W wyniku obecnej ofensywy Rosjanie zdobyli tereny głównie na zachód od Awdijiwki. W sumie zajęli prawie 900 km kw. Wydaje się, że to dużo, ale to tylko 0,15 proc. powierzchni Ukrainy. Dowódca armii brytyjskiej powiedział w tym tygodniu, że w tym tempie podbicie czterech częściowo okupowanych regionów Ukrainy zajęłoby Rosjanom pięć lat. Sprawę analizuje portal nzz.ch
Tak niewielki zysk okupacyjny pociągnął za sobą kolosalne straty. O najbardziej kosztownym etapie wojny mówią nie tylko zachodnie służby wywiadowcze, ale także rosyjskie media. Na początku lipca portal Meduza obliczył tę liczbę na 120 tys. zabitych na podstawie danych z rejestrów zmarłych i nekrologów. Codziennie przybywa od 200 do 250 zabitych. Razem z rannymi, od początku inwazji rosyjskie straty przekroczyły już pół miliona.
Choć w ubiegłym roku Rosjanom udało się werbować nowych żołnierzy, siły zbrojne muszą teraz ciężej pracować nad rekrutacją. Miasto Moskwa oferuje ochotnikom dodatkowe wynagrodzenie w ramach umowy, ale liczba rekrutów znacznie spadła.
Jednostkom rosyjskim brakuje także pojazdów. Produkcja nowych czołgów i transporterów opancerzonych nie jest w stanie zaspokoić potrzeb wojska. Dlatego armia ponownie czerpie uzbrojenie z poradzieckich magazynów. Platforma Warsspotting naliczyła w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy 4 tys. zniszczonych jednostek wyposażenia, z czego 1114 w samym kierunku pokrowskim. Wśród Ukraińców straty są dziesięciokrotnie mniejsze.
Niedawno w Internecie pojawiło się wideo pokazujące skalę rosyjskich strat. W pobliżu Uhłedaru ostrzelano kolumnę 57 pojazdów opancerzonych. Używając dronów i artylerii, Siły Zbrojne Ukrainy szybko zniszczyły 13 sztuk sprzętu, zanim Rosjanie się wycofali. W ciągu ostatnich kilku miesięcy doszło do kilkudziesięciu takich nieudanych ataków.
Jednak takie filmy to nie tylko oznaka ukraińskiej siły i skuteczności. Z jednej strony eksperci wojskowi zauważają, że część takich kolumn osiąga swoje cele. Z drugiej strony ukraińskie pojazdy opancerzone są prawie niewidoczne – dlatego, że armia ukraińska ma ich niewiele. Oznacza to, że nie mogą przeprowadzać kontrataków i nie mają wsparcia ogniowego ani pojazdów. Ukraińcy tylko część tego niedociągnięcia mogą zrekompensować tzw. dronami uderzeniowymi.
Brak sprzętu, broni i żołnierzy dotyka niemal cały front ukraiński na wschodzie. Mobilizacja i szkolenie nowych żołnierzy jest powolne, a nowe dostawy broni z USA powoli docierają na najbardziej wrażliwe sektory frontu. Przerywanie łańcuchów dostaw jest jednym z priorytetów obu walczących stron.
Ukraińcy opierają się przede wszystkim na dronach i ograniczonym arsenale rakiet HIMARS i ATACM. Nawet jeśli Kijów regularnie będzie przeprowadzał zmasowane ataki, niszczycielska siła rosyjskiego lotnictwa jest znacznie większa. Rosyjskie bombowce wystrzeliwują ciężkie bomby szybujące i rakiety daleko za linia frontu. Niszczą całe pozycje i powodują znaczne szkody w infrastrukturze cywilnej. A ponieważ wojska ukraińskie na froncie mają za mało broni przeciwlotniczej, w walkach od czasu do czasu uczestniczą ukraińskie myśliwce. Naczelny dowódca armii ukraińskiej gen. Ołeksandr Syrski powiedział niedawno, że samoloty F-16, które niebawem otrzyma Ukraina, rozwiążą problem, ale nie będą cudownym lekarstwem.
Choć dziś sytuacja Ukraińców wygląda mniej beznadziejnie niż wiosną, nie wiadomo, czy ofensywa Moskwy osiągnęła już swój punkt kulminacyjny. W czerwcu i lipcu Frontelligence Insight obserwowało transport kilkuset pojazdów opancerzonych z Rosji w pobliżu frontu. Sprzęt nie pojawił się jeszcze na polu bitwy. Syrski spodziewa się dalszego wzrostu liczebności rosyjskich wojsk okupacyjnych z 520 tys. do 690 tys. do końca roku.
Ataki prawdopodobnie będą więc kontynuowane, zwłaszcza że Ukraińcy nie są w stanie przeprowadzić kontrofensywy w krótkim i średnim terminie. Rosyjski ekspert wojskowy Kirył Michajłow zwraca uwagę na „oportunistyczną strategię” Moskwy polegającą na próbie rozszerzenia mniejszych przełomów poprzez rozmieszczenie rezerw i przybliżeniu się w ten sposób do podboju całego Donbasu. Strategia ta przyniosła pewien sukces, ponieważ wiele jednostek ukraińskich było wyczerpanych i brakowało im personelu, a linie obronne były zróżnicowane pod względem obsady osobowej i sprzętu.
Rosjanie posunęli się wyraźnie szczególnie w rejonie Pokrowska. Opanowali teren pięć kilometrów od ważnej drogi pomiędzy ważnymi miastami Donbasu – Pokrowskiem i Kramatorskiem. Jeśli dojdą do tego punktu, mogą znacznie skomplikować lub nawet uniemożliwić zaopatrzenie ważnych odcinków frontu, w tym Czasiw Jaru. Ukraina może być także zmuszona do wycofania się w perspektywie średnioterminowej na południowym wschodzie, gdzie na skraju upadku jest prawdopodobnie Krasnohoriwka.
„Ale tego wszystkiego nie należy mylić z chaotycznym upadkiem frontu ukraińskiego. Eksperci uważają to za bardzo mało prawdopodobne. Co więcej, nie jest jasne, w jaki sposób Rosjanie planują zająć najważniejsze ośrodki Donbasu swoimi obecnymi siłami. Zdolność Ukrainy do dalszej obrony leży gdzie indziej: w zmęczeniu wojną własnego społeczeństwa, a przede wszystkim jej zachodnich partnerów, którzy coraz bardziej domagają się zakończenia tego konfliktu. To sprawia, że wsparcie zewnętrzne, od którego Ukraina jest uzależniona, staje się coraz bardziej nieprzewidywalne. Sytuacja pogorszy się, jeśli Donald Trump wygra wybory prezydenckie w USA” – zauważa publikacja.
Rosyjskie siły okupacyjne atakują najsilniej w rejonie strategicznie ważnego Pokrowska w obwodzie donieckim. Miasto znajduje się przy głównej drodze, która stanowi szlak zaopatrzenia dla innych zgrupowań wojsk Ukraińców – w Czasiw Jarze i Konstantinowce w obwodzie donieckim.
Rosjanie uaktywnili się także w pobliżu Hulajpola na Zaporożu.
Opr. TB, nzz.ch
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!