Rzadko piszemy na naszych łamach o futbolowych zmaganiach: nie jesteśmy, bądź co bądź, piłkarska kroniką. Jeśli piszemy o tegorocznym Mundialu, to raczej w kontekście politycznym, czy ekonomicznym. Jeśli dzisiaj od tej reguły czynimy wyjątek, to dlatego, że rzecz miała wymiar podwójnie „kresowy”. Po pierwsze naszym przeciwnikiem była Litwa, po drugie oglądaliśmy ostatni mecz biało-czerwonej reprezentacji przed ww. Mistrzostwami w Rosji.
Nieoceniony Jan Paweł II powiedział kiedyś – cytuję z pamięci, a zatem niedokładnie – że wśród rzeczy kompletnie nieważnych futbol jest prawdopodobnie najważniejszą. Trudno się z tym bon-motem nie zgodzić, nie ma drugiej w świecie rzeczy – być może poza modą, której ludzie, niezależnie od wieku i wykształcenia poświęcaliby tyle niezasłużonej uwagi. W naszym przypadku sprawa jest dodatkowo absurdalna, ponieważ piłka nożna pojawiła się na ziemiach polskich stosunkowo późno i na próżno klasyfikować ją – a wielu to czyni – jako sport narodowy. Dużo bardziej są nimi chociażby rozmaite dyscypliny hippiczne. Ot na przykład ułańskie szarże…
Odstawmy jednak żarty na bok i skoncentrujmy się na zakończonym przed godziną towarzyskim meczu Polska-Litwa, którego wynik (przypomnijmy: 4:0 dla biało-czerwonych) powinien napawać wielkim optymizmem, gdyby nie dwie jaskrawo widoczne nawet przy niewielkiej znajomości tematu okoliczności. Po pierwsze pamiętać należy, że Litwa – z całą sympatią dla największej republiki bałtyckiej – do grona piłkarskich potęg nie należy. W rankingu FIFA (stan na 7 czerwca 2018 r.) Polska zajmuje miejsce ósme, Litwa – sto dwudzieste szóste. Dwa różne światy.
Być może ktoś powie, że to malkontenctwo, bo przecież liczy się wygrana, tym bardziej bez strat własnych – chodzi nie tylko o niestracone bramki, ale i o fakt, iż nasi piłkarze zakończyli mecz bez szwanku dla zdrowia. I tu właśnie chciałbym przejść do puntu drugiego, to znaczy do szkolnych błędów, których Polska w tym spotkaniu kilka popełniła, a które zdarzać jej się nie powinny. To, że nie zostały one przez Litwinów wykorzystane, wynika tylko z ich wewnętrznej słabości. Niedopuszczalne są przede wszystkim prostopadłe podania w obronie, które łatwo „przeciąć”, ani też pozostawianie napastników bez krycia, szczególnie podczas tzw. stałych fragmentów gry.
Do tego można dodać coś o charakterze wrażenia raczej, nie zaś chłodnej analizy faktów. Jadący jutro do Rosji Polacy w kilku momentach spotkania grali nad wyraz niespokojnie. Jeśli jesteśmy ósmą drużyną w rankingu FIFA (jak wierzymy wszyscy: zasłużenie) i ostrzymy sobie zęby na ćwierćfinał Mundialu, co swoją droga idealnie współgrałoby z naszą wyceną – powinniśmy spotkania z drużynami ponad 100. pozycji niżej klasyfikowanymi mieć non-stop pod kontrolą. Nie chodzi o to, by być cały czas przy piłce, ale by nadawać spotkaniu ton, niczym gospodarz przyjęcia.
Telesfor
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!