Pozostająca w szponach dyktatury Aleksandra Łukaszenki Białoruś i demokratyczna Polska. Dziennikarz białoruskiej stacji Euroradio odkrył nagle, że proces wyborczy w Polsce przypomina mu ten, który ma miejsce w jego ojczyźnie.
Korespondent Euroradia Aleś Pilecki odwiedził Warszawę w dzień wyborów prezydenckich i znalazł to, czego – jak pisze – raczej się nie spodziewał.
Tradycja
Wybory prezydenckie w Polsce, mają już 25 letnią tradycję (chodzi o wybór głowy państwa w wyborach powszechnych) nieco dłuższą niż na Białorusi. Pierwszym powojennym prezydentem wybranym w wyborach powszechnych był Lech Wałęsa. Do 1990 roku w porządku konstytucyjnym wyborów powszechnych prezydenta nie było. Ordynacja wyborcza została zmieniona dla Wałęsy, żeby byli funkcjonariusze partyjni nie mogli spokojnie promować swoich kandydatów, zdobywać głosów deputowanych stosując intrygi lub składając im propozycje korupcyjne. Po słynnym spotkaniu 26 lipca 1990 Lecha Wałęsy i Wojciecha Jaruzelskiego, parlamentarzyści Porozumienia Centrum rozpoczęli zbiórkę podpisów z apelem o dymisję generała Jaruzelskiego, który pełnił urząd prezydenta wybrany przez Zgromadzenie Narodowe. 19 września tego samego roku Wojciech Jaruzelski przesłał do marszałka Sejmu projekt ustawy konstytucyjnej skracający jego kadencję oraz wprowadzający do porządku konstytucyjnego wybory powszechne prezydenta RP.
Na Białorusi miała miejsce podobna historia. Pierwszym prezydentem na początku lat’90 został kandydat, można śmiało rzec – od narodu. Ale to, co stało się później – to już inna historia…
Liczba kandydatów
Zdaniem korespondenta Euroradia, z tym w Polsce również bywa zazwyczaj bałagan. W pierwszej turze wzięło udział 11 kandydatów, z czego tylko trzech z nich „zrobiło” przyzwoity wynik. „Skandalista Janusz Korwin- Mikke zajął dopiero 4 miejsce z poparciem rzędu 3,5 proc. I tak jak na Białorusi, w Polsce, większość kandydatów jest mało rozpoznawalna. W latach ’90 miał miejsce przypadek, w którym kandydatem na prezydenta został producent wkładek do butów. „Ja po prostu chciałem przeprowadzić bezpłatna kampanię reklamową dla swojej firmy” – wyjaśnił Kazimierz Piotrowicz. No i przeprowadził. A wkładki i inne akcesoria produkuje do dziś.
Propaganda w mediach
„… te wybory są kompletnie nienormalne, bo mamy właściwie tylko jednego kandydata poważnie ubiegającego się o prezydenturę kraju – i wykazującego należyte kompetencje – oraz całe grono kandydatów zastępczych, pozornych lub do czego innego…” – cytuje dziennikarz fragment artykułu Jerzego Baczyńskiego z tygodnika Polityka, który agituje za urzędującym prezydentem Bronisławem Komorowskim. – I takie artykuły nie są wyjątkiem, lecz regułą. Słysząc o neutralności dziennikarzy w sprawach politycznych, Polacy tylko krzywo się uśmiechają.
Białoruski dziennikarz przywołuje przypadek jaki miał miejsce podczas kampanii wyborczej, gdy sztab Magdaleby Ogórek zwrócił się do redakcji „wyborczej” z prośbą o opublikowanie wywiadu ze swoją kandydatką. Prośba została odrzucona bez wyjaśnień, a żurnalista Euroradia pyta retorycznie swoich czytelników, co wam to przypomina?
Kolejnym punktem wspólnym łączącym wybory w Polsce i na Białorusi jest mała liczba kobiet starujcych do najwyższego urzędu. Dziennikarz zastanawia się, czy powodem tego stanu rzeczy jest nadmierna religijność czy może zmowa mężczyzn rywali. Tak czy owak jesienią to samo będzie można zaobserwować na Białorusi. Z punktu widzenia Białorusina, obserwującego polską scenę polityczną, zmieniający się w Polsce prezydenci nijak nie wpływają na polską scenę polityczną.
Dziennikarz podkreśla, że tradycyjna konfrontacja „prawicy” PiS z umiarkowaną PO dawno zmieniła się we wzajemną walkę – programy obu stron różnią się raczej kosmetycznie, a kiedy dochodzi do reform, okazuje się, że nie można ich zrealizować. Lista podobieństw jest znacznie dłuższa. Na przykład, żeby zarejestrować kandydata na prezydenta, w Polsce należy zebrać równeiż 100 tysięcy podpisów.
Dziennikarz nie zająknął się tylko o fałszerstwach wyborczych, cechujących – przyjęło się sądzić dyktatury. Pewnie nie mieści mu się w głowie, że w Polsce też mają miejsca cuda nad urnami. Przemilczenie tej kwestii można wytłumaczyć restrykcyjnym prawem prasowym, które zamyka usta mediom, znowelizowanym kilka tygodni temu przez reżim.
Aleś Pilecki z Euroradia pisze, że najważniejsza różnica jaka dzieli przebieg procesu wyborczego w Polsce i na Białorusi została ogłoszona 10 maja o 21.00, gdy podano szczątkowe wyniki wyborów, i gdy okazało się, że Bronisław Komorowski, który zaledwie kilka miesięcy temu prowadził w rankingach zdobywając 72 proc. poparcia, a Andrzej Dudu kandydat PiS – rok temu był politykiem prawie nikomu nieznanym. Ale to już inna historia….
2 komentarzy
Adam Olejniczak
14 maja 2015 o 05:05Szanowni Państwo,
bardzo ceniłem (i cenię) sobie Państwa portal, sam mam korzenie kresowe, ale… Nie wydaje mi się najszczęśliwszym pomysłem prowadzenie agitacji politycznej tego czy innego kandydata na Prezydenta Rzeczpospolitej. Ja akurat jestem gorącym zwolennikiem Prezydenta Komorowskiego i PO. Czy mam się przez to czuć na Państwa portalu jako presona non grata? Chyba nie o to chodzi.
Z poważaniem
Adam Olejniczak
Dolny Ślązak zza Buga.
15 maja 2015 o 01:18Właśnie agituje Szanowny Pan na rzecz swojego kandydata.