Nowe ustalenia dziennikarzy śledczych w głośnej sprawie znalezienia setek ton kokainy na terytorium ambasady Rosji w Buenos Aires. Jak pisze rosyjski portal śledczy „Dosier” opierając się na materiałach ze śledztw, część z nich mogła być przeznaczona dla… deputowanych do rosyjskiej Dumy i senatorów Rady Federacji.
Jak czytamy, z dokumentów wynika, że śledczy nie próbowali znaleźć dostawców kokainy, jak i jej odbiorców oraz zbadać możliwy udział pracowników centrali rosyjskiego MSZ w przemycie.
Śledztwo w sprawie kokainy w rosyjskiej ambasadzie w Argentynie zakończone
Autorzy opracowania przeanalizowali materiały spraw karnych wobec zatrzymanego po wybuchu afery w Niemczech przedsiębiorcy oskarżonego o organizowanie przemytu narkotyków, Andrieja Kowalczuka i trzech jego wspólników. Wśród materiałów, na które się powołuje Dossier, są między innymi 402 godziny zapisów rozmów telefonicznych między osobami objętymi śledztwem. Według oficjalnie przyjętej wersji śledztwa Kowalczuk to oszust, który przez dziesięć lat zyskał zaufanie pracowników różnych rosyjskich placówek dyplomatycznych. Różnym ludziom przedstawiał się a to jako pracownik służby bezpieczeństwa ambasady Rosji w Niemczech, a to pracownik rosyjskiego centrum kulturalnego pod egidą MSZ „Rossotrudnicziestwo”, a to pułkownik wywiadu wojskowego (tzw. GRU), Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) czy Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB)
Z dokumentów wynika, że Kowalczuk miał bliskie relacje z wysokimi pracownikami departamentu konsularnego MSZ Rosji Aleksandrem Dudkojem, Lwem Pauzinem i Aleksandrem Niezimowem. Mieli przekazywać Kowalczukowi informacje o specjalnych transportach dyplomatycznych i wystawić mu przepustkę do budynku ministerstwa, zapoznać go z innymi decydentami i okazywać mu inne rodzaje pomocy. Dudka rzekomo dawał Kowalczukowi pieniądze na „leczenie krewnego w Niemczech” i obiecał pomoc w znalezieniu samochodu dyplomatycznego, żeby mógł przewieźć do Berlina „10 dużych pudeł”.
Jak pisze „Dossier”, wszyscy ci dyplomaci wciąż pracują w rosyjskim MSZ.
W opracowaniu przytoczono także zeznania niejakiego Michaiła Kazancewa, byłego dowódcy jednego z oddziałów rosyjskich wojsk wewnętrznych. Kowalczuk miał z nim pomawiać kwestię wynajęcia prywatnego samolotu na potrzeby przewiezienia do Europy „skór z fok”, co oznaczało w rzeczywistości kokainę. W jego zeznaniach jest fragment o adresatach tych „skór z fok” – m.in. deputowani Dumy, izby niższej rosyjskiego parlamentu i senatorzy Rady Federacji, izby wyższej rosyjskiego parlamentu. Według słów Kazancewa, Kowalczuk powiedział to mu w 2018 roku, po zatrzymaniu jego wspólników.
Inny rosyjski portal „Otkrytyje Media” pisze też, że rosyjscy śledczy nie szukali ludzi, którzy mieli być odbiorcami kokainy, chociaż w przywiezionych do Moskwy bagażach dyplomatycznych był zainstalowany GPS. Jednak adwokat Kowalczuka nazywa wersję z parlamentarzystami rosyjskimi jako odbiorcami towaru „głupotą”, bo w materiałach nie występują z nazwiska żadni deputowani czy senatorzy.
Anonimowy rozmówca „Dossier” bliski śledztwu mówi też, że argentyńska policja mogła wiedzieć o narkotykach w rosyjskiej ambasadzie jeszcze przed ich oficjalnym odkryciem. Twierdzi, że niektórzy wysocy pracownicy ambasady wiedzieli o działalności związanej z narkotykami w placówce, a nawet byli związani z mafią. W pewnym momencie do ambasady dotarł przeciek, że strona argentyńska wie o siatce przestępczości zorganizowanej w ambasadzie i to rosyjska strona zdecydowała, że sama woli „wykryć” narkotyki w sposób „bezpieczny” przenosząc sprawę na poziom dyplomatyczny i polityczny. Dlatego, jak twierdzi źródło, Argentyna prawdziwego śledztwa dalej nie prowadziła.
Sam Kowalczuk twierdzi teraz, że był agentem rosyjskich i niemieckich służb specjalnych i rzekomo dostał nawet medal za udział w operacji zajęcia Krymu. Dodaje, że jego patronami byli zastępca dyrektora departamentu konsularnego MSZ Rosji, wspomniany Niezimow, a także główny doradca departamentu Ameryki Łacińskiej Piotr Polszczikow. Ciało tego ostatniego znaleziono w Moskwie trzy tygodnie po znalezieniu kokainy w ambasadzie w Buenos Aires.
Oprac. MaH, tvrain.ru
1 komentarz
Borys
21 września 2020 o 15:48Zdaje się, że podejrzenie o udział w narkotykowym biznesie samego Najwyższego sięga jeszcze czasów jego działalności w merostwie Petersburga. Nic więc dziwnego, że wychodzą teraz takie rzeczy. Dziwne, że dopiero teraz.