach — to nieustanny zamach na prawdę. Dla Rosjan zdrajcą jest ten, kto nie kłamie. Odrzucenie kłamstwa traktowane jest jako zdrada państwa”.
Listy z Rosji
24 kwietnia 2022 o 08:57Dokładnie tak. „Listy z Rosji” de Custine to powinna być lektura obowiązkowa na maturę. – Bezcenne źródło do zrozumienia współczesnej Rosji.
Mnie uderzyły tam słowa cara cytowane przez de Custine, że najbardziej upokarzającym okresem jego panowania by ten czas, gdy był monarchą konstytucyjnym Królestwa Polskiego po Kongresie Wiedeńskim. Ograniczanie jego absolutnej władzy przez konstytucję Królestwa, było dla niego nieznośne i poniżające. – Dopiero w tym świetle widać, że to nie „szaleństwo” podchorążych, ale celowa prowokacyjna polityka caratu doprowadziła do wybuchu Powstania Listopadowego.
W tym świetle też widać, że napaść Rosji na Ukrainę była nieuchronna. I nie chodzi wcale o „korytarz” na Krym czy Donbas. – Ukraina ma „leżeć i kwiczeć” pod ruskim butem. – Tak samo zresztą i inne kraje regionu.
tagore
23 kwietnia 2022 o 11:24Tak jakoś przypadkiem Serbowie w Kosowie z ok 30% ludności nagle mają tam ok 8% w jednej enklawie.Bajkopisarstwo.Buta i arogancja Serbów nie jest sympatyczna lecz Albańska jest znacznie gorsza, zostało im z czasów gdy byli jako tureccy najemnicy butem stojącym na głowach sąsiadów.