Częścią tragicznego losu ofiar zbrodni dokonanej w lipcu 1941 r. na profesorach lwowskich jest historia poświęconych im znaków pamięci.
Pomnik wzniesiony na Wzgórzach Wuleckich w 2011 r., w 70. rocznicę kaźni, nie jest pierwszym postawionym w tym miejscu upamiętnieniem. W tym roku mija 50 lat od powstania, zrealizowanego po latach tylko częściowo, projektu monumentu autorstwa m.in. lwowskiego rzeźbiarza prof. Emmanuela Myśki, urodzonego w Ustrzykach Dolnych, w latach 1988–2000 rektora lwowskiej ASP.
Działania na rzecz upamiętnienia 45 Polaków – profesorów lwowskich uczelni i ich rodzin zamordowanych w lipcu 1941 r. przez Niemców na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie sięgają lat sześćdziesiątych. Skąd taka inicjatywa w epoce wczesnego Breżniewa? Trudno jednoznacznie stwierdzić. W każdym razie, pół wieku temu, w 1967 r., ponoć na zamówienie Lwowskiej Rady Obwodowej, miejscowi architekci Wasyl Kamienszczyk i Jarosław Nowakowski oraz rzeźbiarze Jakiw Czajka i Emmanuel Myśko opracowali projekt pomnika „polskich uczonych – ofiar hitleryzmu we Lwowie w 1941 r.”. Miało to być całe założenie wkomponowane w zbocze, w tym – jako element centralny – potężna kompozycja złożona z pięciu bloków betonowych o różnej wysokości, z płaskorzeźbami – symbolicznymi portretami zamordowanych profesorów (pozowali koledzy z uczelni). Ponadto planowano postawienie 32 granitowych płyt z nazwiskami ofiar (tyle osób uwzględnili decydenci i twórcy pomnika). Przewidziano także reprezentacyjne dojścia, ścieżki, schody. Są różne wersje, ale wiele wskazuje na to, że projekt wówczas nie został zrealizowany. Przypuszczalnie w tle pojawił się problem polskiego pochodzenia uczonych. Argumentowano, że wśród zamordowanych byli ludzie różnych narodowości i Żydzi, i Francuzi (jak choćby prof. Longchamps de Berier). Nie bez znaczenia mogły być też względy finansowe.
Z relacji Jerzego Janickiego pt. Zawiłe dzieje jednego pomnika opublikowanej w „Przekroju” w 1991 r. wiadomo, że sprawa została podjęta kolejny raz z okazji zbliżającej się 40. rocznicy tragedii na Wzgórzach Wuleckich. Prawdopodobnie budowa rozpoczęła się na przełomie lat 1980/1981 bądź w początkach 1981 r. Wykorzystano projekt sprzed 14 lat. Czy chciano go w całości zrealizować, czy tylko we fragmentach? Raczej to drugie. Najpierw, zgodnie z obowiązującymi w ZSRR przepisami, powstał 1-metrowy model, który po zatwierdzeniu przez odpowiednie władze został skierowany do realizacji do rzeźbiarskiego cechu, swojego rodzaju fabryki pomników przy ulicy Łyczakowskiej 159/161. Tam powstał kolejny model, tym razem w skali 1:1 z gliny, na podstawie którego robiono formy gipsowe poszczególnych fragmentów pomnika. Na Wzgórzach Wuleckich ze zbocza wybrano ziemię, wykonano solidne fundamenty i zaczęto z betonu wysokiej jakości wylewać elementy rzeźbiarskie pomnika.
Prace jednak szybko przerwano. Jeden z elementów w drewnianych rusztowaniach stał przez pewien czas na wzgórzu (kilka miesięcy?), po czym na zlecenie władz Ukraińskiej SRR przy użyciu dźwigu i kilofów został całkowicie rozbity. Być może przyczyna tkwiła w wydarzeniach sierpnia 1980 r. w Polsce. Po pomniku zostały jedynie fragmenty fundamentów. Przetrwało też kilka fotografii modelu z gliny oraz bloku wzniesionego na Wzgórzach Wuleckich.
Minęło kilka lat. W 1987 r. ponownie, tym razem za sprawą Agencji Konsularnej PRL we Lwowie, pojawiła się idea wzniesienia pomnika na Wzgórzach Wuleckich. Na szczycie wzniesienia miał powstać monument w formie masywnej bramy na placu wyłożonym kostką – symbolizujący ostatnią drogę uczonych, przejście po lwowskim bruku ze świata żywych do świata umarłych. Autorami byli jak poprzednio rzeźbiarz Emmanuel Myśko oraz architekt Wasyl Kamienszczyk. Kolejny raz do realizacji nie doszło. Szczęśliwie częściowo zachowała się dokumentacja projektowa.
Postępu w sprawie godnego upamiętnienia na Wzgórzach Wuleckich nie przyniosły kolejne rozmowy polsko-ukraińskie prowadzone na różnych szczeblach w początkach lat dziewięćdziesiątych, już w nowej sytuacji politycznej po rozpadzie ZSRR. I to mimo, że nie brakowało życzliwych lwowskich intelektualistów, którzy wyrażali przekonanie, że ofiarom niemieckiej eksterminacji wymierzonej w polską inteligencję należy się godne upamiętnienie w miejscu kaźni. Kontrowersje budziła nie tyle sama idea wzniesienia pomnika, co kwestia napisu. W lutym 1992 r. strona ukraińska podała możliwą dla niej do zaakceptowania treść napisu na pomnik: Lwowskim uczonym – ofiarom faszyzmu. W tym samym roku Polacy ze Lwowa postawili na miejscu egzekucji brzozowy krzyż. Strona polska zadeklarowała wówczas gotowość wykonania projektu i realizacji w Polsce pomnika, który następnie miał być przewieziony do Lwowa. W związku z tym, że nie osiągnięto porozumienia, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z Warszawy ufundowała tablicę z brązu, która została wmurowana w lwowskiej Bazylice Metropolitalnej p.w. Wniebowzięcia NMP. Odsłonięcie nastąpiło 27 września 1992 r.
Ponieważ krzyż brzozowy został postawiony bez wymaganych oficjalnych zezwoleń, Konsulat Generalny RP we Lwowie wystąpił o zgodę na postawienie trwalszego metalowego krzyża jako tymczasowego upamiętnienia do czasu postawienia właściwego pomnika. I uzyskał pozwolenie władz miejskich. Rok później więc Polskie Towarzystwo Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie postawiło na Wzgórzach Wuleckich w miejscu rozstrzelania polskich profesorów 6-metrowe upamiętnienie – metalowy krzyż na betonowym cokole zaprojektowany tak, by był widoczny z dawnej ulicy Wuleckiej (obecnie Sacharowa). Autorką była lwowianka Czesława Cydzikowa, absolwentka szkoły artystycznej, żona Eugeniusza Cydzika, prezesa Towarzystwa.
W betonowym cokole pozostawiono dwa wgłębienia na tablice – jedną z napisem ogólnym, drugą z nazwiskami pomordowanych. Upamiętnienie to długo nie miało trwałej tablicy. Przez lata w górnej niszy państwo Cydzikowie umieszczali kawałek nasmołowanej tektury, na której białą farbą utrwalany był napis: W tym miejscu/ 4 lipca 1941 roku hitlerowscy/ oprawcy rozstrzelali/ polskich profesorów/ lwowskich uczelni/ i członków ich rodzin. Dolna nisza podczas rocznicowych uroczystości dekorowana była biało-czerwoną flagą z czarną krepą. Z czasem w niszach pojawiły się granitowe tablice z napisem ogólnym oraz nazwiskami profesorów w językach polskim i ukraińskim. Weszło w lwowską tradycję, że co roku, w pierwszych dniach lipca na Wzgórzach Wuleckich odbywają się uroczystości rocznicowe.
Należy dodać, że we Lwowie są jeszcze dwa upamiętnienia ku czci ofiar zbrodni: tablica w gmachu Politechniki Lwowskiej oraz płaskorzeźba w Collegium Medicum autorstwa rzeźbiarki Luizy Szternsztejn. W 2009 r. powstał także projekt rzeźbiarza Lubomira Jaremczuka i arch. Kamienszczyka pomnika, który miał stanąć w ogrodach Politechniki.
Warto przypomnieć, że mniej więcej dziesięć lat temu dzięki ożywionym kontaktom Lwowa i Wrocławia podjęto starania, by na Wzgórzach Wuleckich stanął nowy, monumentalny pomnik Pomordowanych Profesorów Lwowskich. W marcu 2008 r. prezydent Wrocławia Rafał Dudkiewicz oraz mer Lwowa Andrij Sadowy podpisali w tej sprawie list intencyjny. W wyniku konkursu do realizacji wybrano projekt artysty rzeźbiarza Aleksandra Śliwy, profesora krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Za realizację odpowiadało Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego z Wrocławia. Pomnik nie jest opatrzony żadnym napisem. Na dojściu umieszczono tablicę z tekstem w językach ukraińskim, polskim i angielskim: Pomnik profesorów/ lwowskich/ zamordowanych przez nazistów/ w 1941 roku.
Pamięć o lwowskich profesorach jest szczególnie żywa we Wrocławiu, gdzie po wojnie zamieszkało wielu lwowian. Przy Placu Grunwaldzkim, przed Politechniką Wrocławską 3 października 1964 r. odsłonięto pomnik ku czci zamordowanych, uzupełniony w 1981 r. o tablicę z nazwiskami pomordowanych profesorów. W gmachach Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu wmurowano płyty pamiątkowe, a w holu Nowej Akademii Medycznej umieszczono urnę z ziemią ze Wzgórz Wuleckich. Tablice pamiątkowe znajdują się także w Krakowie w kościele oo. Franciszkanów (z 1966 r.) i Warszawie w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN (z 2008 r.). Upamiętnienia są także w Lublinie, Bytomiu i Gnieźnie.
O tym co stało się we Lwowie w lipcu 1941 r. wiadomo stosunkowo dużo dzięki ponad czterdziestoletniej pracy prof. Zygmunta Alberta, który swoją książkę Kaźń profesorów lwowskich, zawierającą materiały, relacje, dokumenty i biogramy uczonych, mógł opublikować dopiero w 1989 r. Są też nowsze opracowania. W wydawnictwie Wysoki Zamek ukazał się polski przekład książki z 2007 r. autorstwa niemieckiego kryminologa i literata Dietera Schenka pt.: Noc morderców. Kaźń polskich profesorów we Lwowie. Holokaust w Galicji Wschodniej. W 2011 r. w Wydawnictwie Politechniki Lwowskiej ukazała się praca Andrija Bolianowskiego Ubywstwo polskich wczenych u Lwowi w łypni 1941 roku: fakty, mify, rozsliduwannja. W ostatnich numerach Wrocławskich Studiów Wschodnich pod redakcją prof. Antoniego Kuczyńskiego drukowane są obszerne biogramy zamordowanych profesorów. Niemniej wydarzenia lipca 1941 r. na Wzgórzach Wuleckich nadal są obszarem wymagającym pogłębionych prac badawczych. W kwestii upamiętnień także jest jeszcze wiele znaków zapytania.
Ewa Ziółkowska, Kurier Galicyjski, 2017 r. Nr. 5 (273)
2 komentarzy
Wseznajko
5 kwietnia 2017 o 23:41Podczas inauguracji Międzynarodowego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów w 2001 r.w Lublinie, Bohdan Osadczuk w prywatnej rozmowie przyznał, że taka uczelnia nie mogłaby raczej zaistnieć w Krakowie. Dopytywany dlaczego, tłumaczył niejednoznacznie, że istnieją zaszłości z początków II wojny, że rola ukraińskich studentów z Krakowa w rozstrzelaniu lwowskich profesorów była podnoszona i niejasna… Wtedy było to dla mnie bardzo zagadkowe. Dziś aktualne pozostaje pytanie, czy Niemcy mieli przygotowane już w Krakowie listy lwowskich uczonych? Wermacht wkroczył do Lwowa 29 czerwca, 30 zaczął działać nacjonalistyczny ukraiński rząd Stećki i rozpoczęły się pogromy Żydów, a już w nocy z 3 na 4 lipca rozstrzelano profesorów. Przypadek? Zważywszy na silne wpływy OUN wśród ukraińskich studentów Krakowie przed wojną i szkolenia czołówki ukraińskich bohaterów narodowych, w tym Szuchewycza i Bandery, w szkole Abwehry w Gdańsku – sprawa zagłady lwowskich profesorów rzeczywiście wymaga pogłębionych prac badawczych. Tylko czy ktoś się odważy?
wnikliwa
6 kwietnia 2017 o 08:42Nie należy również pomijać kolportowanego w latach 90-tych XX stulecia m.in. przez mera Lviva poglądu że ci profesorowie na swój los, zasadnie zasłużyli sobie, współpracując z Sowietami.
Sowieckimi kolaborantami byli i dlatego należało.
Ta ich kolaboracja wyrażała się w tym, iż zwracali się oni wielokrotnie do Sowietów aby ci zezwolili im na uczelniach lwowskich w roku akademickim 1939/1940 i 1940/1941 prowadzić zajęcia nadal jak dotychczas, w języku polskim a nie po ukraińsku, jak żądali od nich ukraińscy aktywiści (OUN) przywdziewający (zgodnie z ze swoim „dekalogiem”) dla potrzeby, maski wiernych towarzyszy radzieckich.