Zjednoczenie dotychczas niekanonicznych Ukraińskiej Cerkwi Patriarchatu Kijowskiego oraz Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwi i wkrótce rzeczywista autokefalia udzielona przez Konstantynopol to istotne wydarzenie społeczne i polityczne, nie tylko dla Ukrainy.
Krok ten będzie mieć przemożny wpływ na państwowość ukraińską, świadomość narodową Ukraińców, umocni ich jedność, pozwoli uniezależnić się w warstwie aksjologicznej od Rosyjskiego Kościoła Ortodoksyjnego i rosyjskiego państwa zarazem. Fakty te są powszechnie przytaczane w mediach, powtarzane w analizach i komentarzach. Warto odnotować jednak również, jaki wpływ to wydarzenie może mieć na cały Kościół prawosławny.
Nawet niezorientowany obserwator współczesnego świata łatwo odnotuje jak nieznaczne miejsce we współczesnych sporach kulturowych czy społecznych odgrywają środowiska prawosławne. Kościoły prawosławne wydają się przede wszystkim skupione na sobie i na zachowaniu z wolna jednak słabnących pozycji. Małe znaczenie prawosławia we współczesnych debatach ma oczywiście uzasadnienie historyczne. Większość krajów z dominującą populacją prawosławną znalazło się po złej stronie „żelaznej kurtyny”. Kościoły te jako niezależne, autonomiczne łatwo stały się ofiarami komunistycznych rządów.
Czasy komunistyczne były dla prawosławia prawdziwą tragedią, niszczeniem wielowiekowych więzi społecznych, struktur Kościoła; ich ofiarami padali wierni jak i duchowni. Kościoły te przeżyły komunizm nie tylko bardzo osłabione, przefiltrowane przez służby bezpieczeństwa (co nie odnosi się tylko do Rosji), ale z „przekrzywioną psychiką”: z wyuczoną wrogością względem świata zewnętrznego i wszystkiego, co zeń płynie.
Skrajnie zachowawcze, nie nawykłe do debatowania, wyzwań, z wolna, szczególnie dla młodszego pokolenia, przestały liczyć się jako liczący się autorytet. Co najwyżej stawały się ostoją ciasnego nacjonalizmu. Przykład przychodził z Moskwy, gdzie antyzachodnio, nacjonalistycznie (często antysemicko) nastawione duchowieństwo kierujące największym kościołem prawosławnych, było zdolne narzucić swój punkt widzenia prawie całemu światu ortodoksyjnemu.
Jednocześnie bardzo silnie powiązane, by nie powiedzieć uzależnione, od władz na Kremlu, stało się narzędziem jego polityki. Wpływając tym samym na resztę Kościołów, wykorzystując często konflikty polityczne (jak w przypadku Serbii). Teraz ta sytuacja może ulec znaczącej zmianie.
Wraz z powstaniem autokefalicznego Kościoła w Kijowie rodzi się, drugi po Moskwie, największy ośrodek prawosławny, który może z racji swojej wielkości, zaplecza i potencjału, wpłynąć na zmianę postawy także innych Kościołów ortodoksyjnych, uniezależnić je od Moskwy. Może być konkurencją dla głosu płynącego ze wschodu.
Jednakże przed Kijowem dwa ważne wyzwania. Pierwsze to oczywiście Rosyjski Kościół Ortodoksyjny i to jaką przyjmie on w najbliższych miesiącach i latach politykę. Autokefalia gwarantuje, że na terenie Ukrainy teoretycznie działać mogą parafie podległe tylko jurysdykcji Kijowa, lecz tu pojawia się pierwszy problem: gdzie kończy się Ukraina?
Co z prawosławiem krymskim oraz tym na wschodzie Ukrainy? Moskwa nie zaakceptuje przejęcia kontroli przez Kijów nad Krymem, nawet w sferze kościelnej, gdyż ten wedle władz moskiewskich należy do Rosji. Moskwa nie zgodzi się też na rozciągnięcie jurysdykcji UKO nad całym Donbasem. Może to nawet pchnąć Kreml do aktywniejszych działań na rzecz zagwarantowania „ludowym republikom” „niepodległości”.
Jednoczenie prawosławia na Ukrainie nie przebiegnie bez oporów. Już dziś Kreml ma narrację o prześladowaniach lojalistów moskiewskiego patriarchatu. 14 grudnia narrację tę potwierdził sam patriarcha moskiewski pisząc do przywódców zachodniej Europy (w tym papieża Kościoła Rzymskokatolickiego Franciszka, prezydenta Macrona czy kanclerz Merkel) oraz instytucji międzynarodowych o prześladowaniach wiernych Moskwie kleryków na Ukrainie. Na początku grudnia pojawiały się doniesienia o wkroczeniu ukraińskich służb do kilku kościołów i domów duchownych powiązanych z Moskwą.
Większość duchowieństwa UKO Patriarchatu Moskiewskiego pozostaje w opozycji. Kreml stanie się w swoim odczuciu nie tylko obrońcą prześladowanych na Ukrainie Rosjan, lecz również wiernych Cerkwi ukraińskiej podległej Moskwie. Nie wiemy też jak ostatecznie ułożą się relacje na linii Moskwa-Konstantynopol. Obecny kryzys to jeszcze nie pełne i ostateczne zerwanie.
Jeśli schizma się utrzyma to Rosyjski Kościół Prawosławny stanie się samodzielnym i wrogim ośrodkiem tak dla Konstantynopola jak i Kijowa. Rozciągnąć może to się szybko na inne Kościoły prawosławne. RKP będzie mógł działać na terenie Ukrainy samodzielnie nie oglądając się na wolę Ekumenicznego Patriarchy Konstantynopola. Ignorowanie nowo powstałego Kościoła już zapowiedział rzecznik Patriarchy Kiryła. Będzie powoływać podległe może nawet bezpośrednio sobie struktury, jawnie wrogie nie tylko UKO, lecz stojącemu za nim ukraińskiemu państwu. Wojna na Ukrainie może po części stać się więc wojna religijną.
Drugim zagrożeniem jest powstanie samej Cerkwi Ukrainy i szybkość z jaką to miało miejsce. Dotychczas na Ukrainie funkcjonowały trzy osobne wspólnoty prawosławne, zachowujące między sobą względny pokój. Wybór jednego z nich miał charakter wyznaniowy, a nie polityczny. Zwolennik powstania nowego Kościoła może powoływać się na zachodzące od lat zmiany w świadomości społecznej, postawie religijnej i narodowościowej.
Jeszcze przed wojną z Rosją to UKO Patriarchatu Moskiewskiego był największy, tak pod względem liczby parafii, duchownych jak i wiernych, kościołem na terenie Ukrainy. Po 2014 r. zaczął się jednak wielki exodus i Ukraińcy, głosując nogami, zaczęli masowo zasilać UKO Patriarchatu Kijowskiego, nie zawsze jednak szli za nimi duchowni.
Wedle badań w ciągu kilku lat niekanoniczny Kościół zaczął dominować w prawosławiu ukraińskim. Uznanie niezależnego prawosławnego Kościoła ukraińskiego przez Konstantynopol, zgoda na autokefalię i zjednoczenie, wydawało się z punktu widzenia patriarchy Bartłomieja koniecznym krokiem, aby uniknąć sytuacji, w której większość Ukraińców znajdzie się w niekanonicznym Kościele.
Prawosławie na Ukrainie szybko stać się może areną wewnętrznych sporów, separatyzmów, jak też zakładnikiem sytuacji politycznej w Kijowie. Wiele ważnych ośrodków religijnych – szczególnie ważne są klasztory jak Ławra Peczerska, której mnisi nie są przychylni nowej ukraińskiej Cerkwi. Władze Ukrainy działające często zbyt nadgorliwie nie pomagają w całym procesie jednoczenia ukraińskiego prawosławia.
Dopiero najbliższe miesiące pokażą jak nowy metropolita Epifaniusz, poradzi sobie z tymi wyznaniami. Uchodzący za umiarkowanego będzie musiał z jednej strony spełnić oczekiwania Ukraińców, którzy chcą pełnego zerwania z Moskwą, i tych, którzy nowego Kościoła jeszcze nie uznają, ale przy mądrej polityce mogą pogodzić się z nową rzeczywistością.
Łazarz Grajczyński
Autor jest dziennikarzem, specjalizującym się w polityce międzynarodowej i kwestiach bezpieczeństwa, współpracował m.in. z Radiem Poznań, portalami Jagiellonia.org, Kresy24.pl, Centrum Schmpetera i Blasting News
fot. Administracija Prezidenta Ukrajini
3 komentarzy
Stanisław
22 grudnia 2018 o 21:16kolejna odsłona autofekalii na Ukrainie
RUFUS66
23 grudnia 2018 o 01:14A ja pytam się co z naszym prawosławiem,który się modli za rossiję???. Jeszcze ze sto lat będziemy wychodzić z zaboru.
peter
23 grudnia 2018 o 15:51Jak sie nie myle to nastapily zmiany w nazewnictwie Nie bedzie juz Ukrainskiego Kosciola Prawoslawnego Patrarchiatu Moskiewskiego tylko Rosyjski Kosciul Prawoslawny na Ukrainie