Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka przyznał podczas wizyty w Połocku, że wokół białoruskiej filii rosyjskiego Gazprombanku trwają „operacyjne i śledcze działania”, w wyniku których zatrzymano „około 15 osób”.
O sprawę tę spytał dziennikarz stacji „Mir”.
Na początku Łukaszenka podkreślił, że nie został wprowadzony w szczegóły, ale nakazał przewodniczącemu Komitetu Kontroli Państwowej zająć się tą sprawą.
– Nawet pan jako dziennikarz na pewno widział te nielegalne działania zagranicznego banku na Białorusi. My też widzieliśmy. Naturalnie, znacie nasze zasady: nikt nikomu nie dał zgody na bezprawne czyny, także temu bankowi – mówił Łukaszenka.
Nalot służb na bank, którego prezesem był kandydat na prezydenta Białorusi
Powiedział też, że podczas lotu helikopterem do Połocka przeczytał podstawowe dokumenty dotyczące banku. – To, co mną wstrząsnęło to ten łajdak, nie nazwę go inaczej: ja, powiedzmy, nie mam z tym nic wspólnego, nikt do mnie nie ma pretensji, to inni tam – mówił tajemniczo dalej Łukaszenka.
-Słuchajcie, oni wszyscy byli nie tylko jego zastępcami. To jedna szajka. Widzimy to już od 2016 roku. Widzieliśmy to. Dlaczego dziś na nich zwalasz? Byłeś prezesem, oni twoimi zastępcami. I wszystko, co tam się wyczyniało, mogło się dziać bez szefa? Nie – powiedział Łukaszenka odnosząc się najprawdopodobniej do jednego ze swoich kontrkandydatów w wyborach prezydenckich Wiktara Babaryki.
Według Łukaszenki, są dokładne informacje, że to „były jego plany”, że to „on stworzył te strukturalne podkładki w typie Priwatlizingu” (chodzi o spółkę córkę Biełgazprombanku). – Pracowaliśmy nad tym bankiem od 2016 roku. Odkryliśmy wyprowadzanie pieniędzy, zagraniczne rachunki, ich zagraniczny majątek. Na Cyprze, na Łotwie, w Londynie… – przekonywał Łukaszenka. – Ale zagranica (…) przekazała nam informacje dopiero w grudniu zeszłego roku. Organy ścigania zaktywizowały się. Dlatego pojawiły się pytania.
Łukaszenka zaproponował dziennikarzom, by zadali „odpowiedniemu człowiekowi” pytanie, dlaczego ubiega się o urząd prezydenta. – Zdał sobie sprawę, że przyjdą po niego i założą kajdanki. A teraz jest mu na rękę zaangażowanie w politykę, może stać się więźniem sumienia. Oto, dlaczego tam poszedł. Ale to mu nie pomoże. Przysięgam przed Bogiem, że mnie to teraz w kampanii wyborczej niepotrzebne. Bo będą krzyczeć: kogoś się boi… – powiedział Łukaszenka. – Ja nikogo się nie boję. Mnie ta sytuacja nie pasuje, ale łajdaków trzeba było powstrzymać, bo już zaczynali zacierać ślady. Nie udało się.
Poinformował, że zatrzymano „około 15 osób”.
– Ale on nie rozumie czegoś innego. Gdy jego wspólników wzięli na celę, już wczoraj wieczorem wszystko powiedzieli. W ciągu dwóch godzin przynieśli 14 tysięcy dolarów, potem jeszcze 600 tysięcy czy 800 tysięcy. Są tam sztabki złota, obrazy, wszystko od razu przynieśli, tylko nie dotykajcie. Odpowiednio się z nimi obeszli. Wszystko mówią. I dlatego on też będzie musiał wszystko opowiedzieć – oświadczył prezydent Białorusi.
-I nawet chcę, by wystartował w wyborach. Żeby przyszedł i opowiedział, skąd majątek na Cyprze, jak przy tej „łukaszenkowskiej dyktaturze” dorobił się tej własności, jak dawał łapówki, dzielił pieniądze, dlaczego zagraniczny bank tym się zajmował… To wszystko trzeba powiedzieć Białorusinom. I niech oni potem zdecydują. Ale więźnia sumienia z niego nie zrobimy – dodał.
Oprac. MaH, tut.by
fot. president.gov.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!