Polski badacz podkreślił konieczność prowadzenia dialogu między stroną polską i ukraińską, bo, jak mówił, alternatywą jest okopanie się na swoich pozycjach i zamknięcie we własnym getcie. Jednak zaznaczył, że pewna narracja po stronie ukraińskiej mocno go niepokoi.
Relację ze spotkania z Grzegorzem Motyką spisał Wojciech Jankowski.
Grzegorz Motyka wygłosił na Ukraińskim Katolickim Uniwersytecie we Lwowie wykład „Operacja „Wisła” w polskiej historii XX wieku”. Polski historyk jest jednym z najlepszych specjalistów w sprawach problematyki stosunków polsko-ukraińskich. Ma w swoim dorobku kilkadziesiąt publikacji na ten temat. Z tezami Motyki nie zgadza się wielu ukraińskich historyków. Temat spotkania nie dotyczył jednak zbrodni wołyńsko-galicyjskiej, ale Akcji „Wisła”, operacji wojskowej z 1947 roku, w wyniku której wysiedlono ponad 140 tysięcy ludności ukraińskiej z Polski południowo-wschodniej.
Temat wykładu nie był w żaden sposób kontrowersyjny, więc oczekiwania niektórych obecnych, że dojdzie do ostrzejszej wymiany zdań, okazały się płonne. Motyka opisał skutki Akcji „Wisła” i jej opis w polskiej historii i publicystyce. Wspominał również o najbardziej kuriozalnych wypadkach, jak aresztowania warszawskich bazylianów:
– Jeszcze na początku lat pięćdziesiątych zostają aresztowani zakonnicy w Warszawie, gdzie działa zakon bazylianów. Ta historia jest o tyle malownicza, że aresztowany wówczas legendarny spowiednik Paweł Puszkarski w końcu 1952 roku w więzieniu spotka się z generałem Stefanem Mossorem, który przeprowadził Operację „Wisła”. Spotykając się z nim w tym stalinowskim więzieniu nawróci generała i sprowadzi go na łono Kościoła.
Motyka po zarysowaniu przebiegu Operacji „Wisła”, skupił się na dominujących narracjach w okresie PRL i w wolnej Polsce:
– Narracji komunistycznej nie kupuje opozycja demokratyczna, która powoli, dekada za dekadą ma coraz większą popularność. Skoro władzy zależy na przedstawieniu Akcji „Wisła” jako czegoś, co było dobrem, to znaczy, że do kanonu opozycji wchodzi uznanie, że ta operacja była czymś złym, że było to zastosowanie przymusu, co nie powinno się zdarzyć. Dlatego, kiedy upada komunizm w 1989 roku, bardzo szybko, bo w roku 1990 polski Senat, który został wybrany w wolnych wyborach, wydaje uchwałę potępiającą Akcję „Wisła”.
Polski badacz zaznaczył potrzebę rozmowy między historykami Polski i Ukrainy:
– Wysiedlenie Polaków stąd i wysiedlenie Ukraińców z obecnej Polski, to dwie równoległe stalinowskie czystki etniczne. Metody nacisku są inne, ale i to, i to jest czystką etniczną, wymuszoną przez władze komunistyczne, realizowaną przy większym, bądź mniejszym poparciu nacjonalistów. Padło pytanie o odszkodowania. Przestrzegam państwa. Moja odpowiedź nie będzie taka niepewna, gdy chodzi o Akcję „Wisła”, bo Akcja „Wisła” to jest wewnętrzna polska sprawa. Kwestia odszkodowań za deportacje 1944–46 została rozstrzygnięta. Ci, których przesiedlono, mają dostać odszkodowania od strony, która przyjmuje. Wszelkie złamanie tej zasady wprowadza Polskę i Ukrainę na straszliwą rafę. Bo jeśli Ukraińcy zaczną żądać odszkodowań od strony, która ich wysiedliła, to znaczy, że Polacy też mają prawo żądać od państwa, które ich wysiedliło. Przestrzegam państwa, dla dobra Polski i Ukrainy, przed pójściem tą drogą. Ustalono, że odszkodowania wypłaca ta strona, która przyjmuje, więc od tej strony należy się domagać, tak jak w Polsce domagają się tzw. zabużanie.
W czasie pytań i komentarzy Sofija Diak, dyrektor Centrum Historii Miejskiej zauważyła, że niekiedy zakłada się, że zbrodnie były komunistyczne i w ten sposób strony zdejmują z siebie ich ciężar, choć był tam pierwiastek etniczny, gdzie „nakładały się na siebie komunistyczny czynnik z nacjonalistycznym”. Zwróciła uwagę, że największym lobbystą ukraińskich ziem w jak największym rozmiarze państwowym był Nikita Chruszczow. Sofija Diak zwróciła również uwagę na „ograniczoną empatię”, gdy „nasze cierpienie nie zawsze pomaga i sprzyja w widzeniu cierpienia innych”:
– Rozważania nad utratą własnej ojczyzny i majątku przez Ukraińców w Polsce nie zawsze pomagają w zrozumieniu tego, ilu ludzi straciło majątek i ojczyznę tu we Lwowie. Na przykład moje osobiste doświadczenie jest takie: ojciec mój również został wysiedlony, a odwiedziny przeze mnie miejsca, gdzie była ta wieś, pomogły mi zrozumieć moje obecne miasto, zrozumieć Lwów. W 2017 roku w Muzeum Etnograficznym we Lwowie była eksponowana wystawa pod tytułem „Wygnańcy”. To była wystawa o trzech wielkich deportacjach: wysiedlenie Ukraińców z Polski, deportację Tatarów krymskich i współczesne wysiedlenia. I wówczas w czasie rozmowy na pytanie o losie wysiedlonych ze Lwowa Polaków jednak padło, że „Polacy wrócili do domu, a nas Ukraińców wysiedlono”.
Wykład odbył się 6 marca w Centrum Andreja Szeptyckiego na Ukraińskim Katolickim Uniwersytecie. Było to jedno z wydarzeń konferencji zorganizowanej przez Centrum Historii Miejskiej we Lwowie i Instytut Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.
Wojciech Jankowski
Fot. Aleksander Kuśnierz
Kurier Galicyjski
4 komentarzy
franciszekk
18 marca 2019 o 18:48Wysiedlenia, przesiedlenia …. odszkodowania za utracone majatki i itp. !
Jak się to ma do okrutnej śmierci typu Golgoty Chrystusowej dokonanej przez tzw. „hieroji” w rzezi cywilnej ludności panstwa II RP, którzy byli kolejno jako TRZECI w dokonaniach po Niemcach i Sowietach!
Roztoczanin
18 marca 2019 o 23:42I co i tyle? Kończąc na takich słowach usłyszanych z ust Ukraińców, czy my Polacy możemy coś zrobić, żeby się nie okopywać?Nie da się w nich wykształcić potrzeby prawdy. Zapłacą za to ogromną cenę. Krym jest jedynie cząsteczeką tego, co się z dalej będzie dziać.
Wojciech
18 marca 2020 o 00:52Mentalność ukraińskich debilów:
„I wówczas w czasie rozmowy na pytanie o losie wysiedlonych ze Lwowa Polaków jednak padło, że „Polacy wrócili do domu, a nas Ukraińców wysiedlono”.”
Maciek
20 kwietnia 2023 o 23:28Czego się spodziewać po stronniczym historyku publikującym w gazecie wybiórczej.