Pracownik smoleńskiego NKWD Piotr Klimow, w liście do Komisji Rehabilitacji Ofiar Represji obwodu smoleńskiego o rozstrzeliwaniu Polaków w więzieniu wewnętrznym:
„W maleńkim pomieszczeniu piwnicznym był właz kanalizacyjny. Ofiarę przyprowadzali i otwierali właz, na jego krawędzi kładli jej głowę i strzelali w tył głowy lub w skroń. (…) Strzelali prawie w każdy Boży dzień, od wieczora i wywozili do Kozich Gor, a wracali przed 2 godziną w nocy. (…) Oprócz szofera wyjeżdżało 2-3 ludzi i komendant. (…) Rozstrzeliwali (z tych kogo pamiętam) następujący: Gribow, Stielmach I.I., Gwozdowski, Riejson Karł. (…) Polaków na rozstrzelania przywożono w wagonach, odnogą kolejową na stację Gniezdowo. Ochronę miejsca rozstrzelania pełnił pułk konwojowy NKWD”.
(„Moskowskije nowosti”, 16 IX 1990)
Relacja profesora Swianiewicza z transportu śmierci:
„Gdy mnie już oficjalnie wezwano do transportu, wziąłem worek ze swym nędznym dobytkiem i stawiłem się na wskazane miejsce. (…) Przeprowadzono w sposób dość brutalny, lecz sprawny, bardzo ścisłą rewizję osobistą (…) potem pod o wiele bardziej wzmocnionym konwojem niż ten, do którego byliśmy przyzwyczajeni, odprowadzono nas do ciężarówek, które czekały przed bramą obozu. (…) Przywieziono nas na bocznicę, gdzie czekało już sześć przygotowanych (…) wagonów więziennych. (…) Normalna pojemność przedziału była ośmiu ludzi (…) jechaliśmy wyjątkowo szybko. W brzasku porannym osiągnęliśmy Smoleńsk. (…) Po krótkim postoju pociąg znowu ruszył i po przejechaniu kilkunastu kilometrów, pociąg stanął. Z zewnątrz zaczęły dochodzić odgłosy poruszania się większej ilości ludzi, warkot motoru, urywane słowa komendy. (…) Pod sufitem ujrzałem otwór, przez który można było zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz. (…) Przed nami był plac częściowo porośnięty trawą, (…) gęsto obstawiony kordonem wojsk NKWD z bagnetem na broń. Była to nowość w stosunku do naszego dotychczasowego doświadczenia. (…) Z drogi wyjechał na plac pasażerski autobus. (…) Okna były zasmarowane wapnem (…) podjechał tyłem do sąsiedniego wagonu, tak że jeńcy mogli wychodzić bezpośrednio ze stopni wagonu, nie stąpając na ziemię. (…) Po pół godziny autobus wracał, aby zabrać następną partię. (…) Nieco opodal stało duże auto w kształcie czarnego pudła bez okien (…) sławny czornyj woron, czyli „czarny kruk”, którym się przewozi więźniów”.
Stanisław Swianiewicz, W cieniu Katynia, s. 108-113.
Fragment dziennika 32-letniego porucznika, utalentowanego rzeźbiarza Wacława Kruka, jeńca z obozu Kozielskiego (numer 73 na liście śmierci 29/2):
„08.04.40 (…) Dziś przyszła kolej na mnie. Rano wykąpałem się, w łaźni wyprałem skarpetki i chusteczki (…). Po zdaniu kazionnych rzeczy ponownie przeprowadzono rewizję z 19 baraku, a stąd przez bramę wyprowadzono do aut, którymi dojechaliśmy do stacyjki nie do Kozielska (Kozielsk odcięty przez powódź). Na stacji załadowano nas do wagonów więziennych pod ostrym konwojem. W celi więziennej (którą po raz pierwszy w ogóle widzę) jest nas trzynastu. Jeszcze nie znam mych przygodnych towarzyszy niedoli. Teraz czekamy na odjazd. Jak przedtem byłem nastawiony optymistycznie tak teraz wnoszę, że ta podróż to wcale nic dobrego. Jedziemy w kierunku Smoleńska. Pogoda (…) słoneczna, na polach jeszcze dużo śniegu. 09.04. Wtorek. Noc spędziliśmy wygodniej niż w dawnych wagonach bydlęcych. Było więcej miejsca i nie trzęsło tak okropnie. Dziś pogoda (…) całkiem zimowa. Śnieg sypie, pochmurno. Na polach śniegu jak w styczniu. Nie można zorientować się, w którym jedziemy kierunku. W nocy jechaliśmy bardzo mało, obecnie minęliśmy większą stację Spas-Demenskoje. Takiej stacji w drodze do Smoleńska na mapie nie widziałem. (…) Wczoraj rano dali porcję chleba i cukru, a w wagonie zimnej przegotowanej wody. Teraz zbliża się południe, a nic nowego do jedzenia nie dają. Obejście się także (…) ordynarne. Na nic nie pozwalają. Wyjść do ustępu można wtedy, kiedy konwojentom podoba się, nie pomagają ani prośby, ani krzyki. (…) Jest godz. 14.30. Zajeżdżamy do Smoleńska. (…) Jest wieczór, minęliśmy Smoleńsk, dojechaliśmy do stacji Gniezdowo. Wygląda tak jakbyśmy mieli tu wysiadać, bo kręci się wielu wojskowych. W każdym razie dotychczas nie dali nam nic dosłownie do jedzenia. Od wczorajszego śniadania żyjemy porcją chleba i skromną dawką wody”.
(Pamiętniki znalezione w Katyniu, s. 59-60)
Fragment notatek mjr Adama Solskiego (numer 41 na liście śmierci 015/2):
„8.04. Godzina 3.30. Wyjazd ze stacji Kozielsk na zachód. Godzina 9.45 – na stacji Jelnia. 9.04. Paręnaście minut przed piątą rano – pobudka w więziennych wagonach i przygotowanie do wychodzenia. Gdzieś mamy jechać samochodem. I co dalej? 9.04. Piąta rano. Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne!). Przywieziono nas gdzieś do lasu; coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano mi zegarek, na którym była godzina 6.30 (8.30). Pytano mnie o obrączkę, którą (…). Zabrano ruble, pas główny, scyzoryk (…)”.
(Pamiętniki znalezione w Katyniu, 105)
Hrabia Józef Czapski:
„Każda nowa wysyłana partia zadawała kłam naszym takim czy innym domysłom. W jednym byliśmy zgodni wszyscy: każdy z nas czekał gorączkowo tej godziny, kiedy ogłoszą nowy spis wyjeżdżających (może będzie nareszcie na liście); nazywaliśmy to „godziną papugi”, bo przypadkowość spisu przypominała nam te kartki wyciągane przez papugi wędrownych kataryniarzy w Polsce. Komendant obozu ppłk Bereżkow i komisarz Kirszon zaręczali oficjalnie starszyźnie obozowej, że jest to likwidacja obozu, że jesteśmy kierowani do punktów rozdzielczych, skąd mamy być odesłani do kraju zarówno po stronie niemieckiej, jak i sowieckiej. Stojąc na wielkich schodach cerkiewnych, komendant żegnał partie odjeżdżających uśmiechem pełnym obietnic. „Wyjeżdżacie tam – powiedział jednemu z nas – dokąd i ja bardzo chciałbym pojechać”.
(Józef Czapski, Na nieludzkiej ziemi, s. 40)
Fragmenty z protokołu przesłuchania emerytowanego kapitana bezpieczeństwa państwowego Dmitrija Tokariewa, w 1939-1940 roku szefa Zarządu NKWD obwodu kalinińskiego, jednego z kierowników operacji „rozładowania” obozu ostaszkowskiego (przesłuchujący: Anatolij Jabłokow, prokurator wojskowy podpułkownik służby wymiaru sprawiedliwości, 20 marca 1991, Włodzimierz Wołyński):
Jabłokow: Dmitriju Stiepanowiczu, w jakim celu – na prośbę Błochina (szef przysłanego z Moskwy oddziału NKWD wykonującego egzekucje w Kalininie – red.) – byliście obecni przy badaniach polskich jeńców wojennych przed ich rozstrzelaniem? (…)
Tokariew: Gdy porównywano dane personalne w czerwonej świetlicy… Mówiłem nie na prośbę (Błochina – red.), lecz weszli do mnie we trzech: Siniegubow, Błochin i Kriwienko. Siedziałem w gabinecie. Cóż pójdziemy, pójdziemy!
Jabłokow: Czy to było już w pierwszy dzień?
Tokariew: To było już w pierwszy dzień. Tak więc poszliśmy. I wówczas zobaczyłem tę grozę. Przyszliśmy tam. Po kilku minutach Błochin włożył swoją odzież specjalną: brązową skórzaną czapkę, długi skórzany brązowy fartuch, skórzane rękawice z mankietami powyżej łokci. Na mnie to wywarło ogromne wrażenie – zobaczyłem kata!
Jabłokow: I tak wszyscy byli ubrani?
Tokariew: Nie tylko on. Inni nie mieli stosunku do rozstrzeliwań, tylko on. To najwidoczniej było jego ubranie specjalne. To taki drobiazg, a wywarł na mnie wrażenie.
Jabłokow: A co wam powiedzieli? By być obecnym przy przepytywaniach, czy jak stwierdziliście, przy przesłuchaniu?
Tokariew: Nie, nikogo nie przesłuchiwał. Pytał tylko: nazwisko, imię, rok urodzenia, na jakim stanowisku pracował. To wszystko, więcej nic – cztery pytania. (…)
Jabłokow: Mówicie, że byliście obecni w czasie dwóch – trzech przepytywań, tak? A ilu ludzi przepytaliście wówczas?
Tokariew: Tak, ale nie przepytywałem nikogo, tylko jednego chłopaka spytałem: „Ile masz lat?” Powiedział – 18. „Gdzie pełnił służbę?” „W straży granicznej”. Czym się zajmował? Był telefonistą. (…)
Jabłokow: A ten chłopiec ze straży granicznej – jaki miał uniform?
Tokariew: Moim zdaniem był bez nakrycia głowy. Wszedł i uśmiechał się, tak, chłopiec, zupełny chłopiec, 18 lat, a ile pracował? Zaczął liczyć po polsku – 6 miesięcy. (…)
(Ministerstwo Sprawiedliwości – Krajowa Prokuratura. Materiały śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej, zeznanie Tokariewa opublikowano w „Zeszytach Katyńskich”, 1994, nr 3, s. 7-71)
Opr. TB
fot. https://katyn.ipn.gov.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!