Czynniki, które przez wiele lat skłaniały Kreml do popierania reżimu Aleksandra Łukaszenki, przestały działać w 2020 roku. W rezultacie Rosja będzie musiała wybrać jedną z dwóch złych decyzji, a najbardziej prawdopodobnym wyborem jest wznowienie subsydiowania reżimu, który wyczerpał wszystkie swoje zasoby, pisze ekspert Fińskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Arkady Moshes na portalu forbes.ru
Moshes zauważa, że odpowiedź na pytanie, dlaczego od dziesięcioleci Moskwa zawsze zawierała kompromisy z Mińskiem i ostatecznie płaciła za politykę białoruskiego przywódcy Aleksandra Łukaszenki, jest niezwykle prosta.
„Dopóki Łukaszenka będzie u władzy na Białorusi, ten kraj nie zwróci się ku Zachodowi. Oznacza to, że w praktyce Łukaszenka, mimo całej swojej retoryki i konfliktu, jest głównym elementem związania Białorusi z Rosją i pośredniej rosyjskiej kontroli nad sąsiednim krajem” – konstatuje politolog.
Jak zauważa ekspert, polityka Łukaszenki prowadzi do zachowania strukturalnej zależności Republiki Białoruś od Rosji, jej orientacji na rosyjskie rynki towarowe i finansowe, a także na rynek pracy. Wraz z przystąpieniem Białorusi do Unii Euroazjatyckiej kraj utracił suwerenność w handlu zagranicznym. Wcześniej przekazanie białoruskiej infrastruktury przesyłowej gazu w ręce rosyjskich właścicieli pozbawiło kraj perspektyw zakupów europejskiego gazu.
Moshes wskazuje na uzależnienie Mińska od Moskwy również w sferze bezpieczeństwa. Zauważa, że chociaż na Białorusi nie pojawiła się rosyjska baza lotnicza, której rzekomo poszukiwała Moskwa, wachlarz powiązań wojskowych i wywiadowczych był i pozostaje ogromny.
Co istotne, Rosja wciąż dysponuje miękką siłą w swoim sąsiednim kraju i dominuje w jej przestrzeni informacyjnej. Mimo wszystkich flirtów Łukaszenki z tematem „białorusyzacji”, edukacja w języku białoruskim praktycznie się w tym kraju nie rozwija, czego dowodem jest fakt, że do tej pory nie pojawiła się tam białoruska uczelnia.
Jeśli chodzi o możliwości nawiązania relacji Mińska z Zachodem, to w ocenie politologa, utrudnia je kategoryczne odrzucenie przez Łukaszenkę reform gospodarczych i wewnętrznej liberalizacji politycznej.
„Bez „pieczęci aprobaty” międzynarodowych instytucji finansowych zachodnie inwestycje pozostaną na minimalnym poziomie, a bez tego nie będzie nikogo, kto przekona zachodnie rządy o konieczności poważnych inwestycji na Białorusi, zarówno ekonomicznych, jak i politycznych”.
Ekspert wskazuje, że obecna runda „resetu” między Białorusią a Zachodem ma podłoże geopolityczne, ale nie doprowadziła do udzielenia znaczących zachodnich grantów ani do erozji instytucjonalnej nieufności Zachodu wobec białoruskiego reżimu.
Zdaniem Moshesa, dopóki Łukaszenka jest u sterów władzy, o zmianie władzy na Białorusi przez Majdan czy wybory, nie można było nawet myśleć, podobnie jak o tym, jaki to może mieć wpływ na samą Rosję.
Politolog zauważa, że ostatnio pojawił się pewien problem, bo w 2020 roku ten rozkład sił przestał działać.
„Nawet jeśli Łukaszenka dysponuje wystarczającymi zasobami administracyjnymi i władzy, by zostać „ponownie wybranym” na kolejną kadencję, procesy społeczne, które sprawiły, że obecne wybory stały się dla niego tak poważnym wyzwaniem, nie ustaną. Narasta przepaść między modernizującym się społeczeństwem a prezydentem z jego coraz bardziej archaicznymi poglądami”.
Arkady Moshes wskazuje, że trwająca kampania wyborcza pokazała, że Łukaszenka nie ma Białorusinom nic do powiedzenia, nie ma nowych pomysłów, ale zdaje sobie sprawę, że w obecnych okolicznościach nie może nawet obiecać poprawy dobrobytu – bo nie ma pieniędzy. A przede wszystkim, nikt mu już nie uwierzy.
Ekspert zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt. Granice represji.
„Przede wszystkim dlatego, że stopień protestu w społeczeństwie jest już wystarczająco wysoki i można sprowokować jeszcze większą reakcję. Ale także dlatego, że wraz z ich wzrostem w pewnym momencie Zachód nie będzie mógł udawać, że represji nie ma i nie będzie mógł ich tolerować ze względu na geopolitykę (…)”.
Zdaniem Moshesa, scenariusz Białorusi bez Łukaszenki stanie się potencjalnie możliwy w dającej się przewidzieć przyszłości, ale stawia Moskwę przed bardzo trudnym wyborem. Bo wbrew wszelkim spekulacjom Kreml nie jest w stanie zastąpić Łukaszenki wygodniejszą figurą. Gdyby mógł, prawdopodobnie zmieniłby to dawno temu.
Politolog zwraca też uwagę, że pomysł na zarządzanie w jakiś sposób skonsolidowanym i osobiście wyselekcjonowanym przez Łukaszenkę aparatem władzy, jest po prostu niemożliwy do realizacji, bo zacznie się on rozpadać i nastąpi chaos.
„Wbrew powszechnemu przekonaniu, radzenie sobie ze słabym Łukaszenką jest również ryzykowne dla Moskwy. Jeśli białoruski przywódca nie będzie miał wystarczających środków, aby zapewnić przestrzeganie tradycyjnej umowy społecznej i akceptowalnego poziomu dochodów, straci ostatnich zwolenników. A jeśli jednocześnie będzie musiał pójść na ustępstwa wobec Moskwy, podpisać nowe plany integracji, przekazać Rosjanom atrakcyjne obiekty majątku państwowego, zrezygnować np. z niezależności fiskalnej, a nawet zgodzić się na rozmieszczenie rosyjskich baz wojskowych, to białoruski Majdan wydarzy się bardzo szybko. A bez Łukaszenki wszystkie jego zgody, umowy i podpisy będą oczywiście bezwartościowe”.
Konkludując, Arkady Moshes pisze, że Moskwa nie ma innego wyjścia, jak wrócić do praktyki intensywnego subsydiowania reżimu Łukaszenki. Przynajmniej wszystko na to wskazuje.
„Owszem, byłby to bolesny wybór i wiązałby się z pewnymi stratami reputacji w oczach innych światowych graczy, ale alternatywnym rezultatem może być zmiana władzy w Mińsku przez Majdan (Płoszczę) i stopniowa utrata przewidywalności w jego relacjach z Rosją”.
oprac. ba
źródło: forbes.ru
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!