Białoruskie służby finansowe natychmiast zareagowały na sugestie prezydenta Aleksandra Łukaszenki, by wprowadzić 100 dolarową opłatę wyjazdową od Biaorusinów udających się po zakupy za granicę.
W miniony weekend na przejściach granicznych z Litwą, Narodowy Bank Białorusi, Urząd Celny, Urząd Statystyczny i Komitet Graniczny przeprowadziły wspólnie specjalny sondaż, w którym Białorusini odpowiadali na pytania dotyczące wwozu i wywozu towarów. Pytano ich min. o to, czy płacą za zakupy gotówką, czekami czy może kartami bankowymi. Wyjeżdżający proszeni byli o zadeklarowanie przybliżonej wartości towarów wywożonych, tj. wyrobów tytoniowych, alkoholu, paliwa, cukru, mięsa i mleka.
Służby prasowe tych instytucji informują, że celem sondażu jest „zbadanie problemu nieograniczonego wwozu i wywozu towarów przez osoby fizyczne, czyli tzw. „mrówki”. Eksperci ekonomiczni twierdzą zaś, że państwo zintensyfikowało działania, w celu wdrożenia zamysłu prezydenta Łukaszenki – wprowadzenie haraczu w wysokości 100 dolarów każdego Białorusina wyjeżdżającego po zakupy za granicę.
Przypomnijmy, na początku września Aleksander Łukaszenka zapowiedział, że Białoruś powinna już dawno wprowadzić „podatek wyjazdowy”;
„Nasi ludzie, którzy dzisiaj tak nas wszystkich krytykują – że biedny, że ubogi kraj, a 3 miliardy dolarów wywożą za granicę, do Unii Europejskiej i wwożą tu barachło, które i my u siebie produkujemy. Już dawno wydałem polecenie żeby doprowadzić do tego, że jak wyjeżdżasz za granicę za tą tandetą i badziewiem, to najpierw zapłać tu podatek” – grzmiał Łukaszenka.
„To będzie tak – mówił Łukaszenka – Obsługujemy cię na granicy, to płać 100 dolarów od łebka i możesz sobie jechać za tę granicę – powiedział najwidoczniej zdenerwowany prezydent na samą myśl, ile białoruskiej produkcji zalega w magazynach fabrycznych, ale kontynuował;
…i przyjdzie taki do naszego sklepu i kupi naszą lodówkę, a nie będzie taszczył z Eurosojuza tego barachła niewiadomo jakiej produkcji. A po za tym, dzisiaj w Unii Europejskiej tylko siedzą i zacierają ręce, bo im 3 mld dolarów wywieźli tam, u nich handel się rozwija, przemysł, produkcja, a my tu jak jakieś duraki się miotamy. Po co mamy umożliwiać import i jeszcze na dogodnych warunkach? – pytał Łukaszenka przekonany, że oto znalazł antidotum na zapaść ekonomiczą w swoim kraju. – Mamy przecież swoje lodówki …..
Na razie źródła rządowe nie podają żadnych szczegółów, czy, kiedy i w jakiej wysokości będzie pobierany podatek, oraz jak miałoby to zostać technicznie rozwiązane. Według białoruskich mediów niezależnych, społeczeństwo nie potraktowało zapowiedzi Aleksandra Łukaszenki poważnie, wręcz z dużą dozą ironii. Sprawa nabrała innego wymiaru po kilku dniach, gdy wicepremier Piotr Prokopowicz poinformował, że rząd intensywnie pracuje nad prawnym rozwiązaniem kwestii wprowadzenia opłat.
Jak na ironię, Aleksander Łukaszenka pragnący by obywatele Białorusi wydawali swoje oszczędności w swoim kraju a nie zostawiali ich w państwach Unii Europejskiej chyba nie przewidział, że prawdziwy boom na zakupy w Posce czy na Litwie dopiero się zacznie. Z informacji podawanych przez białoruskie media wynika, że Białorusini w obawie przed wejściem w życie podatku, masowo wyjeżdżaja po zakupy do supermarketów przede wszystkim w Wilnie i Białymstoku. Jak informuje gazeta „Wieczernij Grodno”, 22 września kolejka samochodów osobowych czekających na wjazd na Białoruś, ciągnęła się przez całą Kuźnicę, a półki w białostockim Media Markt pod wieczór świeciły pustkami.
Kresy24.pl
1 komentarz
alfred
25 września 2013 o 21:52jak fajnie, robia teraz tam w bielymstoku sklepikarze interes zycia, trochę moze i bezrobocie na scianie wschodniej sie zmiejszy jak bialorusy troche produktow z polski pokupia