Moskwa grozi Białorusi ograniczeniem dostaw ropy naftowej. Mińsk dostaje ją na preferencyjnych warunkach, przetwarza we własnych rafineriach i eksportuje – dochody z tego są jednym z najważniejszych źródeł pieniędzy zasilających budżet państwa. Rosjanie twierdzą, że utrzymywanie dotychczasowego mechanizmu nie opłaca im się ekonomicznie, a poza tym będzie to konsekwencja zmian w opodatkowaniu sektora naftowego w samej Rosji. Trudno jednak nie zauważyć, że obecne zapowiedzi Moskwy wpisują się w szereg decyzji, które ochłodziły relacje rosyjsko-białoruskie, jak choćby nominacja nowego ambasadora FR w Mińsku Michaiła Babicza de facto wbrew woli Aleksandra Łukaszenki, czytamy w analizie polskiego think tanku Warsaw Institute.
Nic dziwnego, że znów pełno spekulacji, że Kreml jest zmęczony rządami Baćki i chce dokonać zmian w reżimie tak, by mieć w Białorusi nie tyle pewnego sojusznika, co wasala, i to takiego, którego nie trzeba ekonomicznie wspierać. Rosja obawia się, że czas nie gra na jej korzyść – choćby kwestia budowy białoruskiej elektrowni atomowej, co poważnie zmniejszy uzależnienie Mińska od rosyjskich surowców energetycznych.
Białoruś i Rosja są w trakcie negocjacji wielkości dostaw surowców na rok 2019. Moskwa zapowiedziała możliwe ograniczenie dostaw surowców. Rosyjski minister energetyki Aleksandr Nowak ocenił, że dostarczanie produktów ropopochodnych sąsiadowi w dotychczasowych ilościach nie jest zasadne z ekonomicznego punktu widzenia, ponieważ mogą one być przez Białoruś reeksportowane.
Mińsk zareagował w spodziewany sposób. Szef państwowego Biełnieftiechimu. Andrej Rybakou, powiedział 3 września, że ewentualny brak surowca ograniczyłby pracę białoruskich rafinerii, wpłynąłby negatywnie na ich konkurencyjność i byłby naruszeniem zasad Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej. Jednak Moskwa mówi, że nie zamierza więcej w „ukryty” sposób subsydiować białoruskiej gospodarki. Według Moskwy, Mińsk kupuje od Rosji paliwa po niższych cenach wewnętrznych, a własne sprzedaje za granicę, inkasując wpływy z eksportu.
Według informacji białoruskich mediów już od czwartego kwartału 2018 r. Rosja zamierza ograniczyć dostawy produktów naftowych na Białoruś do takiej ilości, która odpowiada wewnętrznym potrzebom tego kraju. Dyrektor departamentu polityki podatkowej i celnej w ministerstwie finansów Rosji Aleksiej Sazanow nie wyklucza drastycznej redukcji: z 2 mln ton do zaledwie 100-300 tys. ton rocznie. Wskazał, że dotychczas, gdy Mińsk otrzymywał wsparcie w postaci preferencji celnych, „to nikt tego nawet nie widział, było to swojego rodzaju ukryte dotowanie gospodarki Białorusi”. Według niego w 2017 roku Rosja straciła na tym 10 mld rubli rosyjskich, a tylko w ciągu pierwszego półrocza tego roku – kolejne 10 mld rubli.
Teraz ma to się zmienić choćby dlatego, że Rosja przeprowadza w swym sektorze naftowym tzw. manewr podatkowy. Chodzi o to, że Rosja zamierza do 2025 r. znieść cła na ropę naftową, a podwyższyć podatek na wydobycie tego surowca. Białoruś, która dotychczas kupowała od sąsiada ropę bezcłową, straci ten przywilej i będzie musiała płacić za nią tyle samo, co inni zagraniczni odbiorcy. W związku z manewrem podatkowym będzie to cena wyższa niż dotychczas. Jednak Moskwa mówi, że określoną rekompensatę z tego tytułu Mińsk może negocjować z nią, jeśli zechce. Sazanow uważa, że wbrew opinii strony białoruskiej, działania Rosji nie są sprzeczne z porozumieniem o Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, bo manewr podatkowy to sprawa wewnętrzna Rosji i nie narusza to żadnych porozumień międzynarodowych.
Białoruski resort finansów szacuje, że w efekcie tzw. manewru podatkowego w latach 2019-2024 dochody budżetu Białorusi istotnie się zmniejszą. Dlatego Mińsk nie zamierza odpuszczać sprawy: 4 września minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej wyraził przekonanie, że w czasie najbliższego spotkania szefów państw i przedstawicieli rządów uda się usunąć istniejące rozbieżności.
Kreml potwierdził 5 września, że przygotowuje wizytę Władimira Putina w białoruskim Mohylewie 11-12 października. Jednym z poruszanych problemów będzie na pewno kwestia eksportu rosyjskiego gazu na Białoruś. Gazprom jest jedynym dostawcą gazu na Białoruś (19 mld m³ w 2017 r.), która jako że jest członkiem Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, kupuje gaz bez cła. Obecnie jego cena jest średnio dwa razy mniejsza niż wynosi cena eksportowa Gazpromu. Po pełnym uruchomieniu elektrowni atomowej pod Ostrowcem w 2022 r. Białoruś może zmniejszyć ilość kupowanego od Rosji gazu o 18,5 proc., co dla rosyjskiego koncernu może oznaczać spadek dochodów o ok. 440 mln dolarów rocznie.
Kresy24.pl za warsawinstitute.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!