Aleksander Łukaszenka zaprzecza, że białoruskie wojsko bierze udział w wojnie Rosji z Ukrainą. Przyznał, że Rosjanie wystrzelili rakiety z Białorusi, ale podobno tylko raz – 23 lutego, na kilka godzin przed inwazją.
1 marca podczas narady z siłowikami, Łukaszenka nawet mapy pokazał; Nie wyjaśnił jednak skąd przybyły wojska rosyjskie do Kijowa, a tysiące sprzętu wojskowego trafiło do strefy czarnobylskiej. Ale na mapie, którą pokazuje, strzałki prowadzą z Białorusi.
Tylko wciąż zapewnia: „Armia białoruska nie brała i nie bierze udziału w działaniach wojennych”.
„Rosyjskie przywództwo nigdy nie podniosło kwestii naszego udziału w konflikcie zbrojnym”.
„Nie będziemy brać udziału w tej specjalnej operacji na Ukrainie. Nie ma takiej potrzeby”.
Jak zauważa Wiktar Bagdziewicz na portalu Svaboda, jakoś trudno uwierzyć w te jego zapewnienia, tym bardziej, że cały świat już słyszał od Łukaszenki, że z ziemi białoruskiej „żadnej agresji na Ukrainę nigdy nie będzie…” i że „nie planuje się inwazji – to tylko ćwiczenia”.
I co?
Ale fakt, że tak często zaczął powtarzać: „rosyjskie kierownictwo nie podnosi tej kwestii…”, „nie będziemy brać udziału…” – to wyraźny sygnał, że Kreml naciska i że są takie plany. (Chyba że już zaczęły być wdrażane.)
Portal Svaboda wskazuje, że Kreml potrzebuje rosyjskiej flagi nad Chreszczatykiem w Kijowie za wszelką cenę. Po pierwszych nieudanych dla Moskwy dniach agresji, rosyjskim przywódcom może się wydawać, że wystarczy zwiększyć presję, dodać wojska – i Ukraina skapituluje.
Jak zauważa Bagdziewicz, to typowy scenariusz każdej agresji, kiedy wyraźnie silniejszy napastnik napotyka niespodziewany opór ofiary, która wydawała się łatwą zdobyczą. Tak było w przypadku Afganistanu, kiedy stacjonowały tam wojska sowieckie. Tak było w Czeczenii, w Groznym, które obiecano Jelcynowi przejąć w ciągu kilku godzin batalionem czołgów. Otrzeźwienie przychodzi później, kiedy kolumny czołgów zamieniają się w płonące pochodnie, miasto zamienia się w popiół, a ulice wypeniają tysiące trupów nieszczęsnych chłopców.
„Rosyjscy dowódcy wojskowi pilnie potrzebują nowych sił – mięsa armatniego – oniemiałych, posłusznych i zdyscyplinowanych, które po cichu pójdą do rzeźni. Wojska białoruskie są do tego idealne”, wskazuje na łamach Svabody politolog.
Jego zdaniem, łatwo się domyślić, co odpowiedzą Rosjanie na argumenty Łukaszenki, że „będziemy was osłaniać z północy i zachodu, od strony Litwy i Polski”:
„Stamtąd nikt nie zaatakuje. Więc sojuszniku, daj spokój, pokaż swoją „związkową determinację” w praktyce, pod Czernihowem i w Kijowie”.
Jak informowaliśmy, Zarząd Główny Wywiadu Wojskowego Ukrainy ostrzega, że Rosja przygotowuje prowokację, aby uzasadnić wprowadzenie wojsk białoruskich na Ukrainę.
Według dostępnych danych wywiadowczych w pobliżu granicy białorusko-ukraińskiej znajdują się obecnie białoruskie czołgi w liczbie około 300 szt.
Kolumna jeszcze nie przekroczyła granicy i czeka na trasie Pińsk-Iwanowe-Drahiczyn (około 30 km od granicy państwowej Ukrainy).
oprac. ba za svaboda.org
3 komentarzy
qumaty
2 marca 2022 o 11:34Janukowycz juz w Minsku czeka, jedyny „problem” to ze Kijow nie zdobyty 😉 Putin jest niespełna rozumu jak jeszcze wierzy w zainstalowanie tam jakiegos „prorosyjskiego rządu”
DShK
2 marca 2022 o 11:40chłopie ogarnij się ! gdybyś teraz odwrócił się w stronę zachodu oczyścił byś się z zarzutów
Brzost
2 marca 2022 o 15:00@DSkK – Jako świadek koronny?