Białoruscy historycy są zaniepokojeni „pisaniem na nowo” historii z II wojny światowej. 25 września swoimi obawami podzieli się z dziennikarzami, i przedstawili swoją wersję wydarzeń na froncie wschodnim.
Co najbardziej martwi historyków?
„Może się wydawać, że punkt zwrotnym w czasie II wojny światowej nie nastąpił na terytorium ZSRR, a gdzieś w Afryce Zachodniej i Północnej, – wyjaśnia dyrektor Instytutu Historii Narodowej Akademii Nauk Białorusi Wiaczesław Daniłowicz. – Okazuje się, że zachodni sojusznicy wnieśli decydujący wkład w zwycięstwo. Ale badania pokazują, że to na terenie Związku Radzieckiego nastąpiło zasadnicze przesilenie. I to jest bardzo ważna kwestia. Musimy bronić historii wojny przed fałszerstwem”.
Białoruscy naukowcy uważają, że obecnie mamy do czynienia z wysypem autorów, którzy nie tracą czasu na studiowanie konkretnego wydarzenia, ale przedstawiają w swoich książkach własne opinie.
Kto dokładnie stara się odebrać zwycięstwo Białorusinom, pomijają milczeniem.
„To przede wszystkim publikacje wspomnień niemieckich generałów, którzy chcieli się pokazać (z dobrej strony) podczas operacji wojskowych – mówi szef wydziału historii wojskowej Białorusi Instytutu Historii Narodowej Akademii Nauk Aleksiej Litwin. — Ich świadectwa trafiały do sowieckich wydawnictw, coś wyrwano z kontekstu, itd. Wykonano tłumaczenia na język rosyjski, zostały uznane za prawdziwe, ale nie były one całkowicie prawdziwe. Radzieckie wojsko, pisząc wspomnienia, również nie mogło ujawniać prawdy, ponieważ istniała cenzura”.
Litwin zauważa, że fałszowanie historii wojennej nie rozpoczęło się dzisiaj;
Pierwsze próby fałszowania miały miejsce jeszcze w tym czasie, kiedy dostęp do dokumentów był niemożliwy.
Historyk wyjaśnia, że wspomnienia wojenne były pisane przez zarówno przez komunistów jak i ludzi o poglądach liberalnych i innych. I właśnie to doprowadziło do nieporozumień. Ale nieporozumienia to jedno, a fałszowanie to inna sprawa.
„Istotą fałszerstwa jest to, że człowiek pisze o wydarzeniach tak, jak je widzi, a nie używa dokumentów. Nie będę wymieniać prac, które twierdzą, że ruch partyzancki na Białorusi nie przyniósł żadnego efektu – mówi Aleksiej Litwin. – Ale tak się pisze!”.
Akademik doradza takim autorom wizytę w archiwach, by przejrzeli niemieckie dokumenty, wówczas zrozumieją, co oznaczał dla najeźdźców ruch partyzancki.
Kredsy24.pl/euroradio.fm
1 komentarz
Maciej H.-Horawski
26 września 2018 o 20:38Cała historia tej wojny jest fałszywa i to nie tylko na Białorusi. Prawda jest taka, że tak mniej więcej od roku 1935, od manewrów kijowskich, cały świat polityczny miał świadomość, że największym niebezpieczeństwem dla Europy nie jest reżim Hitlera, ale reżim Stalina. Gdyby Hitler nie stworzył reżimu niezbędnego do utworzenia silnej armii (w systemie demokratycznym nie dałoby się wymusić tak wielkich środków na zbrojenia), gdyby nie rozbił na czas sowieckich sił pancernych w bitwie pod Dubnem, to cała Europa, aż po Paryż, a może i po Lizbonę, znalazłaby się w łapach Stalina, a czym by się to skończyło dla Polaków możemy domniemywać porównując los polskich oficerów w niemieckich obozach jenieckich z losem jeńców Katynia, Ostaszkowa, Starobielska. Rusofilom przypomnę jedynie, że niczym nie uzasadniona eksterminacja Polaków zaczęła się od roku 1937 tak zwaną operacją polską NKWD.