Departament Stanu USA odniósł się do doniesień o starciach zbrojnych, do których doszło 22 maja w obwodach biełgorodzkim i briańskim na terytorium Rosji. Gubernator obwodu biełgorodzkiego twierdzi, że nie ma mowy o wojnie domowej i wskazuje na Ukraińskie Siły Zbrojne. Ale Kijów odrzuca te oskarżenia.
Przedstawiciel Departamentu Stanu USA Matthew Miller, komentując możliwość ataków na terytorium Federacji Rosyjskiej przez Ukraińskie Siły Zbrojne zachodnią bronią, przekazaną przez sojuszników oświadczył, że Ukraina ma prawo decydować sama, jak prowadzić działania bojowe, aby bronić się przed rosyjskim agresorem.
Podczas briefingu Miller powiedział, że Stany Zjednoczone nie zezwalają ani nie zachęcają do ataków poza terytorium Ukrainy.
„Uważam za ważne, aby przypomnieć światu, że to Rosja rozpoczęła tę wojnę, i że Rosja nadal atakuje ludność cywilną. Ukraina ma prawo decydować o tym, jak chce prowadzić swoje działania wojenne. W tej wojnie to Rosja jest agresorem” – przypomniał.
Jak informowaliśmy, 22 maja gubernator biełgorodzki Wiaczesław Gładkow przekazał, że na teren tego przygranicznego obwodu wkroczyła ukraińska grupa dywersyjno-zwiadowcza.
Stwierdził, że „Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej wraz ze służbą graniczną, Rosgwardią i FSB podejmują niezbędne środki w celu wyeliminowania wroga”. Tymczasem odpowiedzialność za akcję wzięli rosyjscy antykremlowscy ochotnicy walczący w ramach Sił Zbrojnych Ukrainy.
Określają się jako rosyjscy „wyzwoliciele” i mówią, że przekroczyli granicę, by walczyć z „krwawym putinowskim i kremlowskim reżimem”.
na na podst. charter97.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!