W maju 1894 roku minister finansów Siergiej Witte wprowadził w Rosji monopol spirytusowy. Alkohol obłożono akcyzą, a część dochodu z niej przeznaczono na walkę z pijaństwem. Dochody państwa szybko wzrastały, mimo to alkoholizm zaczął się szerzyć.
Na przełomie wieków w Rosji coraz bardziej rozumiano potrzebę zdecydowanego stawienia czoła tej patologii: dopingiem dla władz państwowych i gubernialnych, które nie były skłonne lekką ręką machnąć na przecież ogromne wpływy z akcyzy alkoholowej, stały się towarzystwa ochrony zdrowia, a zwłaszcza ich komisje alkoholowe. Do najaktywniejszych należało Rosyjskie Towarzystwo Ochrony Zdrowia Publicznego, które od przełomu wieków niestrudzenie apelowało o zwołanie krajowego zjazdu naukowców i działaczy społecznych specjalizujących się w tematyce zwalczania alkoholizmu.
Odbył się on jednak dopiero na przełomie 1909/1910 roku. I było to forum, jakiego Rosja nie widziała: w obradach i dyskusjach, które toczyły się w sali plenarnej Zgromadzenia Samorządu Szlachty w Petersburgu, wzięło udział 510 delegatów – urzędników ministerialnych i gubernialnych, naukowców, deputowanych Dumy Państwowej, lekarzy, prawników, przedstawicieli towarzystw trzeźwości oraz organizacji pracowniczych, a także gości ze Szwecji, Finlandii oraz Niemiec, a więc krajów, w które miały niemal dwudziestoletnie doświadczenie w walce z plagą alkoholizmu. Zaprezentowane dane statystyczne były wstrząsające: spożycie alkoholu w Rosji było powszechne, a z obliczeń wynikało, że od czasu wprowadzenia monopolu państwowego wydatki Rosjan na zakup alkoholu wzrosły z 300 mln do 1 mld rubli rocznie. Przeliczając to na ilość rocznego spożycia wynikało, że na głowę statystycznego Rosjanina przypadało 6 litrów standardowej wódki o zawartości 40 procent alkoholu, a więc od czasu reformy alkoholowej Wittego spożycie zwiększyło się o blisko 100 procent (po odliczeniu 30 mln poddanych carskich – deklaratywnie nie spożywających alkoholu monopolowego – staroobrzędowców, wyznawców judaizmu i muzułmanów, statystyczne spożycie wzrastało do 9 litrów). Co roku z powodu jego nadmiernego spożycia umierało 6 tys. osób. W tym świetle zgoła kompromitująco wyglądała działalność państwa w walce z alkoholizmem, bo jak na dłoni widać, że 4 mln. rubli corocznie przeznaczanych na działalność placówek, których celem było odciągnięcie od zgubnego uzależnienia – bibliotek, czytelni, herbaciarni i stołówek – a także bezpłatny kolportaż idących w setki tysięcy ulotek i broszur antyalkoholowych, idą na marne.
Uczestnicy zjazdu doszli do wniosku, że czas wprowadzić prohibicję. Tyle tylko, że podjęcie przez premiera Piotra Stołypina i ministra finansów Władimira Kokowcowa tej niewątpliwie trudnej decyzji spowodowałoby radykalne zmniejszenie wpływów podatkowych i znaczny wzrost deficytu budżetowego. W takiej sytuacji nieodzowna była zmiana filozofii finansowej państwa, w tym polityki podatkowej, aby wpływy do budżetu nie opierały się na akcyzie alkoholowej. W kręgach rządowych nie było odważnego, zdolnego podjąć epokową reformę.
Obstrukcję władz w tej kwestii widać doskonale na przykładzie problemów z publikacją książki Władimira Dmitriejewa pt. „Studia krytyczne o spożyciu alkoholu w Rosji”. Autor, z wykształcenia lekarz, prawnik i ekonomista, jako wieloletni kontroler akcyzy alkoholowej Ministerstwa Finansów miarodajnie zbadał jej wpływ na popyt alkoholu. Książkę, którą przygotował już w połowie lat 90. XIX wieku, cenzura dopuściła do publikacji dopiero w 1911 roku. Dmitrijew stwierdził wprost, że alkoholizm w Rosji – a więc liczba „regularnie spożywających alkohol” – jest efektem migracji chłopów, (jej symbolicznym początkiem była reforma uwłaszczeniowa 1861 roku) do industrializujących się miast. Z ową wędrówką ludu związany był proces zanikania tradycyjnych postaw i nawyków, typowych dla środowiska wiejskiego, i ujawniania się nowych, niekorzystnych zjawisk, które wynikały z trudności w adaptacji w niesprzyjającym środowisku. Innymi słowy, alkoholizm byłych włościan wchodzących w szeregi proletariatu fabrycznego wynikał ze zderzenia z prozą życia miejskiego, której nieodłącznym elementem był stres wynikający z ciężkich warunków pracy i bytu miejskiego (zła organizacja i przekraczanie wymiaru czasu pracy, wyzysk płacowy oraz brak osłon socjalnych). Obliczył też, że wydatki na napoje alkoholowe w budżetach robotników przemysłowych stanowią jedną z największych pozycji i przekraczają 1/3.
Ucieranie stanowisk w Dumie Państwowej w sprawie ustawy ograniczającej handel alkoholem – z wielu powodów nie sposób było można ją określić mianem prohibicyjnej – trwało do wybuchu pierwszej wojny światowej. Choć orędownikami trzeźwości była carska para, ba mnich Grigorij Rasputin, skandalista nie stroniący przecież od mocnych trunków, tudzież „ojciec” monopolu państwowego Siergiej Witte, jednak opór stawiał sojusznik producentów napojów alkoholowych Kokowcow – ówczesny premier i jednocześnie minister finansów.
Sytuacja zmieniła się dopiero w przeddzień wybuchu wojny. Na pierwszy ogień poszła armia, w której pamiętano alkoholowe ekscesy z wojny z Japonią, kiedy pijani żołnierze bez walki poddawali wrogu pozycje. Dekretem ministra wojny zabronione zostało spożywanie alkoholu na służbie; w kwietniu wprowadzono zakaz produkcji i sprzedaży fałszowanego alkoholu, a w czasie lipcowej mobilizacji – embargo na sprzedaż wódki dla wojska, miesiąc później – spirytusu, wódki i wysokoprocentowych kolorowych alkoholi dla ludności. Nie była to prohibicja zupełna, bo po staremu napić się mogli – jak zwykle w Rosji – wybrani: majętni i dobrze urodzeni, w restauracjach tzw. pierwszej kategorii (lokalach ekskluzywnych, funkcjonujących do godz. 3 w nocy) oraz klubach arystokratycznych. Owa wybiórcza forma „suchego zakonu” miała obowiązywać do zakończenia działań wojennych. Tyle że nikt nie spodziewał się wojny długiej i niszczycielskiej, która wystawi cierpliwość ludzką na próbę nie do zniesienia.
Inna sprawa, że zarządzenia prohibicyjne szybko zaczęto obchodzić: żołnierze nawet w strefie działań wojennych z łatwością zaopatrywali się w wódkę i spirytus w zamkniętych składach i gorzelniach, a w wino i piwo z zapasów cywili. Podobnie było na zapleczu. Pod koniec roku minister finansów Piotr Bark próbował przywrócić ograniczoną sprzedaż wódki, ale wobec sprzeciwu dum miejskich, zebrań ziemskich i wspólnot chłopskich pomysł spalił na panewce.
W tej sytuacji rząd poszedł na rękę lokalnym wspólnotom oraz organom władz wiejskich i miejskich dając im prawo do decydowania o warunkach handlu napojami alkoholowymi. Za przykładem Petersburga i Moskwy, gdzie wprowadzono zakaz sprzedaży spirytualiów w czasie poborów do wojska, poszły inne miasta w kraju. Z drugiej strony powstał front zwolenników i lobbystów ich swobodnego obrotu, w którym pierwsze skrzypce grali – co zrozumiałe – producenci oraz restauratorzy i właściciele lokali gastronomicznych. Nierzadko wspierali ich żurnaliści, którzy w imieniu obywateli „spragnionych odprężającej atmosfery lokali restauracyjnych” w swoich felietonach apelowali do władz o przywrócenie „szkodliwych, ale miłych sercu nocy szaleńczych, nocy bezsennych”. Już jesienią 1914 roku rozkwitło bimbrownictwo i meliniarstwo, któremu sprzyjało dziurawe prawo, dopuszczające produkcję alkoholu na potrzeby własne i w celach zdrowotnych. Np. adeptów piwowarstwa i gorzelnictwa pouczano w masowo kolportowanych ulotkach pt. „Jak przygotować piwo i wódkę domowym sposobem”, zaś w aptekach ruszyła sprzedaż „leczniczej” nalewki pieprzowej i specyfiku o niewinnie brzmiącej nazwie „kinderbalsam”. Jednak największą popularnością bimbrownictwo cieszyło się na wsi. Inflacja i wzrost cen spowodowały, że chłopom bardziej opłacało się ze zboża pędzić „samogon” niż sprzedawać je młynom i piekarniom. Bimber będzie stanowić dla nich niezawodny towar wymienny – swego rodzaju twardą walutę – aż do wprowadzenia przez bolszewików Nowej Polityki Ekonomicznej w 1921 roku.
W 1915 roku włościańscy deputowani do Dumy zgłosili najbardziej radykalny projekt ustawy o „Zachowaniu trzeźwości w Państwie Rosyjskim na wieczne czasy”. Parlament uchwalił ją i przekazał Radzie Państwa, gdzie przeleżała do rewolucji lutowej. W świetle oficjalnej propagandy prohibicja przynosiła efekty. Z raportów rządowych wynikało, że naród wyraźnie przetrzeźwiał, o czym świadczyły dane o spadku sprzedaży „czterdziestoprocentowej białej”: za pierwsze półrocze 1914 roku – 64,8 mln litrów wobec 8,4 mln litrów w drugiej połowie roku.
Z innych frontów również nadchodziły optymistyczne wieści: ministerstwo sprawiedliwości donosiło, że o prawie połowę zmniejszyła się pospolita przestępczość, zaprzestano więc budowy nowych więzień. Radykalnie spadła liczba pożarów na wsi (spadek o 30 procent). Z kolei resort przemysłu informował, że liczba nieusprawiedliwionych nieobecności w fabrykach i zakładach spadła o 27 procent, a produkcja wzrosła o 7 procent. Ciekawe dane nadeszły również z ministerstwa finansów: spadek wydatków ludności na „ognistą wodę” zaowocował wzrostem jej środków na kontach oszczędnościowych: 162,7 mln rubli od sierpnia 1914 do marca 1915 wobec 6,5 mln rubli za podobny okres roku poprzedniego.
Była to propaganda sukcesu, na którą wielu dało się nabrać. Np. towarzystwa trzeźwości i pokrewne organizacje społeczne jak jeden mąż uznały, że w takim razie ich rola wyczerpała się i podjęły decyzję o samorozwiązaniu. O rosyjskim sukcesie w zwalczaniu alkoholizmu usłyszano również na Kapitolu: w 1915 roku do Samary zjechała delegacja amerykańskiego Senatu, aby zbadać fenomen rosyjskiej prohibicji.
W rzeczywistości nie było tak różowo. Prawda, z handlu udało się czasowo wyeliminować napoje alkoholowe i wstrzymać ich produkcję (państwo milionowymi rekompensacjami wyrównywało straty producentom), jednak pozostały wypełnione po brzegi składy i magazyny gorzelni, browarów, winiarni, restauracji i innych lokali gastronomicznych. Słowem, alkohol był na wyciągnięcie ręki, a zanęceni Rosjanie wykorzystywali każdą okazję do zdobycia go.
Pierwszą z nich była mobilizacja do wojska w lecie 1914 roku. Pożegnaniu żołnierzy wyruszających na front z reguły towarzyszyły manifestacje antywojenne. Z reguły też kończyły się zamieszkami, w trakcie których tłum szturmował lokale restauracyjne i magazyny alkoholowe. W sierpniu i wrześniu odnotowano 230 tego typu wydarzeń w 33 guberniach i powiatach. Do największych niepokojów doszło w Barnaule, gdzie kilkanaście tysięcy ludzi nie zadowoliło się złupieniem magazynów miejscowej fabryki win. Doszło do walk z policją, w wyniku których od kul zginęło 112 osób.
W końcu maja 1915 roku doszło do pogromów w Moskwie. Na fali stymulowanych przez władze nastrojów antyniemieckich ponad stutysięczny tłum przez trzy dni bezkarnie grabił i niszczył obiekty firm niemieckich i austrowęgierskich oraz kojarzonych z nimi. Naturalnie, alkohol wyżłopany w plądrowanych gorzelniach i winiarniach tylko pobudzał tłuszczę, wiedzioną często przez kobiety i podrostków.
Największa fala tzw. pijanych pogromów przetoczyła się przez Rosję po rewolucji lutowej. Kontrola Rządu Tymczasowego nad gospodarką i społeczeństwem była iluzoryczna, bo do władzy rwały się wrogo usposobione rady żołnierskie i robotnicze. Anarchię pogłębiał fakt, że rewolucja zmiotła carskie porządki i instytucje, w tym cieszącą się złą sławą policję (zastąpiła ją milicja, i nie była to zmiana na lepsze).
Latem i jesienią tego roku wydarzenia miały o wiele poważniejszy charakter, bo ogarnęły europejską część Rosji i w większości wypadków ich inicjatorami było zdemoralizowane żołdactwo. Ilustracją wymowna relacja Siemiona Kriwoszeina (uczestnika sowieckiej agresji na Polskę w 1939 roku), który opisał dantejskie sceny po opanowaniu gorzelni w Ostrogosku w guberni woroneskiej: „Pili z wiader, menażek i bezpośrednio, przechyliwszy się przez skraj ogromnej kadzi; pili w piwnicy wprost z beczek. Przechodnie zbiegli się do fabryki ze wszystkich stron. Ciasnota i zaduch w piwnicy narastały z każdą minutą. Żołnierze, aby nie wspinać się po stromych i śliskich kadziach, po prostu je przestrzeliwali z karabinów. Strużki wódki lały się wprost do menażek. Szybko też w piwnicy chodzili w wódce po pas. Kto upadł, już nie wstał – tonął w niej. Między pijanymi wybuchały kłótnie o miejsce przy beczkach i kadziach, o miejsce w kolejce do piwnicy. Finał był tragiczny. Albo któryś z pijanych zapalił papierosa i rzucił płonącą zapałkę, albo tylko zapalił zapałkę, by odnaleźć towarzysza, który obalił się na ziemię – naraz wybuchł pożar, który w mig ogarnął pomieszczenie. Zaczęła się straszliwa panika; wszyscy rzucili się do wyjścia, a tam zatkane. Wybiegając na dwór z przeraźliwym rykiem, tarzali się po ziemi, chcąc ugasić płonącą odzież”.
W listopadzie 1917 roku, po przewrocie bolszewickim, pijane pogromy ogarnęły Piotrogród. Ludność, czując podskórnie, czym pachnie nowy reżim, z wisielczym humorem wznosiła toasty – „Napijmy się w Romanowowskie ostatki”. W grudniu – wbrew zarządzeniu utworzonego przez Lenina Specjalnego Komitetu ds. walki z pogromami o surowym karaniu (włącznie z karą śmierci) zatrzymujących się przed domniemanymi i rzeczywistymi magazynami z wódką i innymi alkoholami oraz kupującymi i posiadającymi ją – plądrowanie magazynów, gorzelni i lokali gastronomicznych przybrało na sile. Przed grabieżą nie udało się uchronić nawet piwnic Pałacu Zimowego, gdzie znajdowała się carska winoteka i jedne z największych na świecie składy wysokoprocentowych alkoholi: 23 listopada pogromu dokonał ochraniający go oddział marynarzy Floty Bałtyckiej. W odpowiedzi Lenin wydał rozkaz wylania wszystkiego do Newy. Gorączka pogromowa opadła na początku 1918 roku, wraz z upaństwowieniem przemysłu spirytusowego i winiarskiego.
Mimo kolejnych zarządzeń i dekretów – np. w sierpniu Rada Komisarzy Ludowych upaństwowiła znajdujące się w rękach prywatnych zapasy wina, koniaku i wódki – „dyktatura trzeźwości” bolszewików nie wpłynęła na obniżenie spożycia. Pokątna produkcja i handel alkoholem kwitły, a o dostępie do niego decydowała cena, błyskawicznie wzrastająca w warunkach galopującej inflacji. Moskwianin Nikołaj Okuniew wspominał, że w styczniu 1918 roku półlitrowa butelka wódki (spirytus zmieszany z 2/3 wody) w restauracji „średniej ręki” kosztowała 50-60 rubli, w maju – 150 rubli, w listopadzie 1919 – 5 tys., na początku 1920 roku – 12 tys., a w końcu tego roku aż – 150 tys. rubli.
Okuniew zapamiętał też, że dyskretnej sprzedaży towarzyszył osobliwy rytuał: „Wieczorem wstąpiłem z kolegami do jakiegoś „podziemia” (w centrum miasta). Szyldu brak, a wcześniej mieściła się tam garkuchnia. Ale i teraz tam jedzą i piją… wyłącznie spirytus. A dostać go to cała procedura: wpierw trzeba zapłacić 50 rubli jakiemuś człowiekowi z Kaukazu, on wydaje kwitek. Z tymi kwitkami siadamy przy stoliku; usługująca dziewczyna informuje, że dzisiaj mają wieprzowinę i cielęcinę. Poprosiliśmy to pierwsze, potem „doświadczeni” koledzy mrugnęli do siebie i gęsiego powlekliśmy się do jakiejś klitki, z niej do następnej, dalej – jakimś ciemnym korytarzykiem, aż do ciemniejszego, niziutkiego i zimniejszego pomieszczenia, gdzie stoi już tłumik pragnących wymienić swoje kwitki na półspirytusik. Stanęliśmy „w ogonie”, doczekaliśmy się swojej kolejki, otworzyło się maleńkie, ukryte okieneczko, w którym pojawiła się gęba podczaszego, który każdemu nalewał „musztardówkę” napoju spirytusowego. Pospieszyliśmy z powrotem, aby zakąsić to swoją wieprzowiną. Okoliczności złożyły się tak, że przyszło powtórzyć tę procedurę cztery razy”.
Wraz z wprowadzeniem NEP-u bolszewicy zaczęli stopniowo liberalizować rynek handlu alkoholem (w sprzedaży pojawiły się różne typy win o zawartości alkoholu od 14 do 20 procent, a w 1922 – koniak). Inna sprawa, że odejście od twardego kursu antyalkoholowego wymusiła prywatna inicjatywa – na targach i straganach, nie mówiąc już o lokalach gastronomicznych, wysokoprocentowy alkohol był w swobodnym dostępie – a przede wszystkim perspektywa radykalnego zwiększenia dochodów budżetowych. W 1924 roku na rynku pojawiła 30 procentowa nalewka, popularna Rykowka (nazwana tak od nazwiska Aleksieja Rykowa przewodniczącego Centralnego Komitetu Wykonawczego ZSRR). Symbolicznym kresem eksperymentów z prohibicją w Rosji było przywrócenie w 1925 roku monopolu państwowego i pojawienie się w sprzedaży wódki czterdziestoprocentowej. Następna prohibicja to czasy Gorbaczowowskiej pierestrojki.
Opr. TB
fot. Iwan Władimirow, „Pogrom sklepu z alkoholem”, 1917-1918
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!