Początkowo bohaterem nie był, a informacja o jego „czynie” była utajniona. Później powstała legenda o tym, jak Stanisław Pietrow, były sowiecki oficer, nie dopuścił do wybuchu globalnego konfliktu nuklearnego.
Według współcześnie stworzonej legendy było tak: w latach 80. pułkownik Stanisław Pietrow odpowiadał za systemy ostrzegające Związek Sowiecki przed atakiem rakietowym. W nocy z 25 na 26 września 1983 roku pełnił dyżur w podmoskiewskim centrum dowodzenia Sierpuchowo. Monitorował systemy wczesnego ostrzegania. Nagle włączył się alarm, a na ekranach radaru pojawiło się 5 pocisków, z 10 głowicami każdy.
Zgodnie z doktryną Mutual Assured Destruction, na wymierzony w ZSRS atak jądrowy, należało odpowiedzieć całym sowieckim arsenałem nuklearnym. Zgodnie z instrukcją, Pietrow powinien pilnie poinformować władze kraju i tylko one mogły podjąć decyzję o nuklearnej odpowiedzi.
Jednak Pietrow władz jakoby nie poinformował i sam (?!) postanowił, że na alarm reagować nie trzeba, bo to zapewne jakiś błąd aparatury.
Dziwne wydarzenie było utrzymywane w głębokiej tajemnicy do 1998 roku. Później Pietrow został uznany za bohatera. W 2004 roku otrzymał nagrodę World Citizen Award, w 2006 został uhonorowany w ONZ, a w lutym przyszłego roku ma odebrać kolejną nagrodę – tym razem w Niemczech. Będzie to nagroda „honorowa”, a jej ekwiwalentem jest 24 tys. euro. Ceremonia wręczenia tej skromnej, jak na uratowanie świata przed zagładą, kwoty odbędzie się 17 lutego w Operze Semperoper w okręgu administracyjnym w Saksonii. Jej fundatorem jest organizacja „Przyjaciele Drezna”.
Złośliwcy twierdzą, że cała historia jest wyssana z palca, a Związek Sowiecki na żaden atak nuklearny odpowiedzieć nie mógł, nawet gdyby takowy nastąpił, bo jego wojskowa, i nie tylko wojskowa potęga istnieje wyłącznie w propagandzie i polega straszeniu reszty świata.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!