Henry Olsen analizuje tę kwestię na łamach wczorajszego Washington Post, w artykule „Stare podziały znów dzielą Ukrainę. I jest to jej największa bolączka”.
Swój artykuł rozpoczyna od krótkiego kursu historii dla mniej wprawionego czytelnika amerykańskiego. Zwraca uwagę, że uzyskanie przez Ukrainę niepodległości w 1991 roku było wydarzeniem epokowym, bo „po raz pierwszy od wielu stuleci stała się wolna”. To jednak nie zasypało wielowiekowych podziałów narodowościowych, które odżyły wraz z aneksją Krymu przez Rosję, i stymulowaną przez Kreml wojną w Donbasie. Na wschodzie i południu kraju, które od drugiej połowy XVIII były częścią Rosji, wyraźnie obecna jest ludność rosyjska lub rosyjskojęzyczna. Z drugiej strony w zachodniej części Ukrainy, znajdującej się do początku XX wieku pod kontrolą Polski i Austrii, nie ma tylu Rosjan.
W kontekście trwających na Ukrainie wyborów prezydenckich Olsen zauważa, że wpływu podziałów narodowościowych i regionalnych na ukraińskie życie polityczne można doszukiwać się już na początku obecnego stulecia. „Regiony o największej liczbie etnicznych Rosjan i ludności rosyjskojęzycznej najczęściej głosowały na partie i kandydatów, którzy opowiadali się za bliskimi związkami z Rosją. Z drugiej strony, te zdominowane przez etnicznych Ukraińców popierają siły polityczne, które opowiadają się za wzmocnieniem więzi z Unią Europejską i przystąpieniem do NATO” – przypomniał. Równowaga między nimi była raczej krucha, powodując brak stabilności w polityce. Dla Olsena koronnym dowodem jest epopeja byłego prezydenta Wiktora Janukowycza, który wobec rosyjskiej presji zapierał się, aby nie podpisać układu stowarzyszeniowego z Unią Europejską. Z tego powodu, na przełomie 2013 i 2014 roku, gwałtowny protest społeczny przerodził się w rewolucję, która zmiotła jego reżim. Przy czym amerykański dziennikarz zwraca uwagę, że powszechne poparcie, jakim cieszył się Petro Poroszenko w wyborach prezydenckich w 2014 roku, mogło wskazywać, że owe podziały narodowościowe odeszły w przeszłość. Przypomnijmy, prócz zachodniej Ukrainy, zdobył także większość głosów w pozostałych regionach kraju, w tym na tradycyjnie prorosyjskim wschodzie. Zdawałoby się, że to tendencja, jednak obecne wybory prezydenckie pokazały, że podziały wciąż trwają.
Władimir Zełenski, zwycięzca pierwszej tury wyborów prezydenckich, największym poparciem cieszy się na wschodzie i południu kraju [z wyjątkiem prorosyjskich regionów w Donbasie, w których najwięcej głosów zdobyli prorosyjscy kandydaci – red.]. Zdecydowanie mniej popularny jest na zachodzie i północy Ukrainy. Według Olsena, w programie wyborczym Zełenskiego, o którym wciąż niewiele wiadomo, ale przede wszystkim w jego zachowaniu, jest wiele sprzeczności. Z jednej strony, opowiada się za wejściem Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO, z drugiej zaś, wydaje się być „najbardziej lojalny, spośród wszystkich kandydatów, wobec wszystkiego, co rosyjskie”. Skrytykował na przykład decyzję Poroszenki, podjętą przez niego po wybuchu wojny w 2014 roku, o zakazie organizowania na Ukrainie rosyjskich przedsięwzięć kulturalnych, w tym występów rosyjskich artystów. Zresztą do zeszłego roku w swojej działalności artystycznej używał wyłącznie języka rosyjskiego. Z drugiej strony, Zełenski wspierał armię ukraińską i przekazywał pieniądze na jej potrzeby. W czasie kampanii zadeklarował, że jeśli zwycięży w wyborach, podejmie negocjacje w Władimirem Putinem o zakończeniu wojny w Donbasie. Stwierdził również, że Krym pozostanie pod okupacją, dopóki obecny prezydent Rosji będzie u władzy. Wszystkie te tezy nie podobają się ukraińskim nacjonalistom.
Po ogłoszeniu wyników pierwszej tury Poroszenko wyraźnie stwierdził, że w dalszej kampanii będzie przedstawiał Zełenskiego, jako kandydata prorosyjskiego – „z rosyjskim sztandarem [w ręku – red.]”. Olsen uważa, że taka taktyka obecnego prezydenta może się powieść. A co, jeśli zwycięży Zełenski? Według amerykańskiego dziennikarza, nawet jeśli ów aktor komediowy zostanie prezydentem, stanie przed trudnym zadaniem: jego rosyjskojęzyczni wyborcy będą chcieli pokoju z Rosją, zaś ukraińskojęzyczni przeciwnicy będą sprzeciwiać się ustępstwom terytorialnym, które obecnie wydają się być jedynym sposobem na zawarcie pokoju z agresywnym sąsiadem. Przeciwnicy nowego prezydenta będą domagać się wejścia Ukrainy do UE, ale Putin jest przeciwny temu kursowi. Rosyjskiemu autokracie nie w smak również perspektywa przystąpienia Ukrainy do NATO. Przed Zełenskim, jeśli zostanie prezydentem, łamigłówka, której Olsen nie życzyłby najbardziej utalentowanemu politykowi na świecie.
– Wielu na Zachodzie chce wierzyć, że Ukraina porzuciła stare ścieżki, i obecnie zjednoczyła się w dążeniu do uwolnienia z rosyjskiego uścisku. Ale pierwsza tura wyborów pokazuje, że prawdopodobnie tak nie jest, a rosyjsko-ukraińskie stanowisko wobec ukraińskiego nacjonalizmu nadal bardzo się różni od nastrojów, które dominują na północy i zachodzie kraju. Ktokolwiek wygra wybory, będzie musiał stawić czoła niezwykle trudnemu zadaniu zjednoczenia tego głęboko podzielonego kraju – podsumował Amerykanin swoje dywagacje.
Opr. TB, https://www.washingtonpost.com
fot. www.112.ua
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!