Powrót okupowanych przez Rosję części obwodów donieckiego i ługańskiego pod władzę Ukrainy to zapewne kwestia czasu. Ukraińskie władze starają się określić warunki prawne, społeczne i gospodarcze, według których owe terytoria mają zostać zintegrowane w sposób jak najmniej bolesny z resztą kraju. Proces ten, głównie w aspekcie finansowym i gospodarczym, analizuje na portalu UNIAN dziennikarka Olga Gordijenko.
Bilans pięcioletniej wojny w Donbasie to czasowa utrata przez Ukrainę jednej trzeciej powierzchni tego regionu, ponad 4 tys. poległych ukraińskich żołnierzy, a łącznie ze stratami w ludności cywilnej ponad 13 tys. zmarłych. 3 mln osób zamieszkującym okupowane terytoria znajduje się granicy klęski humanitarnej. Ponad milion osób zostało zmuszonych do ich opuszczenia i próbuje egzystować w innych częściach Ukrainy. Przezwyciężenie powojennego upośledzenia gospodarczego i społecznego tej części kraju i zintegrowanie jej z reszta Ukrainą zajmie z pewnością pokolenia i pochłonie ogromne środki finansowe.
Prezydent Wołodymyr Zełenski w jednym ze swoich wystąpień podczas forum gospodarczego w Mariupolu przedstawił wstępną kwotę niezbędną do sfinansowania odbudowy Donbasu. To 10 mld euro. Z kolei, według zastępcy dyrektora Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych Jarosława Żaliły , 10 mld euro na te cel nie wystarczy. „To może wystarczyć do przywrócenia połączeń transportowych i infrastruktury komunalnej. Ale jeśli mówimy o przywróceniu samowystarczalności ekonomicznej – zdolności do zatrudnienia kilku milionów ludzi i konkurencyjnym wykorzystaniu lokalnych zasobów – kwota ta musi zostać co najmniej kilkakrotnie zwiększona” – powiedział autorce omawianego artykułu.
Żaliło uważa, że Rosja powinna zapłacić za swoje działania w Donbasie i na Krymie, ale nie zaleca traktowania tego jako potencjalnego źródła finansowania odbudowy regionu, ponieważ taką rekompensatę można uzyskać – jeśli w ogóle – po dziesięcioleciach żmudnych procesów sądowych. Oznacza to, że obciążenia finansowe spadną na barki Ukraińców. Żaliło, odpowiadając na pytanie, które zapewne będzie się przewijało w dyskusji o partycypacji innych regionów Ukrainy w odbudowie Donbasu, jako przykład podaje wydarzenia po drugiej wojnie światowej, kiedy Donbas został odbudowany wysiłkami całego kraju [Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, ale również innych republik wchodzących w skład ZSRR – red.] i stał się potężnym centrum gospodarczym, przez wiele lat odgrywał znaczącą rolę w gospodarce całego państwa radzieckiego. „Uważam, że cała Ukraina ma pewne zobowiązania wobec Donbasu. Podobnie jak prawo do otrzymania pomocy od Europy, ponieważ nasz kraj ponosi straty z powodu wyboru europejskiej drogi rozwoju” – podkreśla, zauważając, że chodzi przede wszystkim o ochronę zasad europejskiej demokracji, a nie tylko wschodniej granicy Ukrainy.
Również Dmitrij Bojarczuk, dyrektor grupy analitycznej Case Ukraine, uważa, że inwestycje w celu odbudowy terytoriów okupowanych pochłoną znacznie więcej niż owe 10 mld euro. Zwraca też uwagę, że przed zakończeniem działań wojennych nie można dokładnie ocenić skali zniszczeń i rozpocząć jakiekolwiek projekty w tym regionie. „Zdecydowanie potrzebujemy pomocy Unii Europejskiej, ponieważ 10 mld euro to roczny budżet funduszu emerytalnego. Ukraina nie ma takich pieniędzy. Ale myślę, że międzynarodowi darczyńcy, jeśli będą pewni, że konflikt dobiega końca i można bezpiecznie przeznaczyć pieniądze na ten cel, przeznaczą na to fundusze” – ocenił. Wyjaśnił, że organizacje międzynarodowe finansują podobne programy, aby uchronić się przed napływem migrantów. Oznacza to, że ich pomoc dla biednych krajów sąsiednich dotyczy przede wszystkim ich własnego dobrobytu.
Jego opinię podziela Matteo Patrone, przedstawiciel największego inwestora na Ukrainie, dyrektor zarządzający Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju na Europę Wschodnią i Kaukaz (EBOiR), który zapewnił, że wspólnota europejska nie pozostawi Ukrainy samej z problemem reintegracji Donbasu. „Nie będziemy rozmawiać w imieniu Unii Europejskiej, ale jest jasne, że będą one częścią tego procesu. Jeśli chodzi o EBOiR, już dość aktywnie inwestujemy we wschodniej części kraju. Zwłaszcza w Mariupolu, gdzie wdrażamy projekt modernizacji transportu miejskiego i przygotowujemy nowy, dotyczący odpadów komunalnych” – powiedział. Według niego, w odpowiednich warunkach, EBOiR jest gotowy do rozszerzenia działalności we wschodniej Ukrainie i dzielenia się swoim bogatym doświadczeniem w odbudowie infrastruktury miejskiej po konfliktach zbrojnych w krajach takich jak Kosowo, Macedonia, Bośnia i Serbia.
„Naszą działalność rozpatrujemy całościowo, finansując projekty w dziedzinie energii, transportu i gospodarki komunalnej. Całkowicie odbudowujemy to, co zostało zniszczone. Angażując się w danym regionie, pomagamy mu nie tylko wyjść z kryzysu, ale i zintegrować się ze stabilnymi gospodarkami” – opisał skalę pomocy EBOiR. Według niego, o takim zaangażowaniu decyduje zaproszenie władz danego kraju oraz stabilizacja polityczna. Inwestycje w odbudowę Donbasu będą interesujące nie tylko dla inwestorów instytucjonalnych, ale także dla inwestorów prywatnych.
„To region bardzo niedoinwestowany, a nowe inwestycje mogą dać całkiem pokaźny zysk. Zyskowna będzie produkcja konstrukcji metalowych dla budownictwa oraz sprzętu dla energetyki i transportu” – uważa Żaliło. Według niego, ważnym czynnikiem przyciągającym inwestycje, oprócz zakończenia wojny i usunięcia napięć politycznych w regionie, będzie opracowanie przez rząd jasnej strategii. „Ukraina musi dziś sformułować określoną wizję tego, jak przebiegać będzie proces reintegracji i odbudowy okupowanego regionu, rozwiązania ewentualnych konfliktów, przywrócenia stosunków handlowych i przemysłowych” – dodał. Według niego, gdyby taka strategia istniała, inwestorzy mogliby już dziś stworzyć podstawy inwestycyjne, aby być zająć dogodną pozycję na progu tego procesu.
I tu jest pies pogrzebany, bo najwyraźniej brakuje jasnego planu rządowego, o którym mówią inwestorzy i eksperci. Niedawno wiceminister polityki społecznej Siergiej Nieżynskij poinformował, że rząd dopiero liczy koszty, a kwestią tą zajmuje się nie tylko minister, ale także prezydent. Zapewnił przy tym, że obliczenia i analizy będą niebawem znane. Inna sprawa, że brakuje koordynacji nie tylko między rządem a kancelarią prezydencką, ale też w łonie samego rządu. W zeszłym tygodniu minister spraw zagranicznych Wadim Pristajko poinformował enigmatycznie o jakimś alternatywnym planie, jeśli nie uda się przeprowadzić pokojowej reintegracji Donbasu. „Jeśli dla ludzi ta (formuła Steinmeiera) jest akceptowalną ceną, robimy to. Jeśli nie, to powinniśmy o tym wiedzieć. Już rozmawiałem, zwróciłem się do naszych deputowanych [partii „Sługa Ludu – red.]: jeśli odnoszą się do tego poważnie, to zabieramy jedną trzecią naszego budżetu z emerytur, pensji, ubezpieczenia medycznego, przekazujemy na mobilizację naszej armii i staramy się bronić naszych interesów bez procesu pokojowego” – wyjaśnił, wzbudziło publiczną krytykę i podejrzenia o manipulację.
Biorąc pod uwagę obecny roczny dochód budżetu państwa w wysokości około 1 bln hrywien, okazuje się, że wojskowe rozwiązanie konfliktu, zdaniem ministra, będzie kosztowało 300 mld hrywien, czyli te same 10 mld euro – przy obecnym kursie – o których wspominał Zełenski, jako wysokości wydatków potrzebnych do odbudowy Donbasu. Należy jednak pamiętać, że opcja wojenna niewątpliwie spowoduje kolejne straty, zniszczenia i dalszą grabież mienia. A przyszła odbudowa będzie wymagała jeszcze większych nakładów i inwestycji.
Podczas gdy rząd myśli o biznesplanie dotyczącym reintegracji wschodniej części Donbasu, eksperci mają już przybliżone wyobrażenie o obszarach finansowania. Jarosław Żaliło uważa, że priorytetową powinna być odbudowa zniszczonych budynków, mostów i dróg w celu zapewnienia obywatelom znośnej jakości życia. Ponadto infrastruktura transportowa, logistyka, komunikacja ze stolicą i sąsiednimi ośrodkami regionalnymi wymagają ulepszeń, aby mieszkańcy Donbasu nie czuli się już jak obywatele na oddzielnym, opuszczonym terytorium. Uważa on, że dalszej kolejności należy przebudować gospodarkę regionu, zapewniając nie tylko odtworzenie zniszczonych lub wywiezionych do Rosji zakładów, ale także wprowadzić ją na technologicznie nową jakość produkcji. Według niego, dominujący w regionie przemysł metalurgiczny i węglowy wymaga modernizacji, zaś energetyka – przestawienia się na alternatywne źródła energii. Istnieje również znaczny niezrealizowany potencjał w sektorze rolnym.
Żaliło ostrzega, że podczas odbudowy Donbasu będą realizowane projekty społeczne, które wymagają znacznych inwestycji, ale nie mają większego znaczenia komercyjnego. W przypadku takich projektów, sugeruje przyciągnięcie funduszy europejskich lub międzynarodowych. „Konieczne jest stworzenie pewnych mechanizmów finansowych, które zagwarantują efektywne wykorzystanie funduszy, wykluczenie elementu korupcji i zwiększenie poziomu zaufania, co pozwoli przyciągnąć niezbędne zasoby. Na przykład można utworzyć fundusz na finansowanie wspólne lub konsorcjum z międzynarodową radą nadzorczą” – proponuje.
Jego zdaniem potrzebna jest także pomoc techniczna w organizowaniu skutecznych instytucji zarządzających w regionie, które stałyby się podstawą do przyciągania inwestorów prywatnych i instytucjonalnych. Przypomina też, że około dwóch milionów ludzi opuściło okupowany region, dlatego jest on „wyludniony” pod względem kapitału ludzkiego. „Jest mało prawdopodobne, aby znaczna część migrantów tam wróciła. Oni zaadaptowali się już w nowych miejscach i aby skłonić ich do powrotu, należy ich czymś przyciągnąć. Możliwe jest, że podczas reintegracji może powtórzyć się sytuacja z lat 40. i 50. XX wieku, kiedy do Donbasu przywożono ludzi w trybie administracyjnym” – snuje.
Eksperci zgodnie uważają, że koszty odbudowy okupowanych terytoriów będą opłacalną inwestycją. „Jeśli potraktować to czysto ekonomiczne, pokój jest zdecydowanie lepszy niż wojna. Pamiętajmy, że było kilka fal dewaluacji [hrywny – red.], a najgłębsza z nich była wynikiem utraty tego terytorium i zysków walutowych eksportu przedsiębiorstw metalurgicznych. Gdyby te terytoria wciąż były w składzie Ukrainy to dolar kosztowałby 10-15 hrywien” – wylicza Dmitrij Bojarczuk. Przypomina też, że obecnie Ukraina kupuje węgiel za walutę, ale można byłoby kupować go bezpośrednio z donieckich kopalni płacąc hrywnami, co również byłoby dodatnim czynnikiem dla kursu walutowego. „Przywrócenie stosunków handlowych: dostawa towarów na terytorium, na którym panuje pokój, a nie przez linię frontu, będzie bardziej opłacalna dla obu stron. A sam proces odbudowy to nowe projekty, miejsca pracy i wpływy podatkowe do budżetu” – dodaje. Uważa też, że kwestii reintegracji Oddzielnych Rejonów Obwodów Donieckiego i Ługańskiego nie można rozpatrywać w płaszczyźnie czysto ekonomicznej, bez kontekstu geopolitycznego, bo jeśli Ukraina będzie nadal podzielona przez polityków, to nie będzie szans na kontynuację procesów europejskiej integracji Ukrainy i napływ inwestycji zagranicznych.
Jarosław Żaliło przypomina, że wraz z utratą Donbasu Ukraina straciła ponad 20% swojego potencjału przemysłowego i eksportowego, a w niektórych obszarach straty były wprost katastrofalne. Przykładem, utrata kontroli nad wszystkimi złożami najcenniejszego gatunku węgla – antracytu. „Nie oznacza to jednak, że wraz z reintegracją Donbasu nastąpi na Ukrainie błyskawiczny wzrost potencjału przemysłowego. To nie jest ten sam potencjał i raczej wymaga inwestycji, aby stać się generatorem dochodu, a nie obciążeniem. Najlepsze przedsiębiorstwa zostały już ukradzione. Mówiąc obrazowo, ich park maszynowy został zdemontowany i wywieziony do Rosji. Niektóre zostały zniszczone z powodu działań wojennych lub zaprzestania produkcji” – wyjaśnił. Żaliło zauważył, że konflikt zbrojny zniechęca inwestorów do inwestowania nie tylko w tym regionie, ale także w pozostałej części kraju. Potwierdza to spadek napływu inwestycji na Ukrainę po 2014 r. „Zawieszenie broni, stabilizacja sytuacji i pewność, że nie dojdzie do jej pogorszenia, są ważnymi warunkami dla całego kraju. Ale do inwestowania w regionie to nie wystarczy – potrzebna jest nie mechaniczna, a realna reintegracja, która zminimalizuje ryzyko sytuacji konfliktowych w przyszłości” – podsumował.
Opr. TB, UNIAN
fot. https://24tv.ua/
2 komentarzy
peter
19 października 2019 o 01:30Jak Ukraina chce wejsc do Europy to tylko postawienie muru z zasiekami na obecnej lini frontu moze jej to umozliwic Wlaczenie ORDLO spowrotem do Ukrainy to powrot w strone Kremla
zanda
19 października 2019 o 19:10Wszędzie, w historii, gdzie dotarła noga rosyjskiego żołdaka, tam były: mordy na niewinnych ludziach, ludożerstwo, zniszczenia, rabunki, gwałty, spalona ziemia, ruiny… Świat powinien rosję zlikwidować.