Minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej skomentował emocjonalne wystąpienie Aleksandra Łukaszenki z piątku (22.06), który próbując zmobilizować do pracy lokalnych urzędników z Mochylewszczyzny zagroził, że jeśli nie „wyrobią normy”, Białorusi grozi aneksja, albo wojna.
„Zostało zaplanowane – musi być wykonane na mur-beton. Jedno może być usprawiedliwienie niewykonania – śmierć. Jesteśmy na froncie. Jeśli nie przetrwamy najbliższych lat, poniesiemy porażkę, trzeba będzie w skład innego państwa wejść, albo po prostu wytrą o nas nogi. Albo, nie daj Boże, rozpętają wojnę na Białorusi, tak jak na Ukrainie” – te słowa Łukaszenki wypowiedziane w piątek 22 czerwca w powiecie szkłowskim (na rodzinnej ziemi Aleksandra Grigoriewicza) cytowały wszystkie agencje, zarówno na Białorusi jak i poza jej granicami.
„Co tu jest do komentowania – odparł minister Makiej, pytany o komentarz do słów głowy państwa. – Wszystko widać jak na dłoni. Prezydent Białorusi wielokrotnie mówił, że niezależność i suwerenność – to świętość, dla której warto żyć i pracować dla dobra kraju i narodu. Co do ewentualnych akcesji czy aneksji do jakiegokolwiek państwa, nie może być o tym mowy”.
Dopytywany przez dziennikarzy, dlaczego prezydent wypowiedział te słowa Makiej podkreślił, że Łukaszenka po prostu hipotetycznie wyraził opinię o tym, co mogłoby się zdarzyć jeśli upadnie gospodarka, pogorszy się dobrobyt kraju. Dodał, że „wszystko teraz zależy od nas, od każdego konkretnego człowieka, a głowa państwa zarysowała perspektywy, do których Białoruś nie dąży”.
Łukaszenka zapowiada przyłączenie Białorusi do „innego państwa”
Kresy24.pl/ba
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!