Uczestnik powyborczych protestów na Białorusi Andrej Susza opowiedział kanałowi telewizyjnemu „Nastojaszczije wremia”, jak udało mu się uciec za granicę na paralotni i dlaczego wybrał taką metodę ucieczki.
Andrzej pracował jako defektolog w Mińsku i jak wielu Białorusinów uczestniczył w protestach przeciwko słałszowaniu wyników wyborów prezydenckich w 2020 roku. W styczniu 2021 r. zaczęli go nachodzić „czekiści”, i podczas którejś wizyty zagrozili, że zmuszą go do pokajania się przed milicyjną kamerą, a nagranie opublikują. W marcu został zatrzymany na 72 godziny, później wezwany na przesłuchanie przez Komitet Śledczy. Po tym, jak postawiono mu zarzuty karne – „znieważenia funkcjonariusza milicji” i „groźby pod adresem funkcjonariuszy organów ścigania”, podobnie jak wielu jego rodaków, zdecydował się opuścić Białoruś. Zrobił to jednak w bardzo nietypowy sposób: przeleciał nad granicą na paralotni.
„Nie miałem wizy litewskiej, nie miałem też stuprocentowej gwarancji, że bezpiecznie przekroczę granicę. Zdarzały się wszak przypadki, że białoruscy pogranicznicy wyłapywali uciekających ludzi, odsyłano ich do łagrów… Dlatego zdecydowałem się na lot” – wyjaśnia swój wybór tak nietypowego sposobu przekroczenia granicy.
Białorusin mówi, że na paralotni lata już od dłuższego czasu, więc „technicznie nie było to trudne”. Po prostu wykreślił trasę na mapie, przyjechał na miejsce (okolice miasta Postawy), wystartował i poleciał. Zapytany, czy nie bał się, że straż graniczna otworzy do niego ogień, Andriej odpowiada;
„Tak, ta myśl była trochę straszna, ale lepiej umrzeć niż zgnić w więzieniu Łukaszenki” – mówi Andriej. Mężczyzna dodaje, że chcąc uniknąć aresztowania przez białoruskich pograniczników podjął pewne środki ostrożności: „Leciałem nad lasem, aby trudno było mnie zobaczyć, na wysokości około 100 metrów nad ziemią”, mówi uciekinier.
Z miejsca startu przeleciał ok. 60 kilometrów.
Kiedy wylądował, podeszli do niego miejscowi, którzy wezwali policję. Później policja wezwała straż graniczną, a on złożył wniosek o azyl. Obecnie przebywa w ośrodku dla uchodźców, jego dokumenty są weryfikowane przez litewską służbę emigracyjną. Andriej Susza mówi, że mimo wszystko, teraz czuje się bezpieczny.
oprac. ba/currenttime.tv
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!