
Samolot WC-135R Constant Phoenix należący do Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, służy jako niebojowy samolot do gromadzenia danych naukowych, którego celem jest zapewnienie przestrzegania przez państwa zakazu przeprowadzania naziemnych testów broni jądrowej. (Zdjęcie Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych)
Nad zimnymi wodami Morza Barentsa pojawił się jeden z najbardziej charakterystycznych amerykańskich samolotów zwiadowczych – WC-135 Constant Phoenix. Jego obecność w pobliżu rosyjskich granic wywołała lawinę spekulacji: czy Kreml szykuje się do pierwszych od dekad prób jądrowych?
WC-135, znany też jako „Cobra 29” został zauważony przez cywilnych obserwatorów w międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad Morzem Barentsa, w rejonie Murmańska. Według dostępnych danych maszyna wystartowała z bazy w brytyjskim Mildenhall i obrała kurs na archipelag Nowa Ziemia – miejsce znane z radzieckich i rosyjskich testów broni jądrowej.
Samolot ten jest wyspecjalizowany w wykrywaniu i analizie radioaktywnych cząsteczek w atmosferze. Wysłanie go w tym rejonie nie pozostawia złudzeń: Stany Zjednoczone podejrzewają, że Rosja może szykować się do przeprowadzenia testu jądrowego.
W ciągu ostatnich tygodni stosunki między Moskwą a Waszyngtonem znów uległy dramatycznemu zaostrzeniu. Prezydent USA Donald Trump w głośnym wywiadzie przyznał, że skierował dwie amerykańskie okręty podwodne o napędzie atomowym, nie wykluczone, że uzbrojone w głowice jądrowe w kierunku rosyjskich granic. Pojawiły się nawet spekulacje, że jednostki te mogłyby pojawić się w rejonie Morza Czarnego.
Z kolei Kreml wysyła własne sygnały: rosyjskie rakietowe systemy strategiczne pozostają w gotowości, a wzmożona aktywność wojskowa w Arktyce wpisuje się w ten układ napięć.
Choć Pentagon nie skomentował oficjalnie misji, eksperci twierdzą, że celem jest monitorowanie potencjalnych emisji promieniotwórczych oraz ewentualne przechwycenie śladów sugerujących przygotowania do prób jądrowych – nawet jeśli miałyby one charakter podziemny lub symulowany.
Rejon Nowej Ziemi – z dala od dużych skupisk ludności, niedostępny i dobrze znany rosyjskiemu wojsku – był już wcześniej miejscem największych prób nuklearnych w historii. Obserwacja ze strony USA może oznaczać, że Waszyngton ma powody, by sądzić, że coś tam się dzieje.
ba
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!