Tragedia wsi Chatyń, zamieszkałej przez katolickich Białorusinów i Polaków, stała się symbolem niemieckiego bestialstwa. Teoria spiskowa zaczęła przedstawiać sowiecką narrację o Chatyniu (ang. Khatyn) jako mającą przechwycić i skanalizować zainteresowanie Katyniem. A jak komuniści chcieli wyjaśnić własnym homo sovieticus tę mistyfikację – o tym milczy teoria.
Dwa tygodnie od spalenia trzech wiosek dni marca upływały na spokojnym szkoleniu podkomendnych Dirlewangera. Aż 22 marca kompania niemiecka (SS-Sturmbannführer K.-J. Praefke) oraz ukraiński pluton (por. Mielniczenko) SS-Sdr.Btl. Dirlewanger oraz 1. i 3. kompanie Ukrainische Schutzmannschafts Btl. F/118 (Major d. Sch.P. Erich Körner, Major Kostiantyn Smowśkyj [Костянтин Смовський] – choć faktycznie dowodził w Chatyniu Hryhorij Wasiura [Григорій Васюра]) dopuściły się bestialskiej pacyfikacji wsi Chatyń (Хотынь/Хатынь) na północ od Mińska, zakończonej spaleniem mieszkańców – co było często stosowanym formą represji na terenie okupowanej Białorusi. Niemieccy i ukraińscy eksterminatorzy zamordowali wówczas 149 mieszkańców Chatynia, w tym 76 dzieci. W meldunku dowódca SS-Sdr.Btl. Dirlewanger przyznawał się do rozsądnej liczby partyzantów, wyeliminowanych podczas ich wycofywania się ze wsi: „30 uzbrojonych wrogów martwych, (kompletne umundurowani, w tym 1 kobieta uzbrojona )”. Akurat partyzanci przyznali się do trzech zabitych i czterech rannych.
Bestialską rozprawę z mieszkańcami spowodowało wycofanie się ich do wsi po przeprowadzonej zasadzce. Byłaby to jedna z setek tego typu akcji przeprowadzonych przez partyzantów – tym razem na kolumnę samochodów Schuma.Btl. 118. Traf chciał, że seria kaemów dwóch kompanii oddziału partyzanckiego „Mściciel” por. Morozowa z BPart „Wujka Wasi” dosięgła pod Kozyrami (Казыры) jadącego na urlop Hauptmanna d. Sch.P. Hansa Woellkego, dowódcę 1. kompanii i mistrza olimpijskiego w 1936 r. w rzucie kulą. Ponadto zginęło trzech policjantów ukraińskich, a dowódca 1. plutonu 1. kompanii, por. Wasilij Mielieszko i dwóch jego podwładnych zostało rannych. Po przywiezieniu ciała dowódcy batalionu, Hptm d. Sch.P. Woellkego i innych zabitych policjantów do Pleszczenic (Плешчаніцы). Tu, inicjatywę miał przejąć szef sztabu 118. batalionu por. Wasiura, który zgromadził 150-160 policjantów z 1. i 3. kompanii Schuma.Btl. F/118 i wyjechał w kierunku miejsca zasadzki (w obecności dowódcy niemieckiego i ukraińskiego). Podczas przejazdu zobaczyli mieszkańców Kozyrów, uciekających do lasu i schwytali część z nich – prowadząc w konwoju do Pleszczenic. Widząc swój bliski koniec, chłopi usiłowali uciec w okolicach wioski Huba (Губа), w odpowiedzi policjanci ukraińscy otworzyli ogień, zabijając 20-27 mieszkańców Kozyrów. Ranni zostali dobici na miejscu.
Podczas przeczesywania okolic doszło do potyczki z partyzantami – majorzy Körner i Smowśkyj wezwali wsparcie. Nadjechały kompania niemiecka i pluton ukraiński z SS-Sdr.Btl. Dirlewanger i doszło do otoczenia wsi Chatyń. Partyzanci zaczęli bronić się przez prawie godzinę z użyciem erkaemów, cekaemów oraz moździerzy – co zadaje kłam sowieckim mitom o „cichej i przyjaznej wiosce” Chatyń. Dzienny meldunek Dirlewangera do von dem Bacha tak przedstawiał wydarzenia w Chatyniu: „118. Batalion pilnie poprosił o wsparcie koło punktu Luba [Huba] (mapa Mołodeczno 22/56). Niemiecka kompania zmotoryzowana razem ze 118. batalionem ścigała [«]bandytów[»], wycofujących się do Chatynia. Po walce ogniowej punkt został zniszczony”.
Suchy język meldunku wojskowego nie oddawał tragedii jednego z ostatnich dawnych zaścianków szlacheckich o mieszanej ludności białoruskiej i polskiej, który po krwawych latach rewolucji i kolektywizacji stał się zwykłą wsią białoruską Chatyń. Oddajmy głos cudem ocalałemu świadkowi Józefowi Kaminskiemu (pisownia oryginalna):
„W środku dnia, czyli w poniedziałek 22 marca 1943 roku, będąc w domu we w[si] Chatyń, usłyszał strzelaninę w pobliżu wsi Kozyri [Козыри], położonej 4-5 km od w. Chatyń. Przy czym strzelanina była początkowo duże, potem przerwała się i wkrótce znowu na chwilę wznowione. Nie pamiętam dokładnie, jak się wydaje, około godziny 15 po południu partyzanci wrócili do w. Chatyń i usiadł jeść obiad. Po półtorej godziny nasza wieś została otoczona przez Niemców [i Ukraińców], po czym nastąpiła walka między nimi a partyzantami. Kilku partyzantów we w. Chatyń zostało zabitych, szczególnie, ja osobiście widziałem, że zwłoki zamordowanej dziewczyny-partyzantki leżały w moim ogrodzie, a potem ktoś powiedział, że jest z narodowości Żydówką. Były rozmowy lokalnych mieszkańców, kogo szczególnie nie pamiętam, że partyzanci mieli inne straty, ale ja sam nie widziałem ich więcej. Nie wiem, czy były straty po stronie niemieckich żołnierzy. Partyzanci wycofali się po jakiejś godzinie, a żołnierze niemieckich wojsk zaczęli zbierać podwody i ładować na nich własność [mieszkańców Chatynia]. Z mieszkańców w. Chatyń wzięli w podwody tylko jednego Rudaka Stefana Aleksejewicza, który zginął w latach 1944-1945 na froncie”.
Po zajęciu wioski trzy kompanie niemieckie i ukraińskie (oraz pluton) otoczyły całość wioski ukrytej między lasami. Policjanci ukraińscy zegnali ostałych w domach mieszkańców – przeważnie kobiety, starców i dzieci – na niewielki plac i wepchnęli do stodoły, należącej do wspomnianego Józefa Kaminskiego (bez pytania go o zgodę). Jej rozmiary 12×6 m, pozwoliły zmieścić wszystkich mieszkańców Chatynia (choć część z nich pacyfikatorzy zastrzelili na zewnątrz stodoły) i całość populacji spalić zgodnie z techniką, rozwijaną przez Niemców od września 1939 r. do walki z „partyzantami”. W rozstrzeliwaniach brali udział podwładni Dirlewangera: I. Tupiga, A. Stopczenko, I. Pugaczew. A. Radkowski, M. Mironienkow, W. Jalynski, jak i policjanci ze 118. batalionu: Major d. Sch.P. Erich Körner, Major Kostiantyn Smowśkyj, H. Wasiura, W. Mielieszko, O. Knap, H. Lakusta. Bezwględność, jaką okazali policjanci ukraińscy i niemieccy esesowcy, prezentowała najniższe możliwe standardy barbaryzacji działań wojennych. Spalenie żywcem mieszkańców Chatyń było jednym z wielu tragicznych elementów niemieckiej „Bandenbekämpfung” – dla nich samych końcem egzystencji, a dla podwładnych Dirlewangera i Körnera jedną z wielu pacyfikacji, której nawet nie dawało się porównać z rozmiarami zniszczenia i wymordowania mieszkańców Borek, Dubowruczy, Studenki, Wietranki czy Zbyszyna.
Oddajmy raz jeszcze głos Józefowi Kaminskiemu:
„Wchodząc na dziedziniec, zobaczyłem, że mój brat Iwan leżał już martwy na progu swojego domu. Podobno został zabity podczas walki, w wyniku, czego nawet okna częściowo stłukły się, w tym w moim domu. Zaprzęgnąłem konia, a kaci wzięli go, a mnie i syna mojego brata Władysława, dwóch katów zagnało do mojej stodoły. Kiedy wszedłem do stodoły, było tam już 10 osób, w tym moja rodzina. Zapytałem jeszcze, dlaczego nie są ubrani, a moja żona Adela i córka Jadwiga odpowiedziały, że kaci rozebrali ich. Ludzi nadal zganiali do tej stodoły i po krótkim czasie była całkowicie wypełniona, że nie można było nawet podnieść rąk. Rozmiar stodoły to 12×6 [metra], do niej zagnali stu siedmiu moich rodaków [ze wsi]. Ze stodoły, kiedy otwierali i zaganiali ludzi, było widać, że wiele domów już płonie. Zdałem sobie sprawę, że nas zastrzeleni i powiedziałem mieszkańcom, którzy byli ze mną w szopie: «Módlcie się do Boga, bo wszyscy tu umrą». Na to stojący w drzwiach szopy kat narodowości ukraińskiej, wysoki, szczupły, ubrany w szary płaszcz, uzbrojony w pistolet maszynowy odpowiedział «O ci, ikony deptali, ikony palili, ale teraz spalimy was». Te słowa kata są szczególnie mi znane, ponieważ zostali zegnani do stodoły cywile, wśród nich jest wielu nieletnich, a nawet niemowlak. […] Leżałem w śniegu w kałuży krwi, to znaczy zmieszanej ze śniegiem. Wkrótce usłyszałem sygnał do odjazdu katów, a kiedy trochę odjechali, mój syn Adam, leżący niedaleko ode mnie, jakieś trzy metry dalej, zawołał mnie do siebie, wyciągnąłem go z kałuży. Podpełzłem, podniosłem go, ale zobaczyłem, że zostało przecięty kulami na pół. Mój syn Adam jeszcze zdążył zapytać: «Czy mama żyje?», A potem umarł. Jak dużo ciał leżało w pobliżu stodoły, nie pamiętam, pamiętam tylko Żełobkowicza Andrieja, którego widziałem zabitego. Oprócz członków mojej rodziny, zabili tam jego żonę i troje dzieci, w tym niemowlę. Ja sam nie mogłem wstać i ruszyć się, ale wkrótce do mnie przyszedł mój szwagier Jaskewicz Józef Antonowicz, który mieszkał w chutorze półtora około kilometra od w. Chatyń, i zabrał mnie do siebie do domu, a raczej niósł na sobie. Wioska Chatyń już wypaliła się całkowicie. To było wieczorem 22 marca 1943 r., kiedy ściemniało. A stodoła została spalona […]”.
Następnego dnia po spaleniu Chatynia SS-Sdr.Btl. Dirlewanger znowu wziął udział w „Bandennaczenibekämpfung”: „Niemiecka kompania 23.3 oczyszcza wieś Kosino (mapa Mołodeczno 98/62). Ponadto, patrol motocyklowy przeczesuje wieś Czudzenicze [Чудзенічы] (mapa Molodeczno. Na 24.3. zaplanowany atak na [«]bandycki[»] obóz w rejonie wsi Liady [Ляды] (mapa Borysów 08/68 i Sutoki [Сутокі] 06/70)”.
Efektem tych działań było spalenie Kosino [Косіна] i Czudzenicz, gdzie dodatkowo Niemcy zabili 51 mieszkańców i zagrabili plony i pogłowie. Podobnie było i 24 marca, gdy batalion SS wypełnił kolejne zadanie – odrzucając partyzantów ze wsi Antopolie (Антопольe), Liady, Sutoki i Zaberezowka (Заберёзовка), aż za rz. Cnę (Цна) i niszcząc całą infrastrukturę „wsi bandyckich” wraz z grabieżą zapasów i pogłowia. Kolejne dni aż do 29 marca to pasmo zniszczeń kolejnych wiosek Boguta (Багyта), Oda (Ода), Zarzecze (Зарэчча), Kowalewszczyzna (Кавалеўшчына), Rudnia (Рудня) i Brzozówka (Бярозаўка) oraz wymordowania kolejnych 300 osób. Unternehmen „Lenz Süd”- „Lenz Nord” Wzrastająca aktywność partyzantów Łohojszczyzny, Pleszczeniczyzny i Smolewiszczyzny zwróciła uwagę HSSPF Rußland-Mitte u. Weißrussland na obecność silnego zgrupowania partyzanckiego na północ od Mińska.
Ten niewielki epizod „Bandenbekämpfung” stał się symbolem okrucieństwa niemiecko-austriackiego w działaniach przeciwko partyzantom utożsamianymi przez Niemców z „bandytami”. Oczywiście były i straszniejsze pacyfikacje wiosek – jak Borki (między Mohylewem, a Bobrujskiem), gdzie Dirlewanger zamordował ponad 2.000 mieszkańców. Oczywiście efektem największych operacji przeciwpartyzanckich – „Kottbus”, „Regenschauer”, „Frühlingsfest” i „Kormoran” były tysiące niewinnych ofiar.
W zakończeniu przypomnijmy, że ten wstrząsający epizod wojny partyzanckiej został przedstawiony w jednym z najkrwawszych, ale i najdoskonalszych filmów wojennych – „Idź i patrz” („Idi i smotri”) w reżyserii Elema Klimowa. To arcydzieło powstało w 1985 roku na sowieckiej Białorusi i opowiadało o pacyfikacji przez Niemców bezimiennej wioski, pacyfikowanej latem, a nie zimą. W domyśle chodziło o Chatyń pod Mińskiem, które po wojnie stało symbolem niemieckiej okupacji (monumentalny kompleks pamięci o powierzchni 50 ha został otwarty 5 lipca 1969 r. – znajduje się 22 km od dawnego miejsca stacjonowania Dirlewangera). Scena spalenia mieszkańców w cerkwi zapada na długo w pamięci, co przypomina o wcześniejszym wypróbowaniu podobnych metod w pierwszej „samooczyszczającej” fazie ludobójstwa na Żydach w Europie Wschodniej. Nota bene były to uniwersalne metody niemieckiej policji i SS. Podstawą były większe pomieszczenia drewniane, jak stajnie i stodoły, sprawdzające się na miejsca eksterminacji bezbronnej ludności cywilnej już od „akcji samooczyszczającej” w Jedwabnem. Oglądając dziś ten film, potwierdza się, że Klimow stworzył dzieło swego życia, i to pomimo zakończenia filmu happy-endem w postaci partyzanckiego rewanżu. Faktycznie oddziały partyzanckie nie atakowały zbyt często oddziałów wroga z własnej inicjatywy. Fabuła epatuje widza naturalizmem prawdy o brutalności niemieckich i austriackich przedstawicieli „nordyckiej rasy” na Białorusi.
Feliks Koperski
Foto: ru.wikipedia.org, Facebook
Zobacz także współczesną fotorelację z Chatynia.
1 komentarz
Andrew
22 marca 2021 o 18:06Dyktator nie odda władzy.