Ponad 36 procent Białorusinów wzięło udział w przedterminowym głosowaniu w wyborach prezydenckich. Sekretarz CKW zapewnia, że tak wysoka frekwencja to wyraz wysokiej świadomości wyborców. Według niezależnych obserwatorów, to efekt fałszerstw i presji wywieranej na Białorusinów.
Frekwencja podczas pięciu dni, w których odbywało się przedterminowe głosowanie w wyborach prezydenckich okazała się rekordowa – 36,05 procent. Sekretarz CKW Nikołaj Łazawik podsumowując dotychczasowy przebieg kampanii powiedział, że na tak wysoką frekwencję podczas głosowania przedterminowego wpływ miało kilka czynników, min. dobra praca urzędników, którzy zorganizowali te wybory, aktywność samych kandydatów i dobrze prowadzona przez nich kampania na rzecz wzięcia udziału w wyborach.
Innego zdania jest Denis Sadowski, jeden z koordynatorów kampanii „Prawo wyboru – 2015”. 10 października na konferencji prasowej w Mińsku powiedział, że obserwatorzy tych wyborów każdego dnia składają od 100 do 150 skarg do CKW, dotyczących naruszeń kodeksu wyborczego. Działacz powiedział, że rażącym naruszeniem jest pozostawianie urn do głosowania przedterminowego bez ochrony. Szczególnie nocą lub w porze przerwy obiadowej, urny pozostawiane są w pomieszczeniach pilnowanych przez dyżurujących w pojedynkę milicjantów, a ci – zauważył Sadowski, nie są osobami wiarygodnymi i wykonują polecenia z góry.
Sadowski podkreślił, że obserwatorzy obserwują „masowe zmuszanie” ludzi do wcześniejszego głosowania .
„To obserwuje się praktycznie wszędzie, gdzie taki przymus można zorganizować. W rzeczywistości, mobilizuje się cały aparat administracyjny w celu wywierania nacisku na pewne, bardzo liczne grupy obywateli. Każdy, kogo można zmobilizować do głosowania wcześniejszego, jednych poprzez zastraszanie, innych mamiąc obietnicami, zagania się do lokali wyborczych. Zarejestrowaliśmy dziesiątki a nawet setki takich przypadków” – powiedział działacz kampanii „Prawo Wyboru-2015”.
Denis Sadowski poinformował również o manipulacjach frekwencją.
„W mniejszym stopniu widzimy to w lokalach wyborczych, w których prowadzimy obserwacje. Tam rozbieżność między danymi, które pochodzą od naszych obserwatorów i danymi komisji, wynoszą ok. 5 procent, to jest średnia krajowa, w Mińsku – 9 procent – powiedział
– Ale w tych lokalach, gdzie nie ma naszych obserwatorów, frekwencja jest nakręcana. Tam, władze nawet nie próbują nawet stwarzać pozoru, że ludzie przychodzą głosować, tylko po prostu dopisują cyfry, które im karzą na górze. Frekwencja w takich lokalach jest wyższa średnio czterokrotnie”- powiedział Denis Sadowski.
Kresy24.pl/nn.by
2 komentarzy
mich
11 października 2015 o 12:245 dni tam głosują? ciekawe dlaczego hehe
nieskończone tak dla Międzymorza
11 października 2015 o 12:29Z całym szacunkiem dla Białorusinów, ale nazywając tę szopkę, która dzisiaj ma miejsce na Białorusi wyborami, to duże nadużycie. Co to za wybory, skoro już wszyscy znają ostateczną frekwencję, ,,nowego prezydenta” oraz iloma głosami wygra Łukaszenka.