I po co pracować za średnią krajową 500 USD miesięcznie, skoro można mieć tyle w jeden dzień? Miesiąc pochodzisz do lasu i masz dwa razy więcej niż ci, co harują rok na państwowym etacie. Zajęcie zdrowe i przyjemne. Oczywiście jeśli masz do grzybów talent.
Białoruś zbieractwem stoi, to wiadomo od dawna. Lasów nie brakuje, a grzybiarskie tradycje są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Kiedy widzimy przy drodze babcie sprzedające grzyby, zazwyczaj myślimy sobie: ot biedne kobieciny, na życie nie mają. Gruba pomyłka. Niepozorny wygląd kryje bowiem niekiedy istnych „grzybowych wymiataczy”, dla których zbieranie jest podstawowym i często niemałym źródłem dochodu.
– W tym roku grzybiarzy w lasach tłumy, trzeba chyba ustawić sygnalizację świetlną. Ale i tak wszyscy sporo zarobili – borowików było tyle, że nawet ślepy by nazbierał – przyznają pracownicy skupu grzybów w Łogojsku. Doświadczeni grzybiarze wolą jednak sprzedawać przy szosach.
– Po ile ta trzylitrowa bańka borowików? – pytają dziennikarze przydrożnego sprzedawcę.
– Taniej jak za 100 tys. rubli (10 USD) nie kupicie. Za suszone – trzy razy drożej. Za półlitrowy słoik marynowanych – też 100 tys. Nawet za zwykle kurki – 40 tys. – sprzedawca wie, że i tak do wieczora wszystko sprzeda przejeżdżającym mieszczuchom.
Większość grzybiarzy rozmawia jednak z dziennikarzami niechętnie. – Zawsze jak przyjeżdża telewizja to potem nic dobrego z tego nie wynika. Szkalują nas i nastawiają przeciwko nam klienów – mówią sprzedawcy.
– Zbieranie grzybów jest jak poezja. Kocham to, a z wiekiem nabiera się doświadczenia – mówi Siergiej, który grzybami handluje od początku lat 90-ch. Zdarza mi się zarobić nawet 5 mln rubli dziennie (500 USD). – I w tym celu wcale nie wstaję o świcie, żeby kogoś wyprzedzić. Lubię pospać. Po prostu znam takie miejsca, których oprócz mnie nie zna nikt. Zbiorę duże, małym pozwolę podrosnąć – chwali się król łogojskich grzybiarzy.
Siergiej przyznaje jednak, że miewa i gorsze dni, szczególnie kiedy w weekendy z miasta wali tłum „niedzielnych grzybiarzy: – Dzisiaj zarobiłem – wstyd się przyznać – tylko 20 USD.
Zinaida spędza na grzybach cały wolny czas – od czerwca do listopada. W lesie jest już o świcie. Stara się jeździć jak najdalej od dużych miast. – Zbieranie jest fajne, tylko stanie przy drodze to straszna nuda. Ale co robić? Do skupu wozić się nie opłaca – tam za niskie ceny – mówi. Na pytanie: ile na tym zarabia – tylko się uśmiecha. – Nie ma co porównywać z państwową pracą. Wiadomo, że na grzybach każdy wychodzi znacznie lepiej – przyznaje.
– Jeśliby ludziom płacili porządnie to nie musieliby chodzić na grzyby – mówi była koleżanka Zinaidy z fabryki, obecnie emerytka. Ona też potwierdza, że na grzybach wychodzi się lepiej niż na „państwowym”. – Wolę nosić do skupu, choć tam dwa-trzy razy taniej niż przy szosie. Tylko jakoś wstydzę się handlować przy drodze. Ale i tak sporo z mężem w tym roku zarobiliśmy, dla siebie przygotowaliśmy 100 słoików marynowanych, a przy okazji obdzieliliśmy całą rodzinę i znajomych – chwali się emerytka.
Opowiada, że niektórzy jej koledzy po fachu zarobili już w tym roku na grzybach po kilka tysięcy dolarów. – Cóż, ludzie są coraz biedniejsi, to i jakoś dorabiać muszą – przyznaje grzybiarka.
Zobacz przepisy na dania z grzybów w naszej Kuchni Kresowej.
Kresy24.pl / tut.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!