Nie będzie powtórki z masowych protestów do jakich doszło na Białorusi latem i jesienią 2020 roku, uważa politolog Walerij Karbalewicz. Jego zdaniem jest ku temu kilka powodów.
Po pierwsze, uważa analityk, rewolucyjny zryw jest rzadkim zjawiskiem w historii i aby do niego doszło, potrzebna jest wypadkwa okoliczności przyczynowych, jak miało to miejsce w 2020 roku. A ten okres mamy już za sobą.
Walery Karbalewicz uważa, że masowy protest ze swej natury nie może być „grą długodystansową”, ponieważ nie da się przez długi czas utrzymać w emocjonalnym poruszeniu tak dużych mas ludzi. Politolog podkreśla, że istotny czynnik to zaostrzenie przez władze represji:
„Cena wyjścia z domu znacznie wzrosła w porównaniu z ubiegłym rokiem. Latem i jesienią 2020 roku ludzie nie bali się tak bardzo aresztowań – wiele osób uważało, że sytuacja nie potrwa długo, że system wkrótce runie. Teraz jest inaczej”- wyjaśnia Karbalewicz.
Zdaniem analityka Łukaszenka przekonał się, że „czynnik przemocy, czynnik represji politycznych jest skuteczny, działa, dlatego konieczne jest dalsze stawianie na czystki”, które będą coraz bardziej powszechne.
Politolog wskazuje, że wyjście na uliczne akcje protestacyjne wymaga silnej motywacji, ludzie muszą rozumieć znaczenie ryzyka i widzieć praktyczne rezultaty na przyszłość.
„Białorusini mieli nadzieję, że protesty zakończą się negocjacjami i upadkiem reżimu Łukaszenki. Teraz te nadzieje gasną. (…), władze demonstrują siłę. W takiej sytuacji demobilizacja społeczeństwa wydaje się naturalna.
Według Karbalewicza, istotny wpływ odgrywa także emigracja polityczna z Białorusi: „najaktywniejsi wyjeżdżają i ukrywają się przed prześladowaniami”.
Ale nieufność do władz i nastroje protestacyjne społeczeństwa nie zniknęły, przekonuje analityk;
„Białoruskie media niezależne stosują popularną metaforę charakteryzującą sytuację społeczno-polityczną: pożar torfowiska. W głębi jest gorąco, ale na powierzchni unosi się tylko lekki dym – mówi Karbalewicz. – Protest trwa, ale w innych formach, które bezpośrednio nie zagrażają dominacji Łukaszenki. Nastroje protestacyjne i nieufność opinii publicznej nie zniknęły. I nikt nie wie, jak i kiedy może eksplodować. Najbardziej prawdopodobnym momentem zaostrzenia sytuacji politycznej jest najbliższa kampania wyborcza na przełomie 2021-2022 (wybory samorządowe i referendum w sprawie konstytucji” przewiduje białoruski politolog.
oprac. ba za udf.by
4 komentarzy
qumaty
29 marca 2021 o 17:20Pewnie rzeczywiście masowych protestów nie będzie. U nas po stanie wojennym tez udalo sie spoleczenstwo zastraszyc i masowych protestow nie bylo, choc 90% spoleczenstwa mialo komuny po dziurki w nosie, a milicjant w rodzinie był powodem do wstydu. Tam bedzie tak samo. Opor bedzie, ale bierny. W dowcipach, w wyśmiewaniu ideologii państwowej itp drobnych gestach. Zacznie się paroletnia epoka zastoju i gnicia systemu ktora i tak nieuchronnie Łukaszenkę obali. Towarzyszyć jej też będzie pogłębiający się kryzys gospodarczy, spadek poziomu życia, rosnąca inflacja, mniej czy bardziej masowa emigracja ludzi młodych i to ten kryzys i jego następstwa (rosnące rachunki subwencji) skłonią pewnie sponsorującą na dzis ten kraj Rosję, do postawienia na kogoś innego i mniej czy bardziej nieśmiałe reformy.
Jerzy
29 marca 2021 o 21:10Mieszkam Grodnie. Jestem Polakiem z dziada pradziada. Nie jedno pokolenie moich przodków złożyło głowę za wolność Polski.I teraz pan pisze że my tu nie Polacy. Na zachodzie ,przeważnie mieszkają ludzie z naszej ziemi.,oni tak samo nie Polacy. My tu nie wyjeżdżali, to Polska nas tutaj porzuciła. Pozdrawiam. Przepraszam za błędy. Nie miałem dostępu:uczyć się w ojczystym języku.
Marcin
30 marca 2021 o 09:20Jesteście Polakami i Polska Was nie porzuciła. Trzymajmy się razem, nie dajmy się podzielić. Trwajcie! Bóg z Wami!
DShK
30 marca 2021 o 09:24dali ciała ! za słabo walczyli !