Obfite deszcze spowodowały prawdziwą katastrofę na Zabajkalu.
Rzeki wystąpiły z brzegów i zatopiły setki domów, zalały drogi i zniosły mosty w tym jeden kolejowy.
Najtragiczniejsza okazała się noc z 9 na 10 lipca, gdy woda wdarła się na przedmieścia stolicy regionu – Czyty. Zdjęć, które opublikowali mieszkańcy w Internecie nie da się spokojnie oglądać. Na jednym z filmów, gdy kamera pokazuje zalane tory kolejowe, spoza kadru słychać przerażony kobiecy głos: przybywa, wciąż przybywa…
Zagrożona jest zbudowana w 2013 roku tama w Tungoczkenie. Od razu pojawiły się zarzuty, że wykonawca spartaczył swoją robotę.
Czynniki oficjalne nabrały – jeśli można tak powiedzieć – wody w usta. Przewodniczący Rady Miejskiej do 12 lipca był na urlopie, a szef administracji wybrał się na delegację.
Nie znane są rozmiary klęski. Pani gubernator Zabajkala obleciała kraj śmigłowcem, zarządził ewakuację rejonu Tungoczkenu i obiecała, że budowniczymi tamy zajmie się, kiedy to wszystko się skończy. Poza tym, według jej słów, nie ma powodów do niepokoju choć sytuacja nie jest łatwa, ale już wprowadzono stan nadzwyczajny. W ramach walki z powodzią zdymisjonowała ministra Zasobów Naturalnych Kraju.
Mieszkańcom daleko jest do urzędowego optymizmu. Ludzie skarżą się, że nie można dodzwonić się na gorącą linię Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych. Władze nie przeprowadziły żadnej akcji informacyjnej i wielu miejscach żywioł zaskoczył ludzi.
Ocenia się, że jest to najgroźniejsza powódź w historii Zabajkala, a na uwagę zasługuje fakt, że długo milczały o niej czynniki oficjalne i środki masowej informacji. Ludzie oczywiście wiedzą dlaczego – nie chcieli psuć futbolowego turnieju.
Adam Bukowski
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!