Dlaczego z tablicy pamiątkowej w miejscu masowych rozstrzeliwań na Kobylackiej Górze pod Orszą zniknął język polski.
Potomkowie rozstrzelanych w Orszy obywateli radzieckich mogą mówić o częściowym sukcesie. Z jednej strony udało im się wymusić na władzach uznanie faktu, że Kobylacka Góra była miejscem masowych egzekucji. Z drugiej jednak strony tekst napisu na tablicy pamiątkowej nie jest taki, o jaki prosili. Potomkowie ofiar proponowali napisać na tablicy inskrypcję następującej treści: „Pamięci ofiar politycznych represji” – w językach białoruskim, rosyjskim, polskim i hebrajskim. Wynik starań potomków rozczarowuje, gdyż tablica zawiera tekst wypaczonny, a na dodatek język polski został na niej zastąpiony językiem angielskim.
Inicjator zmian językowych i treści tekstu na tablicy – były szef rejonowego komitetu wykonawczego Aleksander Pozniak – tłumaczył swoją decyzję tym, że język angielski jest bardziej rozpowszechniony niż język polski, a Polacy, jeśli nawet przyjadą na Kobylacką Górę, i tak zrozumieją, co jest napisane na tablicy. Kierując się logiką Aleksandra Pozniaka z tablicy należałoby usunąć także język hebrajski, który na Białorusi i w świecie jest jeszcze mniej rozpowszechniony, niż język polski.
Potomkowie represjonowanych dysponują danymi personalnymi 1740-tu osób rozstrzelanych w Orszy. To jest minimalny szacunek liczby ofiar. Bardziej prawdopodobne jest, że prawdziwa liczba rozstrzelanych jest o wiele większa. Najbardziej represjonowaną grupą narodowościową wśród ofiar, których udało się zidentyfikować – 1129 osób – byli Białorusini. Drudzy pod względem liczby rozstrzelanych są Polacy – 503 zidentyfikowane osoby. Trzecie miejsce na tym tragicznym „podium” zajmują Żydzi – 38 osób. 10 do 15 zidentyfikowanych ofiar było Litwinami, Łotyszami, Rosjanami bądź Ukraińcami.
Według historyka Igora Kuzniecowa, odsetek Polaków rozstrzelanych w Orszy (29 proc.) jest znacznie wyższy, niż odsetek Polaków, rozstrzelanych w skali całej Białorusi (22 proc.), a nawet w samym Mińsku (25 proc.). Już tylko ten fakt świadczy o tym, że język polski powinien się znaleźć na tablicy, upamiętniającej ofiary NKWD w Orszy. – 29 procent ofiar polskiej narodowości urzędnicy po prostu wykreślili z pamięci – uważa historyk Kuzniecow.
Według badań białoruskiego historyka Zmiciera Drozda w latach 1920-1940 w Orszy NKWD rozstrzelało co najmniej 1900 ludzi, wśród których ponad 1100 to byli obywatele narodowości białoruskiej, ponad 500 było Polakami i około 40 – Żydami. Są to dopiero wstępne ustalenia historyka i dotyczą tylko tych ofiar, których personalia udało się odnaleźć w otwartych bazach danych.
Wśród rozstrzelanych na Kobylackiej Górze byli na przykład siostry i bracia oficerów Wojska Polskiego Konstantego i Piotra Kamieńskich (uczestników Powstania Warszawskiego) oraz rzeźbiarza Michała Kamieńskiego, którego rzeźby zdobią parki i place Warszawy.
Warto przypomnieć, że do roku 1936 oficjalnymi językami w Białoruskiej Socjalistycznej Sowieckiej Republice były: białoruski, rosyjski, polski oraz jidysz. Wygląda na to, że urzędnicy nie znają historii kraju, w którym urzędują. Przy czym na listach rozstrzelanych w Orszy jak dotąd nie udało się zidentyfikować żadnego Anglika. Dlaczego więc zamiast napisu po polsku na tablicy znalazł się napis po angielsku?
Wersja nr 1. Strach przed przełożonym
W 2012 roku, kiedy historycy odnaleźli w rosyjskich archiwach informacje o istnieniu tak zwanej „białoruskiej listy katyńskiej”, prezydent Aleksander Łukaszenka oświadczył bezapelacyjnie, że żaden Polak w tamtych czasach nie został na Białorusi rozstrzelany.
– Przeszukaliśmy wszystkie archiwa, nie tylko KGB, ale wszystkich struktur państwowych. Tak, jak obiecałem. U nas na terytorium Białorusi nie został rozstrzelany ani jeden Polak. Były tylko punkty przesyłowe. Polacy, którzy tam trafiali, byli wysyłani głównie do Federacji Rosyjskiej i być może na Ukrainę – powiedział Łukaszenka. – Znaleźliśmy dokumenty, list szefów NKWD, że na terytorium Białorusi nie rozstrzelano ani jednego Polaka – dodał.
Igor Kuzniecow uważa, że urzędnikom w Orszy usunięcie napisu po polsku nakazał instynkt samozachowawczy. Nie chcieli uznać nawet oczywistych świadectw, byleby nie zaprzeczyć stanowisku, zajętemu przez kierownika państwa.
Wersja nr 2. Próba ukrycia śladu „katyńskiego”
Historycy polscy, rosyjscy i białoruscy już od wielu lat próbują odnaleźć na Białorusi miejsca masowych rozstrzeliwań oraz tak zwaną „białoruską listę katyńską” z nazwiskami obywateli polskich – internowanych i wziętych do niewoli oficerów, policjantów i osadników – którzy zostali masowo zgładzeni przez NKWD w 1940 roku na terenie Białorusi. Jeżeli część listy – 1996 imion i nazwisk z co najmniej 3870-ciu – udało się odnaleźć w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym, to ustalenie miejsc egzekucji wciąż stanowi problem.
Przypuszczalnie większość obywateli przedwojennej Polski, figurujących na „białoruskiej liście katyńskiej”, została rozstrzelana w Mińsku. Czasem historycy natrafiają też na informacje, wskazujące na to, że miejscem rozstrzeliwań polskich oficerów mogła być Kobylacka Góra, a także znajdujące się 30 kilometrów od niej w rejonie orszańskim zakłady wydobycia i przetwórstwa torfu w miejscowości Osintorf.
Historyk Igor Kuzniecow opowiada, że w Osintorfie znajdował się obóz pracy, w którym pracowali polscy jeńcy wojenni. Według niego dokumentacja z obozu w Osintrorfie niestety się nie zachowała. Udało się zarejestrować jedynie relacje naocznych świadków. Według tych świadectw w Osintorfie ktoś z jeńców umierał w wyniku choroby, a kogoś rozstrzeliwano. Pytanie – gdzie dokonywane były egzekucje? Czy nie koło Orszy?
W 2001 roku białoruska gazeta „Nasza Niwa” opublikowała list mieszkańca Orszy Alesia Siarożkina. Oświadczył on, że Polaków rozstrzeliwano w okolicach Kobylackiej Góry, niedaleko wsi Osintorf, w której, jak opowiadali mu żyjący w tamtych czasach świadkowie, w latach 1939-1940 pracowali wzięci do niewoli polscy oficerowie.
Siarożkin pisał, że podczas budowy toru kolejowego przez Kobylacką Górę na początku lat 80. minionego stulecia natrafiono na dwa pochówki z dużą ilością ludzkich szczątków. Nieliczni świadkowie, którzy widzieli te szczątki, twierdzili, że były to szczątki wojskowych. W wykrytych dołach szczątki zbierali żołnierze Wojsk Wewnętrznych ZSRR. „Być może tam właśnie pogrzebani byli polscy oficerowie, którzy pracowali w Osintorfie. Przecież to całkiem blisko” – zastanawiał się Siarożkin.
Dziennikarz i badacz represji, dokonywanych na terenie rejonu orszańskiego, Jurek Koptik w swoim czasie zgromadził dużo świadectw o zbrodniach bolszewików, ale o rozstrzeliwaniach polskich oficerów na Kobylackiej Górze i w Osintorfie niczego nie słyszał.
W akcie, sporządzonym przez przedstawicieli sowieckich organów administracyjnych, które badały znalezioną na Kobylackiej Górze mogiłę zbiorową, jest mowa o szczątkach 50-ciu osób, mających charakterystyczny otwór po wystrzale w tył czaszki. W dole śmierci znaleziono wówczas „obuwie w dobrym stanie, w którym można było rozpoznać skórzane buty z cholewami, mające nałożone kalosze, pantofle z nałożonymi na nie kaloszami i inne rodzaje modelowego obuwia, mającego dobrze widoczne pieczęcie producentów – leningradzkiej fabryki obuwia „Czerwony Trójkąt” oraz zakładów, produkujących obuwie gumowe. Na gumiakach zachowały się czytelne stemple z rokiem produkcji – 1936-1937 (biała pieczęć w kształcie trójkąta)”. W dokumencie brak jakichkolwiek wzmianek o wojskowych pasach, czy koalicyjkach. Niestety nie jest nam dostępny wykaz znalezionych w mogile rzeczy. Co się tyczy butów z cholewami, mogli je nosić zarówno cywile, jak i oficerowie Czerwonej Armii, bądź funkcjonariusze NKWD. W ujawnionym przez potomków ofiar spisie rozstrzelanych są zresztą przedstawiciele NKWD.
Jakby nie było, dzisiaj tablica pamiątkowa na Kobylackim głazie-pomniku została odnowiona. Badacz Jurek Koptik jest przekonany, że powinien znaleźć się na niej napis, nie tylko w językach białoruskim, rosyjskim i hebrajskim, lecz także – obowiązkowo – w języku polskim. Przecież w tym miejscu rozstrzelano wielu Polaków, będących obywatelami ZSRR. Rozstrzelano również Litwinów, Łotyszy i Ukraińców, dlatego, przekonuje Koptik, na tablicy powinny pojawić się napisy także w językach tych narodowości.
Cóż, tablicę na pomnik udało się przywrócić. Teraz wypadałoby powalczyć o zamieszczenie na niej odpowiedniej inskrypcji.
Igor Stankiewicz działacz Inicjatywy Obywatelskiej „Kobylaki. Rozstrzelani w Orszy”.
Kresy24.pl za znadniemna.pl
1 komentarz
Polak z Białorusi
3 października 2018 o 20:01Och to zaboli narodu białoruskiego, skoro naprawde nie czczą zabitych przez Stalina, a pomniki nadal stoją Leninowi, Stalinowi , a minister Sprawiedliwości Szuniewicz paraduje w mundurze NKWDzisty. Zaboli i to bardzo……
Jednak troche wstanę w obronie Białorusinów, tych Białorusinów, którzy teraz stoją na warcie obok restauracji ” Pojedziemy pojemy”. Właśnie to oni teraz ratuja honor narodu białoruskiego, tylko kilka osób