Mechaniczni szturmowcy świetnie sprawdzili się w boju. Nie uchylają się przed poborem, nie trzeba ich szkolić, żywić, a jak zginą – nikt po nich nie płacze.
Na czele armii robotów stoi ppłk Wadim Sucharzewski, który sam oczywiście nie jest robotem, tylko szefem ukraińskiego Dowództwa Systemów Bezzałogowych powołanego rozkazem Wołodymyra Zełenskiego w lutym tego roku.
Sformowano już pierwsze kompanie robotów, które wykonują najbardziej niebezpieczne zadania na linii frontu, gdzie posyłanie zwykłych żołnierzy byłoby zbyt ryzykowne. Jak informuje portal Militarny, kierowane przez operatorów drony mogą zarówno atakować, jak i bronić się w okopach.
Prowadzą ogień z broni maszynowej, minowanie terenu, rozminowanie, wspierają piechotę w natarciu, wykonują zadania logistyczne i ewakuują rannych z pola walki. Największe przerażenie wroga budzą jednak naziemne drony-kamikaze.
Pierwsze, wtedy jeszcze niedoskonałe, ukraińskie roboty-kamikaze i minujące pojawiły się na froncie już w 2022 roku. Natomiast prace nad robotami szturmowymi trochę się opóźniły. Nie można bowiem było uzgodnić, w jakie karabiny maszynowe je lepiej uzbroić: posowieckie, czy NATO-wskie. Ostatecznie uzbrojono w jedne i drugie.
„Błyskawiczny postęp technologiczny w dziedzinie naziemnych robotów może mieć w przyszłości w tej wojnie przełomowe znaczenie na polu walki” – zapewnia ppłk Sucharzewski, który jest z jednym zastępców głównodowodzącego armii ukraińskiej Ołeksandra Syrskiego.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!