Na Białorusi rozpoczęło się we wtorek przedterminowe głosowanie w wyborach do parlamentu. Według informacji podanych przez Centralną Komisję Wyborczą, pierwszego dnia głos oddało aż 5 procent uprawnionych wyborców. Skąd taka frekwencja?
W niektórych lokalach wyborczych, zwłaszcza tych, w których głosują studenci – nagminnie zmuszani do udziału w farsie wyborczej, ustawiały się kolejki.
Trudno się dziwić, wszak władza różnymi metodami zachęca swoich obywateli do głosowania przedterminowego. Jeśli argument dodatkowego dnia wolnego w zamian za udział w głosowaniu nie działa, są inne sposoby wywarcia przymusu. A gra warta jest świeczki, bo przedterminowe głosowanie to carte blanche dla fałszowania wyników.
Ale nie tylko liczne uczestnictwo jest gwarantem wysokiej frekwencji.
W Brześciu na przykład, jeden z niezależnych obserwatorów nagrał próbę wrzucenia do urny pliku kart do głosowania.
Na nagraniu widać, jak młoda kobieta podchodzi do urny trzymając w ręku więcej niż jeden biuletyn. Pytana o to ile egzemplarzy druku (ścisłego zarachowania) ma w ręku, najpierw się waha, jest zdezorientowana, po czym milcząco szybko odchodzi. W tle słychać inną kobietę, która ją instruuje słowami: „Wyjdź, wyjdź!”.
„Odniosłem wrażenie, że karta wrzucona przez jedną z kobiet, wydała bardzo głośny dźwięk spadając do urny. Jakby była zbyt ciężka. Zacząłem na to zwracać uwagę i zauważyłem, że kolejna para dorosłych rzuciła, jak mi się wydawało – kilka kart do głosowania. A potem zatrzymałem jedną dziewczynę … ”, mówi Jurij Waszczenczuk, autor nagrania, obserwator wyborów z ramienia organizacji Prawo Wyboru.
Mężczyzna mówi, że głos słyszany na nagraniu należy do przewodniczącej komisji.
Euroradio ustaliło, że młoda kobieta to pracowniczka przedszkola, a przewodnicząca komisji jest jej szefową w życiu zawodowym.
Następny materiał opublikowany przez Radio Svaboda przedstawia wykładowcę Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Ekonomicznego, która „zachęca” swoją grupę do spełnienia obywatelskiego obowiązku. Tłumaczy młodym ludziom, że muszą pójść do urn przed niedzielą, bo cały proces jest pilnie monitorowany, a ona „nie chce być później ciągana”.
Przewodniczący Ruchu „O wolność!” Jurij Hubarewicz domaga się postawienia przed sądem jednej z komisji wyborczej w Mińsku. Opozycjonista poinformował na Facebooku, że komisja sfałszowała frekwencję wyborczą aż dziesięciokrotnie – zaprotokołowała 109 oddanych głosów, choć obserwatorzy naliczyli przez cały dzień 11 głosujących.
2 komentarzy
ktos
14 listopada 2019 o 07:46Po co oni tak kombinuja… zrobiliby normalne wybory a na koncu po prostu powiedzieli ze 105% zaglosowalo na obecna władze. I tak przeciez nikt tego nie zweryfikuje, a „zachód” byłby zadowolony ze demokracja nastala.
Marcin
14 listopada 2019 o 08:13Bialorus stosuje po prostu europejskie standardy.
Jakos nikt nie widzi nic dziwnego w powtorzonym referendum w 2009 roku w Irlandii w sprawie Traktatu Lizbonskiego, albo w niewywiazywaniu sie rzadu brytyjskiego z wynikow referendum w sprawie brexitu.
Szkoci tez chca powtorzyc referendum niepodleglosciowe, bo rzadzacym nie pasuja wyniki.
W Barcelonie balagan, bo 90% ludzi chce odlaczenia od Hiszpanii, ale wszyscy ich ignoruja.
Powtorzone glosowanie prezydenckie w Austrii w 2016 roku tez nikogo nie rusza.
I to tylko czubek gory lodowej.
Ale to na Bialorusi jest problem …