Nietuzinkowy poseł, wielki Polak
Wojciech Dzieduszycki to jeden z przedstawicieli rodu, który sprawował funkcję posła Sejmu Krajowego we Lwowie w okresie zaboru austriackiego. Był również profesorem akademickim uwielbianym przez młodzież, filozofem, eseistą, historykiem sztuki i pisarzem, a także właścicielem rozległych dóbr w Jezupolu koło Stanisławowa.
Urodził się 13 lipca 1848 roku w rodzinie należącej do elity galicyjskiego ziemiaństwa. Karierę polityczną rozpoczął w roku 1876, kandydując z powodzeniem do Sejmu Krajowego Galicji IV, V, VI, VII, VIII i IX kadencji, od 1879 roku zasiadał w ławach parlamentu austriackiego w Wiedniu, a w latach 1906-1907 był ministrem ds. Galicji w gabinecie barona Becka.
Fascynował się historią i sztuką. Jako filozof uważał, że Bóg jest dla człowieka niezbędnym warunkiem poznania samego siebie i świata zewnętrznego.
Obdarzonego tak poważnymi funkcjami i zainteresowaniami hrabiego nikt nie podejrzewał o wielkie poczucie humoru i niekonwencjonalne zachowania. Te jednak miały miejsce bardzo często. Podobno jego lokaj spisywał skrzętnie wszelkie anegdoty i krotochwilne dowcipy swojego pana, aż do momentu, kiedy spowiadając się, wyznał, że prowadzi taki dzienniczek. Spowiednik miał podobno zwrócić mu uwagę, że utrwalając takowe wydarzenia, może swemu chlebodawcy zaszkodzić. Kierowany wyrzutami sumienia i lękiem o los hrabiego sługa zdecydował się spalić pokaźnej objętości zbiór anegdot, których bohaterem był Wojciech Dzieduszycki.
W przekazach starych lwowskich rodzin niegdyś zaprzyjaźnionych z hrabią zachowało się zaledwie kilka. Według jednej z nich pewnego razu Dzieduszycki został zaproszony na jubileusz dyrektora jednego z lwowskich banków. Nie przepadał za takimi uroczystościami, ale tym razem ze znanych sobie tylko przyczyn musiał wziąć w niej udział. Na dodatek właśnie jego poproszono o wygłoszenie pierwszego toastu.
Dzieduszycki wzniósł kielich i patrząc dyrektorowi w oczy, miał rzec: w starożytnej Grecji powiadano, że jak urodziło się niemowlę płci męskiej, z Olimpu zlatywała muza, całowała go w czoło i wtedy zostawał myślicielem, kiedy pocałowała go w usta, zostawał mówcą, kiedy w palce, mógł zostać rzeźbiarzem. Zastanawiam się, w co pana pocałowała, że od tylu lat zasiada pan w fotelu dyrektora?
Innym razem opowiadano o wymianie korespondencji między hrabią Kazimierzem Badenim, prawnikiem i premierem rządu austriackiego, a hrabią Wojciechem Dzieduszyckim, profesorem filozofii i posłem. Badeni miał Dzieduszyckiemu przesłać zaproszenie do siebie z dopiskiem u.s.o.p.p., oznaczającym „Uprasza się o punktualne przybycie”.
Dzieduszycki natychmiast odesłał odpowiedź z adnotacją d.u.p.a.
Hrabia Badeni poczuł się urażony, ale hrabia Dzieduszycki wyjaśnił mu, że użyty przez niego skrót d.u.p.a. oznacza ni mniej ni więcej tylko „Dziękuję uprzejmie, przybędę akuratnie”.
Anegdotka, której autorstwo przypisuje się Dzieduszyckiemu, mówi o polskim oficerze służącym w CK armii, mającym podczas jakiegoś lwowskiego przyjęcia, dobrze już podchmielony, wyrazić się o panującym cesarzu Franciszku Józefie słowami „Ten stary pierdoła”.
Sprawa zrobiła się poważna, ponieważ jakiś usłużny donosiciel poinformował władze o zachowaniu oficera i ten trafił przed oblicze austriackiego sądu wojskowego. Uniknął jednak kary, gdyż jego adwokat przekonał skład sędziowski, iż określenie „stary pierdoła” w potocznej polskiej mowie oznacza „dobrotliwy staruszek”.
Innym razem hrabia Dzieduszycki miał przyjechać ze swojego Jezupola do Wiednia dzień przed rozpoczęciem obrad parlamentu austriackiego. Ze względu na brak miejsc zakwaterowano go w hotelowym pokoju wraz z posłem z czeskiej Pragi. Obyczaj nakazywał, aby wystąpienia nie były odczytywane z kartki, lecz wygłaszane z pamięci. Dlatego Czech prawie całą noc chodził po pokoju, półgłosem czytając zapisane na kartkach kwestie, które miał wygłosić następnego dnia. Hrabia Dzieduszycki z cierpliwością godną podziwu znosił te przygotowania, również nie śpiąc prawie całą noc.
Jakież było zdziwienie w parlamencie, gdy Dzieduszycki zapisał się do wystąpień jako pierwszy i wygłosił mowę niezgodną z własnymi przekonaniami i przypisaną tematyką. Po tej tyradzie czeski poseł, poczerwieniały na twarzy ze złości, zrezygnował z wystąpienia. Tylko nieliczni wiedzieli, że podczas feralnej hotelowej nocy Dzieduszycki, słynący z doskonałej pamięci, chcąc nie chcąc, opanował wystąpienie Czecha i w rewanżu za nieprzespaną noc postanowił wygłosić je jako własne.
Hrabia Dzieduszycki zmarł 23 marca 1909 roku Wiedniu, został pochowany w rodzinnym grobowcu w Jezupolu.
Tekst ATK
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!