Alarm podniosła dzisiaj o 7.20 rano urzędniczka rosyjskiego MSZ, dzwoniąc na policję z informacją o próbie zamachu na głowę państwa.
Funkcjonariusze sił szybkiego reagowania już po kilku minutach byli w jej gabinecie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a po następnych kilku stwierdzili, że starszy specjalista pierwszego stopnia Julia Astachowa działała pod wpływem silnych emocji, nie jest w tej chwili sobą i nie wiedziała, co mówi. Mimo to podjęli decyzję o przewiezieniu jej na komendę policji dla dzielnicy Arbat i dopiero tam, a nie do MSZ, postanowili wezwać dyżurnego psychiatrę.
Co mogło spowodować taki silny „rozstrój nerwowy” pracownicy resortu spraw zagranicznych, że od samego rana alarmowała policję o planowanym zamachu na Władimira Putina, ma być wiadomo po badaniach lekarskich.
– Przy naborze do MSZ odbywa się selekcja. Na testach odpada duża liczba kandydatów ze słabą psychiką i skłonnościami do załamania nerwowego – komentuje dla „Life News” psycholog Andriej Mokrowskij. – Ale zdarza się, że choroba psychiczna nie ujawnia się na tym etapie, a dopiero podczas pracy w warunkach stresu, pod presją konieczności zachowywania ścisłej tajemnicy.
O dalszym losie urzędniczki, która uprzedziła służby o planowanym zamachu na pierwszą osobę państwie, zadecyduje diagnoza psychiatrów.
Dziennikarzom „Life News” oświadczono w moskiewskim MSW, że resort nie dysponuje żadną informacją o incydencie z pracownicą MSZ, a w samym MSZ nie skomentowano wydarzenia.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!