Esej historyczny prezydenta Rosji o przyczynach, przebiegu i wnioskach z II wojny światowej jest wybornym źródłem nie tylko do analizy zapatrywań na historię XX w. Władimira Putina, ale i światopoglądu przywódcy państwa rosyjskiego i kompetencji aparatu biurokratycznego, który go obsługuje.
Opublikowany 18 czerwca br. artykuł Władimira Putin w amerykańskim piśmie „National Interest” jako „Prawdziwe lekcje 75. rocznicy II wojny światowej”, a dzień później w wersji rosyjskiej pod innym, przypuszczalnie pierwotnym tytułem: „75 lat Wielkiego Zwycięstwa: wspólna odpowiedzialność wobec historii i przyszłości” nie przykuł uwagi ani światowej, ani polskiej opinii publicznej. Informacje o jego publikacji nikły w cieniu doniesień o ogólnoświatowej zarazie wywoływanej przez wirusa: SARS-CoV-2 czy zamieszek w Stanach Zjednoczonych na tle walki z faktycznym i rzekomym rasizmem, a w przypadku Polski – również w wirze wydarzeń z kampanii przed wyborami prezydenckimi. Również europejscy historycy czy politycy nie przejawili specjalnego zainteresowania polemiką z długim, bo liczącym ponad 50 tys. znaków artykułem, a analitycy rosyjskiej polityki zagranicznej czy polityki pamięci – wiwisekcją poglądów rosyjskiego prezydenta.
W zasadzie trudno się temu też dziwić, zważywszy na to, że tekst w przytłaczającej większości powtarzał opinie, wyrażane wcześniej przez samego Putina oraz członków kremlowskiej kamaryli. Tylko w 2019 r. podobne tezy wygłaszali Siergiej Naryszkin, szef Służby Wywiadu Zagranicznego i prezes Rosyjskiego Towarzystwa Historycznego czy były minister kultury, Władimir Miedinski, a także służby prasowe i media społecznościowe rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Wiele tez z artykułu zostało przy tym już wcześniej zaprezentowanych opinii publicznej przez samego Putina podczas dwóch sławetnych konferencji prasowych z 19 i 24 grudnia 2019 r. To właśnie wtedy rosyjski prezydent nie tylko zarzucił II RP współpracę z nazistowskimi Niemcami, ale i zasugerował współodpowiedzialność Polski za Holokaust. Wszystkie te ówczesne wypowiedzi rosyjskich oficjeli były poza Rosją na tyle intensywnie komentowane, że gdy kilka miesięcy po zapowiedzi Putin w końcu opublikował swój artykuł, to stracono ochotę do powtarzania się w krytyce.
Bynajmniej nie oznacza to, że artykuł Putina nie jest cenny. Jako źródło mówi on wiele o poglądach rosyjskiego prezydenta oraz o jego percepcji stosunków międzynarodowych i mentalności, a także o kompetencja aparatu, który wspiera przywódcę państwa rosyjskiego w sprawach historycznych. Bez wątpienia warto szczegółowej analizy.
***
Artykuł Putina jako artykuł polityczny przedstawia autorską wizję przyczyn i przebiegu II wojny światowej oraz lekcji, które należy z niej wyciągnąć. Jego publikacja w amerykańskim piśmie konserwatywnym pozornie wskazuje, że został on napisany dla czytelników zachodnich. Zarazem emocjonalny język, z wzniosłymi, by nie rzec egzaltowanymi odwołaniami się do „żelaznej siły ducha” społeczeństwa ZSRR czy „heroicznej, pełnej samopoświęcenia walce z nazistami”, której rezultatem było „zwycięstwo, przekazane nam [kolejnym pokoleniom], które nigdy nie będzie zapomniane”, oraz z opowieściami o rodzinnej historii, jak śmierć dwuletniego brata w oblężonym Leningradzie, uprawdopodabnia założenie, że co najmniej równorzędnym adresatem jest rosyjska opinia publiczna, która do takiej stylistyki jest przyzwyczajona. W tekście znajdują się odniesienia do epizodów II wojny światowej, znanych jedynie ludziom, które przeszły edukację w ZSRR, albo jego obywateli, którzy sami mieli doświadczenia historyczne z czasów II wojny światowe. Choćby wskazany przez rosyjskiego badacza polityki historycznej Aleksieja Millera passus o legendarnej, nieśmiertelnej „6 rocie”. Konia z rzędem temu, kto spośród czytelników spoza Rosji wie, o czym mowa – stwierdzał w komentarzu historyk.
W wymiarze wewnętrznym Putin ewidentnie chce wykazać, że wywiązuje się dobrze z roli kustosza pamięci historycznej narodu rosyjskiego; pamięci – w dużej mierze ukształtowanej w czasach Breżniewa poprzez celowe wysiłki państwa sowieckiego, a obecnie dla wielu Rosjan stanowiącej erzac-religię. Emocjonalność zaś, z którą tę historię traktuje, świadczy, że sam się z nią utożsamia. Alternatywną hipotezą będzie przypuszczenie, że tekst został po prostu, być może w wyniku pośpiechu, zredagowany z fragmentów wielu tekstów przeznaczonych dla różnych grup odbiorców, stąd też niespójności.
W jakim celu zaś historyczna publicystyka Putina została przygotowana dla odbiorców spoza Rosji? Putin wprost wskazuje, że są to „oskarżenia szeregu polityków”, pragnących napisać na nowo historię II wojny światowej, w szczególności zaś rezolucja Parlamentu Europejskiego z 19 września 2019 r., w której pakt Ribbentrop-Mołotow został wskazany jako wydarzenie, które utorowało drogę do wybuchu wojny światowej. Dla Putina szerzący się w Europie „rewizjonizm historyczny” (czytaj – jednoznaczne potępianie ZSRR jako totalitarnego imperialistycznego państwa), do czego walnie przyczynili się badacze i politycy z Europy Środkowej i Wschodniej, to nie tylko szyderstwo z pamięci, ale i niebezpieczeństwo dla ładu międzynarodowego, który wyłonił się z II wojny światowej i funkcjonował dzięki respektowaniu ustaleń konferencji w Jałcie i San Francisco oraz trybunału w Norymberdze.
Przyjrzyjmy się teraz dokładniej tezom rosyjskiego prezydenta.
Zaraz na początku wywodów zwraca uwagę, że Putin sięga garściami z poglądów tzw. rewizjonistycznego nurtu interpretacyjnego II wojny światowej, polewając je dodatkowo własnym sosem. Twierdzi on, że odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej spoczywa nie tylko na Niemczech pod rządami Hitlera, ale i na wielu innych państwach, w tym zwłaszcza na państwach-zwycięzcach I wojny światowej, którzy zbytnio pokrzywdzili Niemcy i stworzyli lub zaakceptowali stworzenie szeregu państw w Europie Środkowej z jednostronnie wytyczonymi granicami. „Traktat Wersalski stał się dla Niemiec” symbolem głębokiej niesprawiedliwości (..). To właśnie upokorzenie narodowe stało się pożywką dla radykalnych i rewanżystowskich nastrojów w Niemczech”, sam zaś wersalski ład pokojowy „zrodził liczne skryte przeciwieństwa i jawne konflikty, których podstawą były arbitralnie wyznaczone przez zwycięzców w Pierwszej wojnie światowej granice nowych państw europejskich”.
Według Putina odpowiedzialność państw zachodnich wynika ze zbyt późnego uświadomienia sobie natury hitlerowskiego reżymu, akceptowania jego agresji lub wręcz współdziałania z nim w dziele niszczenia pokoju. Jedynym państwem, które konsekwentnie opowiadało się przeciwko porozumieniom z Hitlerem i wcześnie przejrzało jego zamiary, był ZSRR, niestety inne państwa były wobec niego uprzedzone, toteż zamiast wspólnie zwalczać hitleryzm, rozpoczęły z nim paktowanie, z kulminacją jesienią 1938 r. „W odróżnieniu od licznych ówczesnych przywódców europejskich Stalin nie splami się osobistym spotkaniem z Hitlerem, uważanym wówczas w kołach na Zachodzie za w pełni szacownego polityka”(…). „Właśnie zmowa monachijska – konstatuje w innym miejscu Putin – posłużyła jako cyngiel, po naciśnięciu którego wielka wojna w Europie była nie do uniknięcia”. Rosyjski prezydent wykorzystuje przy tym okazję, by ponowić swoją straceńczą historyczną szarżę na Polskę, która jego zdaniem szczególnie ochoczo współdziałała z hitlerowskimi Niemcami „W Polsce liczono się z tym, że bez wsparcia hitlerowskiego jej agresywne plany będą skazane na fiasko” „Polska, realizując swoje interesy, wszelkimi siłami przeciwdziałała stworzeniu systemu bezpieczeństwa zbiorowego w Europie”. W rezultacie takiej oceny polityki II RP wysnuty został wniosek uderzający radykalizmem ocen: „Tragedia Polski całkiem spoczywa na sumieniu ówczesnego polskiego kierownictwa”.
Jest przy tym rzeczą znamienną, iż Putin traktuje ZSRR jako równoprawnego uczestnika stosunków międzynarodowych. Owszem, pojawia się zastrzeżenie, że „pamiętamy o zbrodniach reżymu przeciwko własnemu narodowi, o koszmarach masowych represji’ a „przywódcom sowieckim można zarzucać wiele, lecz nie braku zrozumienia charakteru zagrożeń zewnętrznych”. Zarazem rosyjski prezydent nie wyciąga z analizy sytuacji okresu międzywojennego elementarnego dla profesjonalnego historyka wniosku, który – w wersji minimalistycznej brzmi, że totalitarne państwo o uniwersalistycznej ideologii, stosujące represje wobec milionów własnych obywateli, próbujące stworzyć nową cywilizację i nowego człowieka, bynajmniej nie musiało być postrzegane jako mniejsze zagrożenie niż III Rzesza
Centralną częścią wywodów Putina stanowią jego wysiłki, aby bronić dobre imię ZSRR w okresie 1939-1941, w szczególności polemizować z oskarżeniami ZSRR o agresję na Polskę w 1939 r. i aneksję krajów bałtyckich. Dowiadujemy się, że „elity wojskowo-polityczne Polski do 17 września uciekły na terytorium Rumunii, zdradzając swój naród, nadal walczący z agresorami”, potem zaś dopiero wkroczyła Armia Czerwona. Jesteśmy przekonywani, że „innych wariantów nie było”, bo „w przeciwnym wypadku wojna z nazistami, która była nie do uniknięcia, rozpoczęła by się ze skrajnie niekorzystnych pozycji strategicznych, a miliony ludzi różnych narodowości, w tym Żydzi, żyjący pod Brześciem, Grodnem, Przemyślem, Lwowem i Wilnem, byliby wydani na eksterminację przez nazistów i ich miejscowych pomagierów.” Wedle Putina ZSRR „nie chciał grać u boku Niemiec, co doprowadziło do tego, że realna styczność wojsk niemieckich i sowieckich nastąpiła znacznie bardziej na wschód ustalonych w tajnym protokole rubieży, nie na Wiśle, ale mniej więcej na tak zwanej linii Curzona, która jeszcze w 1919 r. była zalecana przez Ententę jako wschodnia granica Polski”. Wreszcie – zaznacza lider Rosji – „Włączenie Litwy, Łotwy i Estonii do ZSRR nastąpiło na mocy umowy, za zgodą wybranych rządów. Odpowiadało prawu międzynarodowemu i państwowemu tego czasu.”
To, co uderza w tych wywodach, to nie tylko odwracanie związku przyczynowo-skutkowego między wkroczeniem Armii Czerwonej a opuszczeniem terytorium RP przez rząd, znane jeszcze z sowieckiej propagandy, ale i wątek ochrony ludności żydowskiej przed Holokaustem dzięki działaniom sowieckim – będący novum w rosyjskiej propagandzie. Brzmi on atrakcyjnie, z tym że jest to klasyczne uzasadnienie ex post, w więc prezentystyczne – w 1939 r., ani nawet w 1940 r. nikt nie miał wiedzy, o tym jaki los spotka żydowską ludność Europy. Z kolei twierdzenie, że wojna była nie do uniknięcia – zasadza się na błędzie metodologicznym, zwanym retroaktywnym determinizmem. Historyk, świadom tego, że coś się w przeszłości zdarzyło w określonych okolicznościach, ocenia, że było to wydarzenie, które musiało było się zdarzyć, że było ono przesądzone. Wszystko to zostało zaś opakowane w pułapkę fałszywej alternatywy: albo okupacja całej RP przez Wehrmacht, albo uprzedzenie działań tegoż Wehrmachtu. Inne możliwe przecież do pomyślenia warianty jak np. dalszy opór wojsk polskich, który by skłonił aliantów do rewizji swojego stanowiska, aby wstrzymać się z ofensywą przeciwko Niemcom przy neutralności ZSRR, bądź też pomoc tegoż ZSRR nie były w ogóle przedmiotem rozważań Putina. Pominął on losy polskich żołnierzy, wymordowanych w niewoli przez ZSRR, oraz represje ludności cywilnej wschodnich województw. Pojawia się znany z sowieckiej propagandy wątek linii Curzona, jako rzekomo zaakceptowanej przez Ententą, rzekomo przebiegającej także w Galicji Wschodniej – różnica polega na tym, że Sowieci, w tym sam Stalin, nie utożsamiali linii Curzona z linią rozbioru Polski określonej w umowę sowiecko-niemieckiej z 28 września 1939, włączającej m.in. Białystok i Łomżę w skład ZSRR, natomiast Putin to, wbrew faktom, czyni. Podobnie jak, wbrew faktom, broni legalności aneksji państw bałtyckich. A przecież łatwo ustalić sprawdzając obowiązujące w latach 1939-1940 akty prawa międzynarodowego, w tym pakt Brianda-Kelloga o wyrzeczeniu się wojny jako instrumentu polityki zagranicznej, co oznacza również penalizację groźby użycia siły, a także konwencję londyńska z 1933 r., podpisaną m.in. przez ZSRR, Polskę, Łotwę i Estonię, jednoznacznie stwierdzają, w jaki sposób definiować agresję jednego państwa przeciwko drugiemu.
W artykule sporo miejsca poświęca Putin podkreślaniu walnego wkładu ZSRR w zwycięstwo nad Niemcami oraz końcowi wojny. „Związek Sowiecki, który odniósł wspaniałe, druzgocące zwycięstwo nad nazizmem, ocalił cały świat”(..) „Zwycięstwo to zostało odniesione przede wszystkim przez naród sowiecki (…) na froncie i na tyłach ramię w ramię stali przedstawiciele wszystkich republik ZSRR (…) Przyjaźń narodów [ZSRR] i ich wzajemna pomoc stały się dla wroga prawdziwą twierdzą nie do zdobycia. [W 1944 r.] „Armia Czerwona rozpoczęła misję wyzwolicielską w Europie,uratowała od eksterminacji i obrócenia w niewolników, od koszmaru Holokaustu, całe narody. Uratowała kosztem życia setek tysięcy żołnierzy sowieckich”. Wspomina wkład Wielkiej Brytanii, USA, Chin i Francji we zwycięstwo, pomijając inne kraje.
O ile podkreślanie roli wysiłku zbrojnego Sowietów, często lekceważonego na Zachodzie, można zrozumieć, choć tak naprawdę wyliczenie procentowego udziału zawsze będzie budziło kontrowersje ze względu na brak oczywistych kryteriów takiej wyliczanki, to inne elementy tego elaboratu wskazują już na jawne cele polityczne. Odwołanie do „narodu sowieckiego” ma na celu oczywiście podkreślanie więzi pamięci historycznej łączących Rosjan i inne narody ZSRR, natomiast podkreślanie wyzwolicielskiego charakteru ofensywy Armii Czerwonej, wbrew wnioskom nasuwającym się z pierwszej części artykułu o tym, że historii przyczyn II wojny światowej nie należy upraszczać i sprowadzać do nazizmu, ma na celu obronę powojennej dominacji ZSRR w Europie Środkowej. Z kolei wymienianie w kontekście analizy zjawiska kolaboracji w Europie i zbrodni kolaborantów jedynie „egzekucji w Babim Jarze, Rzezi Wołyńskiej, spalonego Chatynia czy akcji eksterminacji Żydów na Litwie i w Łotwie”, a więc zbrodni za które w całości lub w części odpowiadały jednostki złożone z Ukraińców bądź też Litwinów i Łotyszy, ma na celu przedstawianie wszelkich działań struktur niepodległościowych tych narodów jako pasma kolaboracjonizmu i zbrodni. Przy czym wymienienie przez rosyjskiego prezydenta Chatynia, a więc białoruskiej wioski, której 150 mieszkańców zostało wymordowanych przez SS wraz z ukraińskim batalianem Schutzmanschaftu, a pominięcie Katynia, gdzie śmierć poniosło trzydzieści razy tyle polskich oficerów, może być symbolem takiego selektywnego, a więc manipulacyjnego podejścia do historii.
Znamienny dla oceny politycznego przekazu Putina jest jego sąd o serii konferencji wieńczących II wojnę światową, w tym o konferencji jałtańskie. „[Stalin, Roosevelt i Churchill] potrafili zawrzeć porozumienie i zgodzić się na rozwiązanie, dzięki któremu zyskała cała ludzkość. Państwa-zwycięzcy pozostawili nam system, będący kwintesencją intelektualnych i politycznych aspiracji kilku wieków. Seria konferencji – w Teheranie, Jałcie, San Francisko i Poczdamie położyła podwaliny pod to, że świat ten już 75 lat, nie bacząc na bardzo ostre przeciwieństwa, żyje bez wojny globalnej.”
Po co to przypominanie? Rosja spełnia dziś kryteria mocarstwowości głównie ze względu na swoją armię, w tym potencjał jądrowego odstraszania, oraz stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ – efekcie ustaleń z ostatniego okresu II wojny światowej, ustępuje natomiast wielu krajom, mającym znacząco wyższy poziom rozwoju społeczno-gospodarczego. W tej sytuacji odwoływanie się do historii jest niczym innym niż podkreślaniem niezbywalności historycznie uwarunkowanego statusu Rosji jako mocarstwa, aspirującego do współdecydowania o losach świata oraz wyrażaniem stanowiska w sprawie reformy ONZ, zdaniem Rosji niepotrzebnej.
Kwintesencją Putinowskiego wykładu o II wojnie światowej jest odwołanie się do orzeczenia Trybunału w Norymberdze. Putin stwierdza, że rezolucja Parlamentu Europejskiego jest sprzeczna z uzasadnieniem wyroku Trybunału Norymberskiego, a w innym miejscu przypomina, że rzeczony trybunał potępił również pomocników nazistów, kolaboracjonistów różnych maści, zaznaczając – iż to haniebne zjawisko występowało we wszystkich państwach Europy”.
W ten sposób Putin usiłuje przekonać świat, iż stanowisko sporządzone przez prawników, bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej oraz w określonych uwarunkowaniach politycznych – wpływem ZSRR na prace Trybunału – ma determinować dopuszczalne ramy współczesnych interpretacji historycznych. Nie zdaje sobie sprawy przy tym lub też świadomie ignoruje to, że stanowisko w odniesieniu przyczyn II wojny światowej tenże Trybunał zajął stanowisko biegunowo odmienne od Putinowskiego, przypisując winę za wybuch II wojnie światowej wyłącznie Niemcom, rządzonym przez Hitlera z jego imperialną oraz ludobójczą ideologią, a nie Traktatowi Wersalskiemu czy Polsce.
Analiza artykułu Putina nie byłaby pełna, gdybyśmy nie zwrócili uwagi, że pojawiają się w nim świadome kłamstwa. Rosyjski prezydent oznajmia np. iż europejscy politycy, zwłaszcza polscy przywódcy, chcieliby przemilczeń Monachium”. A przecież Putin osobiście słyszał na Westerplatte, 1 września 2009 r., przeprosiny ze strony prezydenta RP wobec Czechów za wymuszoną na Czechosłowacji cesję Śląska Zaolzańskiego.
Rzuca się także w oczy projekcja własnego sposobu myślenia o historii oraz stosunku do ciemnych kart własnej historii wykazywanego przez Federację Rosyjską na sposób myślenia innych polityków czy postępowanie innych państw. „Związek Sowiecki dał ocenę prawną oraz moralną tak zwanemu paktowi Ribbentrop-Mołotow, (…) podczas gdy inne państwa wolą nie mówić o porozumieniach, gdzie figurują podpisy nazistów i polityków zachodnich”. (…) Nie wiem, czy nie było jakichś „tajnych protokołów” i załączniki do porozumień szeregu krajów z nazistami. Pozostaje „wierzyć na słowo”.”
Przekonanie, że w demokratycznych, praworządnych krajach, z otwartymi archiwami, gdzieś może kryć się jakiś „tajny protokół” do układu z III Rzeszą – jak choćby wielokrotnie sugerowany czy wprost sugerowany przez rosyjskich propagandzistów tajny protokół do układu „Piłsudski-Hitler”, a więc do polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy z 1934 r. – odzwierciedla po prostu przekonanie Putina i elit rządzących Rosją, że inne państwa europejskie stosują te same zabiegi w odniesieniu do historii co Rosja, tyle że są one sprawniejsze, bo nigdy nie uległy ułudzie, jak ZSRR w okresie „pieriestrojki”, że ujawnienie „trupów z szaf” przyniesie korzyści państwu.
Zjawisko projekcji jako jednego z psychologicznych mechanizmów obronnych jest dobrze opisane, podobnie jak racjonalizacja zbrodni mająca na celu m.in. uspokajanie wyrzutów sumienia. Putin, tak jak wielu Rosjan rozumie, że okres sowiecki przyniósł miliony ofiar, głównie obywateli ZSRR, systematyczną unicestwianie tradycyjnych wartości, kultury, wiary, całkowicie nieefektywny model gospodarczy i głęboką izolację od Europy na ponad 70 lat. Ponieważ trudno jest przypisać odpowiedzialność za sowiecki totalitaryzm siłom zewnętrznym, Rosjanie starają się dostrzec jakiś pozytywny sens w samym istnieniu Związku Radzieckiego i wyprzeć te informacje, które nadwyrężają tę wiarę. Niewykluczone, że właśnie dlatego rosyjski prezydent uczepia się myśli, że może inni też podpisywali „tajne protokoły”, czemu towarzyszy wiara charakterystyczna dla wielu historyków amatorów, że profesjonalna nauka historyczna może wyjaśnić sprawę raz na zawsze. W końcu – pisze Putin – „Jest rzeczą pryncypialną, aby opierać się na materiały archiwalne, świadectwa ówcześnie żyjących ludzi i odrzucić wszelkie spekulacje ideologiczne i polityczne”. (…) Uważam, że poszukiwaniem wyważonych ocen zaszłych wydarzeń powinna zajmować się nauka akademicka z szerokim, przedstawicielstwem poważanych uczonych z różnych krajów. Nam wszystkim potrzeba prawdy i obiektywności”.
Tyle że historia składa się nie tylko z rekonstrukcji wydarzeń z przeszłości – a więc faktów, ale i ich interpretacji, a te są pochodną systemu wartości wyznawanego przez danego historyka oraz poziomu jego profesjonalizmu zawodowego.
Ogólnie więc cały artykuł Putina sprawia wrażenie nie tyle oskarżenia co mowy obrończej przez zarzutami wobec polityki zagranicznej ZSRR, płynącymi głównie z Europy Środkowej i akceptowanymi na poziomie ogólnoeuropejskim, o czym świadczy rezolucja Parlamentu Europejskiego. Przy czym liczne przemilczenia zbrodni sowieckich, demonstrowana nieporadność w krytyce źródeł i ignorowanie zasad rzetelnej interpretacji są na tyle proste do zidentyfikowania dla wykształconego czytelnika nawet nie będącego historykiem, że ów artykuł trudno zakwalifikować jako profesjonalną mową obronną ZSRR. Jest to raczej mowa kauzyperdy, który z powodu braków w wykształceniu i emocjonalnego stosunku do swojego klienta, raczej podsądnemu zaszkodzi niż pomoże. Wiele to mówi o profesjonalizmie aparatu biurokratycznego, który pracuje dla rosyjskiego prezydenta i przedstawiał mu do akceptacji robocze wersje tego artykułu.
Artykuł może być też potraktowany jako wykład głównych założeń polityki historycznej współczesnej Rosji, poczytującej obronę postępowania totalitarnego mocarstwa za rację stanu i szydzącej w ten sposób z milionów jego ofiar, w dużej mierze samych Rosjan. Jako kwintesencja poglądów historycznych rosyjskiego prezydenta już stanowi, wdzięczny przedmiot do analizy przez historyków, badaczy polityki pamięci oraz psychologów społecznych. Natomiast jako esej historyczny i inspirujący naukę historyczną przedstawia on wartość zbliżoną do dzieła opublikowanego 70 lat wcześniej, a mianowicie „Marksizmu i zagadnień językoznawstwa”, autorstwa Józefa Stalina.
Łukasz Adamski
Autor jest historykiem i analitykiem politycznym. Badacz stosunków polsko-sowieckich i polsko-ukraińskich. Wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, członek Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa.
fot. kremlin.ru
1 komentarz
ktos
17 września 2020 o 22:04I kierownictwo ZSRR bylo tak cudowne i tak swietnie rozumialo sytuacje miedzynarodowa ze wiedzac ze Niemcy pewnie w koncu doprowadza do wojny, pozwalano Niemcom na cwiczenie manerow wojsk pancernych na swoim terytorium. Niezwykle rozsadne… Polska za to tak nie chciala uczestniczyc w programie bezpieczenstwa zbiorowego, ze gdzie sie da podpisywala traktaty sojusznicze. Dziwne… zupelnie jakby chcieli bezpieczenstwa zbiorowego. No chyba ze wedlug Rosjan bezpieczenstwo zbiorowe to byc w sojuszu (czyt. rob co kaza oni) z Rosja. Za to jak naprawde wygladal zwyciezki pochod ma Zachod opisano w ksiazce „Soldat”.