Czytając książkę Tomasza Grzywaczewskiego podróżującego wzdłuż (w większości) nieistniejących już granic z czasów II Rzeczypospolitej, nie mogłem przestać myśleć o książce Timothy Snydera „Skrwawione ziemie”.
Bo to również wokół granic II RP rozegrał się jeden z najstraszniejszych dramatów w historii ludzkości – wymordowanie milionów ludzi, wyniszczenie miast i wsi przez dwa totalitaryzmy, apokaliptyczne, śmiertelne starcie dwóch totalitaryzmów. Podróż i reportaż Tomasza Grzywaczewskiego to „skrwawione ziemie 80 lat później”. Opisuje świat po apokalipsie. I, w przeciwieństwie do w naturalny sposób ponurej książki Snydera, wychodzi obraz dość optymistyczny, co również jest naturalne. Grzywaczewski nie unika trudnych tematów, ale widać, że życie toczy się dalej, życie okazuje się silniejsze niż śmierć. Życie pojedynczych ludzi, życie społeczne, kulturalne, polityczne, duchowe. Z jednej strony to już w zupełnie inny świat niż w czasach II RP i w czasach wojny, z drugiej są elementy ciągłości.
Drugim niezykle interesującym aspektem książki są przemiany cywilizacyjne na tym pograniczu Europy. Zarówno te z czasów komunizmu, jak i bolesnej transformacji ustrojowej oraz dzisiejszego cyfrowego i zglobalizowanego świata. Czasami można odnieść wrażenie, że dziś najbardziej tożsamość kształtuje nawet nie miejsce zamieszkania, a to, w jakiej części internetu kto się porusza. Czy polskiej, czy ukraińskiej, czy rosyjskiej, czy litewskiej… W ten oto sposób globalizacja XXI wieku sprzyja ujednolicaniu narodowemu i rugowaniu lokalności. Lokalność, małe ojczyzny, niosą dziś głównie ludzie starsi albo z młodszego pokolenia pasjonaci. Ludzie trochę na marginesie, którym jednak Grzywaczewski poświęca najwięcej uwagi, bo z nimi, co nie dziwi, najbardziej sympatyzuje.
Jest to jednak również reportarz historyczny. Z historycznych źródeł i opowieści swoich rozmówców pamiętających dawne czasy autor rekonstruuje jak wyglądało życie wzdłuż granic poprzedniej Niepodległej. Życie świata, którego niby już nie ma, a jednak wciąż jakby jest obecny. Ta nieistniejąca już (poza odcinkiem południowym) granica w jakiś niezwykły sposób wciąż istnieje i oddziałuje, choć nie wiadomo jak długo jeszcze. Ma to nie tylko negatywne, ale także pozytywne przejawy, bo może również inspirować i łączyć. Tak jak w Rakowie na Białorusi, które przed wojną było nadgranicznym miastem II RP. To ważne, zwłaszcza w obliczu tego, co się dzieje obecnie na Białorusi, a co zaczęło się akurat w czasie, gdy Grzywaczewski zbierał tam materiały do książki.
Wreszcie, można tę książkę (i towarzyszące jej filmy i inne materiały, o których poniżej) potraktować po prostu jako przewodnik i wziąć w podróż po Polsce i krajach sąsiednich. Pandemia już się kończy, znoszone są obostrzenia, zbliżąją się wakacje, więc w drogę! Szkoda tylko, że od czasu napisania książki Białoruś jest jakby dalej i trudniej się tam dostać, o ile w ogóle można się tam dostać i spokojnie spędzić czas. Tak jak w czasach II RP granicą między światami była granica polsko-sowiecka pod Mińskiem, tak dziś jest to granica polsko-białoruska pod Grodnem. Miejmy nadzieję, że stan ten nie będzie trwał długo i w przyszłości będzie to granica taka jak dzisiejsza polsko-litewska.
Na zakończenie dodajmy, że „Wymazana granica…” nie nie tylko książka, to cąły projekt, któremu towarzyszy serial dokumentalny TVP oraz filmy na Youtube i strona internetowa w językach polskim oraz angielskim, białoruskim, ukraińskim i rosyjskim. Można się z nimi zapoznać pod poniższymi linkami:
Tomek na granicach II Rzeczypospolitej
Marcin Herman
Tomasz Grzywaczewski, Wymazana granica. Śladami II Rzeczpsopolitej, Wydawnictwo Czarne, 2020
Fragment książki:
6 komentarzy
realista
17 czerwca 2021 o 05:21Po co odgrzewać ten kotlet? Granice państw się zmieniają. Było, minęło. Tamte ziemie nie były etnicznie polskie. – Wiele polskiej krwi, potu i łez wsiąkło w tamtą ziemię. Dzięki Polakom dziś jest tam jako taka cywilizacja. Ale „to se ne wrati”. – Dziś nad Wisłą brakuje ludzi, 40 lat temu było nas 40 milionów, i dziś tak samo. A Turcy w tym czasie urośli od 50 do 100 milionów. „Przestańmy swoim lamentem się poić”, dziś bardziej potrzebujemy ludzi, niż ziemi.
Bruno
21 września 2021 o 20:38Zgadzam sie absolutnie!!!
ego
10 października 2021 o 22:04To nie odgrzewanie, to kultura i tożsamość, no i wiedza historyczna.
krogulec
18 czerwca 2021 o 07:52A najbardziej potrzebujemy rozumu czego Realiście życzę.
realista
19 czerwca 2021 o 05:34Przez ostatnie 3 tys. lat różne narody próbowały zbudować swoje państwo nad Dnieprem. I za każdym razem rezygnowali i odchodzili. Nawet Grecy nie próbowali kolonizować tej żyznej ziemi na rzut beretem. – Wyciągnij wnioski… – Scytowie, Wandalowie, Goci, Pieczyngowie, Hunowie, Chazarowie, Bułgarzy, Waregowie, Rurykowicze, Mongołowie, Polacy, Turcy, Rosjanie, … następni chętni? NowyIsrael? – Tamta ziemia łatwa do zdobycia, trudna do obrony. – Nigdy w Kijowie nie było króla… Zawsze byli skłóceni i mordujący się nawzajem książęta czyli tzw. oligarchowie. – Już Bolesław Chrobry zorientował się, że nie warto umierać za Kijów, bo to sprawa beznadziejna… – No ale wiadomo, nic tak nie smakuje jak nauka na własnych błędach, czyli ból własnej d*
Bruno
21 września 2021 o 20:40Oczywiscie, ale dlaczego ten sarkazm i napasc na Realiste?