Aresztowanie natowskiego szpiega Kariny Curkan ujawniło skomplikowaną sytuację energetyczną, która mimo wojny zmusiła do współpracy Rosję i Ukrainę.
W roku 2014, po zajęciu Krymu, Rosja była zmuszona porozumieć się z Ukrainą co do dostaw energii na półwysep, na którym nie było żadnej elektrowni. Firmą negocjującą i koordynującą te dostawy została wydzielona w kwietniu 2014 roku z „Inter RAO”, w której pracowała Curkan, firma pod nazwą „COR” – Centrum wykonania obliczeń.
Energię kupowano od firmy Rinata Achmetowa, najbogatszego człowieka na Ukrainie i dostarczano na Krym.
Oczywiście nie była to tania energia, ale Rosja nie miała wyboru i musiała płacić. Jakby tego było mało Ukraina już po kilku miesiącach jeszcze podniosła ceny. Była to nadzwyczajna podwyżka i wyjaśniono ją deficytem węgla, którego jest mniej w związku z zajęciem Donbasu.
Ukraińcy zmusili też Rosję do kosztownego biznesu, a mianowicie by ta eksportowała energię na Ukrainę i część z tych dostaw trafiała na Krym. Kontrakt opiewał na 1,5 gigawata w roku 2015. „Inter RAO” sprzedawało Ukraińcom kilowatogodzinę za 2,4 rubla, a potem odkupywało na rzecz Krymu za 2,99 rubla.
W listopadzie 2015 roku zostały wysadzone słupy wysokiego napięcia przez które dostarczano prąd na Krym. Ukraińcy nie mogli ich naprawić tłumacząc się, że dostępu do nich bronią radykałowie z „Prawego sektora”. Lecz na taką ewentualność Rosja była już przygotowana i po tygodniu uruchomiono pierwszą linię przesyłową energii na Krym.
Adam Bukowski
1 komentarz
666
30 czerwca 2018 o 20:28Embargo! Pecunia non olet!
Do refleksji!
Pozdro.