Proboszcz Czerwonego Kościoła w Mińsku, ksiądz kanonik Władysław Zawalniuk zakończył 4-dniową pielgrzymkę do Budsławia, gdzie na 2 lipca przybywają pielgrzymi z różnych zakątków Białorusi, by w Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Budsławskiej pokłonić się przed cudownym obrazem.
Z powodu pandemii, pielgrzymki dużych grup zostały odwołane, dlatego ksiądz Władysław postanowił wyruszyć w tym roku samotnie, no prawie. Jako środek lokomocji wybrał monocykl, na którym niedawno nauczył się jeździć.
Zanim wyjechał, 29 czerwca w Czerwonym Kościele odprawił nabożeństwo. Do rogatek miasta odprowadziło kapłana 30 użytkowników jednokołowców, dalej ruszył sam. Miał do pokonania 134 kilometry, w drodze towarzyszył mu samochód osobowy, z kierowcą.
Agencja Mińsk-Novosti skontaktowała się z osobą towarzyszącą księdzu, działaczką parafii p. w. św. Szymona i Heleny p. Eleną Kobiak. Kobieta powiedziała, że proboszcz trzyma się marszruty, porusza się z prędkością ok. 25 km/h. Co 5-7 km odpoczywa 15 minut i dalej w trasę. Po drodze odprawia mszę i adorację.
„Pierwszego dnia, gdy wyjeżdżaliśmy z Mińska, od obwodnicy przejechaliśmy odcinek 31 km. Pogoda nie była zła, świeciło słońce. Ale ciężki okazał się wtorek, 30 czerwca, kiedy od rana padał ulewny deszcz. Wyobraźcie sobie, że w naszym samochodzie przednia szyba jest zalana wodą, a ksiądz Władysław jedzie na monocyklu. Jego żółty płaszcz – niby wodoodporny, ale sami wiecie …”- powiedziała kobieta.
Choć wydawać by się mogło, że taka podróż, w której pozostajesz sam na sam ze sobą i Stwórcą to czysta uczta duchowa i relaks dla ciała, ale prowadzenie jednokołowca na dużą odległość nie jest łatwe, szczególnie dla osoby starszej.
Jak mówi p. Elena, we znaki daje się księdzu kręgosłup, plecy są bardzo zmęczone ciągłym utrzymywaniem równowagi, bolą i nogi (są w jednej pozycji bez ruchu).
Ponadto pielgrzym męczy się szybko z powodu postu, który postanowił zachować przez dziewięć dni – pije tylko wodę.
Wczesnym rankiem 2 lipca ksiądz Władysław kontynuował swoją pątniczą drogę. Ostatni etap podróży wynosił około 23 km. Do Budsławia planował przyjechać przed godziną 11.
Narodowe sanktuarium w Budsławiu zajmuje centralne miejsce w życiu Kościoła na Białorusi. Obraz Matki Bożej Budsławskiej – Patronki Białorusi – jako cudowny po raz pierwszy wspomniany został w 1617 roku. Według kroniki budsławskiego klasztoru bernardynów został podarowany wojewodzie mińskiemu Janowi Pacowi przez papieża Klemensa VIII.
Umieszczony w drewnianym kościele od samego początku otaczany był czcią ludzi i wkrótce wsławił się licznymi cudami i łaskami. Historia i cuda obrazu opisał przeor Eleuteriusz Zielejewicz w książce „Zodiak na ziemi”. Pierwszy cud odnotowano w 1617 roku, kiedy to odzyskał wzrok pięcioletni niewidomy chłopak Jozafat Tyszkiewicz, późniejszemu znany ojciec karmelita. Wkrótce obraz zasłynął cudami i przez kolejne wieki przyciągał liczne pielgrzymki.
Kult Matki Bożej Budsławskiej był bardzo silny w okresie zaboru rosyjskiego i w latach międzywojennych, gdy Budsław znajdował się w granicach Rzeczpospolitej. Świątynia w Budsławiu była jedną z nielicznych na terenach ZSRR, która nie została zamknięta dla wiernych, choć pielgrzymki nie odbywały się. Renesans pielgrzymowania nastąpił w latach 90.
W 2013 roku cudowny obraz obchodził 400 lecie.
oprac. ba na pods. minsknews.by
1 komentarz
Paweł Roś
2 lipca 2020 o 21:28Kto mu zezwala nosić takie kolory?
Władze białoruskie czy Kondrusiewicz?
Nie ma facet ani o grosz skromności i pokory.