Na Białorusi zakończyły się wybory do władz lokalnych. W 88 proc. okręgów, wyborcy nie mieli alternatywy – tam o miejsce w radzie ubiegał się jeden kandydat. Według Olega Gułaka, prezesa Białoruskiego Komitetu Helsińskiego, w 98 proc. komisji wyborczych niezależni obserwatorzy nie byli dopuszczeni do podliczania głosów. „Podczas tych wyborów władza wykorzystała wypracowane już wcześniej techniki oszustw, manipulacji i falsyfikacji”.
Deputowanymi – od rad wiejskich do poziomu obwodowego, powinno zostać 19 tyś. osób, a pretendowało tylko 22 tyś. Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła, że frekwencja na wyborach wyniosła 77.3 proc.
– W „wyborach” lokalnych, nie wymagany jest żaden próg frekwencji, zostaną uznane za ważne, nawet jeśli zagłosować przyszłoby dwie osoby. Ale według CKW, tylko w głosowaniu przedterminowym wziął udział co trzeci wyborca, a dokładnie 32, 04 proc. – pisze portal svaboda.org
Politolodzy tłumaczą to pragnieniem miejscowych urzędników by zadowolić dyktatora. Łukaszenka na początku roku wyraził przekonanie, że 70 proc. wyborców skorzysta z prawa do głosowania, w związku z tym, władze dostosowały frekwencję do oczekiwania prezydenta, wykorzystały wszelkie możliwości, poczynając od bufetów z tanimi przekąskami i alkoholem, darmowymi koncertami, aż do wywierania przymusu głosowania przedterminowego, co sprzyja zawyżaniu frekwencji.
– Z każdą kolejną kampanią wyborczą liczba osób głosujących przedterminowo wzrasta – powiedział przedstawiciel kampanii „Obrońcy praw człowieka – na rzecz wolnych wyborów” Walentyn Stefanowicz. – Nasi obserwatorzy, którzy śledzili przedterminowe głosowanie zwaracają uwagę na ten znamienny trend. W komisjach wyborczych, do których należą hotele pracownicze lub domy studenckie zaobserwowano spore rozbieżności między tym, co zaobserwowali nasi ludzie, a informacją wywieszaną codziennie przez komisje wyborcze. I ta różnica była bardzo istotna – chodziło o dziesiątki osób, a w niektórych przypadkach nawet o setki. A tam, gdzie takich komisji nie było, dane mniej więcej pokrywały się” – powiedział Stefanowicz.
Na przykład w Homlu, w komisji wyborczej Nr 8 „frekwencja” podwoiła się – informuje Radio Svaboda, cytując niezależnych obserwatorów. – „Według naszych obserwacji, w ciągu czterech dni głosowania przedterminowego, do urn przyszło 76 wyborców, a ostatniego dnia 405, w sumie 481 osób. Komisja, której przewodniczy dyrektor szkoły Michaił Doroszko, podała odpowiednio liczby 344 i 705 wyborców, czyli 1049 mieszkańców Homla, którzy jakoby przyjęli udział w wyborach. Na listach wyborczych znajduje się 1720 osób. Tak więc frekwencja według naszych danych wynosi 27,9 proc., a według komisji wyborczej 60,9 proc.
Charakterystyczne są i takie sytuacje: – Widząc, że przewodniczący komisji wydał całą ryzę kart do głosowania członkom komisji, którzy z urną zamierzali wyjechać do wyborców w teren, obserwatorka poprosiła o możliwość zabrania się z nimi. Przewodniczący komisji zgodził się, przyznał jej takie prawo, ale jednoczesnie poinformował, że miejsca w samochodzie dla niej nie będzie. – Chcesz, to biegnij za samochodem…
Według Olega Gułaka, prezesa Białoruskiego Komitetu Helsińskiego, w 98 proc. komisji wyborczych niezależni obserwatorzy nie byli dopuszczeni do podliczania głosów. Gułak powiedział, że podczas tych wyborów władza wykorzystała wypracowane już wcześniej techniki oszustw, manipulacji i falsyfikacji.
Kresy24.pl/charter97.org/svaboda.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!