Konieczność oddania rosyjskim separatystom kontroli nad Debalcewem była efektem decyzji politycznej, a nie porażki wojskowej. To przywódcy Francji i Niemiec negocjowali porozumienia w Mińsku i zapowiadali reakcję, jeżeli nie będą ono przestrzegane.
W analizie „Dabelcewe: wojny nie wygrywa się ewakuacjami” Dariusz Materniak dokonuje oceny sytuacji, w jakiej znalazła się Ukraina w efekcie porozumień mińskich (cytujemy za kuriergalicyjski.com):
„Pierwsze porozumienie o rozejmie we wschodniej Ukrainie zostało podpisane w stolicy Białorusi we wrześniu 2014 roku.
Nastąpiło po okresie ciężkich walk na przełomie sierpnia i września, które toczyły się m.in. pod Iłowajskiem z udziałem już nie tylko grup bojowników tzw. republik ludowych, ale także regularnej armii rosyjskiej, która była zmuszona interweniować, aby nie doszło do totalnej klęski sił separatystów spychanych coraz bardziej w stronę granicy z Rosją przez jednostki ukraińskie prowadzące operację antyterrorystyczną (ATO).
Porozumienie to, choć oficjalnie obowiązujące, nie doprowadziło do przerwania walk – było regularnie przerywane kolejnymi ostrzałami ze strony separatystów (zwykle 50-60 przypadków na dobę), i taka sytuacja trwała aż do połowy stycznia, gdy miała miejsca kolejna eskalacja konfliktu.
Tym razem obszarem o największym natężeniu walk stało się miasto Debalcewe, położone w pobliżu granicy obwodów donieckiego i ługańskiego, mające strategiczne znaczenie m.in. ze względu na biegnącą przez nie linię kolejową łączącą ze sobą Donieck i Ługańsk.
Ponadto Debalcewe i jego okolice tworzyły bardzo charakterystyczny wyłom w pozycjach sił prorosyjskich separatystów, który wydawał się być łatwym do zamknięcia w okrążeniu i zlikwidowania. Świadomość tego zagrożenia miało jednak także ukraińskie dowództwo, które przewidując możliwość eskalacji konfliktu zadbało o odpowiednie wzmocnienie sił na tym odcinku.
Tak zwana „bitwa debalcewska”, trwająca ponad miesiąc niewątpliwie przejdzie do historii jako przykład skutecznego prowadzenia działań w obronie w wysoce niesprzyjających warunkach.
Pozycje ukraińskie rozlokowane w samym mieście i kilku otaczających je miejscowościach, znajdowały się przez cały czas w zasięgu artylerii przeciwnika, a co więcej z resztą Ukrainy łączyła je tylko jedna główna droga Debalcewe-Artemiwsk.
Ukraińskie dowództwo wyciągnęło wnioski z działań, jakie miały miejsce w okresie walk pod Iłowajskiem i dzięki nadrobieniu zaległości w kilku istotnych obszarach możliwe było odpieranie kolejnych ataków na pozycje pod Debalcewem.
Z obserwacji prowadzonych przez kilka tygodni działań można wysnuć wnioski o znacznie lepszym dowodzeniu i manewrowaniu dostępnymi siłami oraz o poprawie komunikacji pomiędzy jednostkami armii regularnej i batalionami ochotniczymi (choć w tym obszarze nadal pozostaje sporo do zrobienia, na co wielokrotnie uwagę zwracali żołnierze i dowódcy, w tym m.in. d-ca batalionu Donbas Semen Semenczenko).
Można mówić również o poprawie koordynacji działań na poziomie operacyjnym – dla przykładu: tuż przed rozmowami w Mińsku, w okresie największego natężenia walk pod Debalcewem, działania ofensywne rozpoczęte pod Mariupolem przez pułk Azow zmusiły przeciwnika do wycofania części sił na południe, co pozwoliło odciążyć broniące się na północy oddziały.
Znaczna poprawa nastąpiła również jeśli idzie o rozpoznanie, w tym najpewniej z wykorzystaniem samolotów bezzałogowych do korygowania ognia artylerii.
Najprawdopodobniej to właśnie między innymi z tego czynnika wynikała skuteczność ognia artyleryjskiego po stronie ukraińskiej – prowadzone regularnie i z wielką precyzją ostrzały rejonów koncentracji i składów amunicji przeciwnika uniemożliwiły zebranie sił do większych natarć oraz pomogły w odparciu tych, które udało się przeprowadzić separatystom i oddziałom rosyjskim.
Porażka wojskowa separatystów (tj. faktycznie Federacji Rosyjskiej) w głównej fazie bitwy o Debalcewo, trwającej od połowy stycznia do 15 lutego, była jednym z kluczowych czynników, jakie miały wpływ na przebieg rozmów w Mińsku.
Strona ukraińska mogła przystąpić do rokowań na o wiele lepszej pozycji wyjściowej niż w przypadku, gdyby Debalcewe zostało zajęte lub chociażby skutecznie okrążone przez bojowników.
Przedłużanie konfliktu wobec rosnących strat stało się uciążliwe także dla Moskwy, która zaczęła poszukiwać rozwiązania pozwalającego na przynajmniej czasowe zamrożenie walk, rzecz jasna na jak najbardziej korzystnych dla siebie warunkach.
Jak wiadomo, wynikiem rozmów w Mińsku było porozumienie, które miało wejść w życiu 15 lutego o północy. Tak się jednak nie stało i pomimo wstrzymania ognia przez siły ukraińskie nadal trwał ostrzał pozycji sił ATO w Debalcewie i okolicach.
Pomimo tego, ukraińskie kierownictwo podjęło decyzję o nieodpowiadaniu na te działania i utrzymywaniu „reżimu ciszy” de facto jednostronnie, wybierając potencjalne korzyści polityczne w postaci zdyskredytowania zarówno Rosji jak i separatystów w oczach światowej opinii publicznej w zamian za konieczność opuszczenia Debalcewa.
Od 15 lutego kluczowy czynnik w obronie, jakim był ogień ukraińskiej artylerii nie był stosowany wobec obowiązujących zapisów porozumień z Mińska, co pozwoliło siłom rosyjskim na podejście w bezpośrednie sąsiedztwo miasta i pozycji jednostek ukraińskich.
W zaistniałej sytuacji jedynym logicznym rozwiązaniem było wycofanie jednostek ukraińskich z Debalcewa i jego okolic.
Ostatecznie, decyzja taka miała zostać podjęta we wtorek 17 lutego wieczorem, a jej efektem był zorganizowany odwrót oddziałów Sił Zbrojnych, Gwardii Narodowej Ukrainy i jednostek ochotniczych z Debalcewa do Artemiwska.
Jednostki ukraińskie opuściły miasto zabierając ze sobą cały sprawny sprzęt, w tym czołgi, wozy opancerzone i artylerię. Odwrót był skutecznie osłaniany przez żołnierzy ukraińskich sił specjalnych oraz artylerię, dzięki czemu zakończył się powodzeniem przy stosunkowo niewielkich stratach po stronie ukraińskiej, pomimo ostrzału i prób przecięcia dróg odwrotu podejmowanych przez tzw. separatystów.
Porównując wydarzenia, jakie miały miejsce pod Debalcewem z sytuacją, z jaką mieliśmy do czynienia niecałe pół roku temu pod Iłowajskiem, doskonale widać, jak wielkie zmiany zaszły w ukraińskiej armii.
Warto pamiętać, że konieczność oddania prorosyjskim separatystom kontroli nad Debalcewem była efektem decyzji politycznej, a nie porażki wojskowej. Gdyby strona ukraińska zdecydowała się na symetryczne stosowanie broni wobec łamania przez tzw. separatystów porozumienia z Mińska, skuteczna obrona miasta mogłaby trwać nadal.
Rzecz jasna musiałoby się to odbywać kosztem ofiar także po stronie ukraińskiej (mniejszych niż po stronie atakujących, ale ostatecznie nie do uniknięcia) oraz znacznej ilości sił i środków angażowanych na tym odcinku frontu, na dłuższą metę trudnym do obrony bez znaczącego ryzyka. Tym bardziej, że wobec zniszczenia infrastruktury kolejowej w Debalcewie miasto straciło na jakiś czas swoją rolę jako ewentualny węzeł kolejowy, który mógłby łączyć Donieck i Ługańsk.
Trudno w tej chwili ocenić, czy wybór dokonany przez władze w Kijowie był słuszny, jako że główni zainteresowani (oraz winni tej sytuacji) nie zabrali jeszcze głosu – chodzi rzecz jasna o przywódców Francji i Niemiec, którzy negocjowali porozumienia w Mińsku i zapowiadali reakcję, jeżeli nie będzie ono przestrzegane.
Wydaje się, że nie należy liczyć na wiele ze strony Angeli Merkel i Francois Hollande’a.
Wobec zaistniałych faktów autorytet międzynarodowy Berlina i Paryża znacząco podupadł, choć rzecz jasna nie tak bardzo jak Moskwy, która pokazała się od jak najgorszej strony łamiąc podpisane przez siebie porozumienie.
Na tym samym mniej więcej poziomie znalazło się OBWE, którego obserwatorzy nie byli w stanie stwierdzić czy Debalcewe jest ostrzeliwane z powodu… ostrzału, który nie pozwolił im wjechać do miasta.
Wśród wniosków jakie będzie musiał wyciągnąć Kijów z wydarzeń ostatniego tygodnia prawdopodobnie będzie musiał znaleźć się także ten o nieskuteczności unijnej dyplomacji w starciu z terrorystyczno-propagandową machiną Federacji Rosyjskiej.
A także oswoić się ze świadomością konieczności liczenia przede wszystkim na własne siły zbrojne, których postawa pod Debalcewem pokazała, że można pokładać w nich nadzieję.
Winston Churchill stwierdził po ewakuacji Dunkierki w 1940 roku, że „wojny nie wygrywa się ewakuacjami”. Ale dzięki nim można walczyć dalej”.
Kresy24.pl/kurier galicyjski.com (tekst ukazał się pierwotnie na portalu polu kr.net).
23 komentarzy
Kresowaik
24 lutego 2015 o 18:33Kanclerz Angela Merkel jest wybitnym politykiem,wielkie ukłony i szacunek.
ona
24 lutego 2015 o 22:02Niestety Merkel obecnie uprawia dyplomację dla samej dyplomacji, a nie dla jakichkolwiek efektów. To ją dyskredytuje jako skutecznego polityka.
Marekk
25 lutego 2015 o 07:53Wuja Putin i Makrelowa to jedna klika.
antek
25 lutego 2015 o 14:15Zgadzam się wielki polityk tylko że działający ma korzyść swego sojusznika Putina
buba
25 lutego 2015 o 21:57wielki polityk ale w sytuacjach kryzysowych jak na Ukrainie nieskuteczna
Łzy Matki
24 lutego 2015 o 18:35Каким героям слава.mp4
https://www.youtube.com/watch?v=6-dBT5u-LSo
rene
24 lutego 2015 o 23:48Bochaterskim oficerom NKWD .
greg
26 lutego 2015 o 00:37znowu głupi ruski troll!
as
24 lutego 2015 o 18:44Przynajmniej teraz wiemy, jak zareagują siły sprzymierzone wobec agresji na Polskę. Niemcy i Francja są równie wiarygodne co putin. Trzeba się pakować, bo może kiedyś jeszcze gdy wrócimy tu, będziemy Polsce bardziej potrzebni niż dziś, kiedy władzy naród przeszkadza.
ert80
24 lutego 2015 o 20:27Dlatego wojskowo trzymamy z USA i Anglią. Dlatego Amerykanie chcą Polskę jako państwo ramowe, a nie Niemcy, a po tych pokojowych występach w Mińsku bazy NATO będą w Polsce czy to się niemiaszkom podoba czy nie, stracili wiarygodność i to jest dla wszystkich oczywiste!
worton
25 lutego 2015 o 00:15…Niemcy to pragmatyczny naród i należy stawiać sprawy jasno jako partner handlowy jest nr1 dla nas,ale gdyby mogli to by pokazali kły ale nie mogą …jeszcze …mamy troche czasu aby spróbować być partnerami względnie równymi pamientajmy o tym !!!!!
gegroza
24 lutego 2015 o 19:02Być moze ta porażka nie byla tak dotkliwa jak po Iłowajskiem ale jednak byla to porażka !~nie ma się co czarować. Armia ukraińska nie radzi sobie dobrze. Szczególnie szwankuje dowodzenie
Kazimierz S
24 lutego 2015 o 19:26Tekst chyba podyktowany przez rządzących w Kijowie.
W rzeczywistości Ukraińcy maksymalnie oszczędzają już paliwo i amunicję bo ich na te rzeczy … nie stać. Za kolejne kilka miesięcy Ukraińska armia może stracić całkowicie zdolność do poruszania się.
Talo
24 lutego 2015 o 19:28Uwaga, bo się Ukraińcy doigracie. Francuzi wyślą wojsko na „pomoc” i znów będą wieszać tabliczki pokroju „prosimy nie strzelać! My nie strzelamy!” Nam też tak pomogli. Najlepiej to wogóle z nimi nie gadajcie, strata czasu.
ert80
24 lutego 2015 o 20:17A Sikorski ostrzegał,że format bez USA to błąd. Dobrze, że Polski nie ma przy stole. Ruska propaganda łatwo nakierowała by opinię publiczną Ukrainy kto jest winny utraty Dombasu.
Tylak
24 lutego 2015 o 21:06Oto piękny przykład jak można przekuć klęskę w sukces. Zdziwi się spora część Ukraińców jak im takie „sukcesy” niedługo bokiem wyjdą.
wezuwiusz3
24 lutego 2015 o 21:49Prawda jest taka ,że gdyby Ukraińcy ruszyli,to natarcie rodyjskie by się załamało.Putin zgodził się na czasowe zawieszenie broni,poniewaz potrzebował 2 dni na dozbrojenie swoich wojsk przed kontrnatarciem na Debelcewe i mariuopol.
Ukraina została po prostu jak Polska przed 39 rokiem zdradzona przez Merkelównę sood znaku gwiazdy Dawida i Camerona herbaciarza.
Łzy Matki
24 lutego 2015 o 23:55Kłamstwa na każdym kroku – są filmy z tego zaplanowanego odwrotu, pozostała masa sprzętu i amunicji – większość albo zginęła albo poszła do niewoli.
Dlaczego Ukraino w każdej rzeczy kłamiesz dlaczego ostatki wiary w siebie zabijasz?
Armia poniosła poważną klęskę – gospodarka w co raz gorszym stanie – nie będzie pieniędzy ani chęci na prowadzenie wojny. Powstańcy są zasilani z obszernych magazynów Rosji – w końcu to Rosjanie.
Co mitem kozackim w tzw historii Ukrainy? Kozacy – większość – dońscy, donieccy, powołżańscy, część zaporoskich walczy z tą Ukrainą – nie czują związku z chłopstwem tj obecnymi Ukraińcami – nigdy nie czuli – w powstaniu Chmielnickiego zagony rozjuszonych Kozaków rżnęły tak samo Polaków. Żydów czy Rusinów – oni wszyscy byli dla nich obcy. Dziś to widzimy.
Co to jest Ukraina? Pewien pomysł – do którego zrobiono historię, ideologię, bohaterów…wszystko fikcyjne jak samo państwo. Żołnierze nie chcą ginąć za ten wirtualny byt – nie czują że to ich Ojczyzna.
Robin
25 lutego 2015 o 07:31I na tych filmach pokazana jest ta większość co zgineła i poszła do niewoli ? Ciekawe w jaki sposób ? Sam kolego kłamiesz , że powstańcy sa zasilani z Rosji. Tam nie ma żadnych powstańców. Są tylko żołnierze rosyjscy i cała zgraja rosyjsko języcznych terrorystów. Chciałbys kacapie , żeby twoja rosja zajeła ukrainę.
Marekk
25 lutego 2015 o 09:08Łzy Matki to ruski trol.
miki
25 lutego 2015 o 14:16Też uważam że artykuł jest nazbyt optymistyczny dla Ukraińców, nie jest aż tak różowo, ale….jest zdecydowanie lepiej niż było.Pamiętajmy jednak że dla Rosjan czas gra na ich niekorzyść-gospodarka przyhamowała, inwestorzy uciekli albo nawet jeśli zostali to wstrzymali się z inwestycjami, ludzie relatywnie mniej zarabiają i czują to ,że to nie krótkotrwały incydent. Nawet ta nierezolutna otłumaniona rosyjska publika ma pewien limit czasowy który może się wyczerpać-kraniec jeszcze daleko ale zegar tyka…Czasem to mam wrażenie że Putin to polski agent na Kremlu, ja piszę na serio….tak to wygląda:)Przypomnijmy co było wcześniej-nas nazywali rusofobami,coraz bardziej kraje regionu uzależniały się energetycznie od Rosji, o Rosję każdy na Zachodzie zabiegał-my byliśmy czymś pomiędzy, czymś mniej atrakcyjnym, Ukraińcy w zasadzie jeszcze trochę i sami chcieliby przyłączyć się do Rosji, NATO mogłoby się za kilka lat …rozwiązać.A co mamy dziś-nas słuchają jak wyroczni, nawet te ostatnie porozumienia w Mińsku, po czasie okazało się że super wyszło że nas tam nie było, Ukraińcy nienawidzą Rosjan(to brutalne co napiszę ale to jest ze wszech miar dla nas korzystne-jeśli pomiędzy nimi była synergia to Moskwa zawsze to wykorzystywała aby uzależnić Polskę- i jej się to udawało! Ukraińcy byli narzędziem-takim mięsem armatnim),inwestorzy wybierają nas-tu jest spokój, NATO zbuduje tu bazy-nie ma innej opcji, a sama Ukraina-jeszcze nieco czasu i będzie się chciała połączyć z ….Polską:)
miki
25 lutego 2015 o 14:24A najzabawniejsze jest to co stało się z polskim eksportem-nie dość że nie przyhamował po ruskich sankcjach ale wystrzelił w kosmos(w 2013-149mld Euro, w 2014-163 mld Euro).Eksporterzy tak byli przywiązani do dużego kacapskiego rynku ,że nie szukali gdzie indziej-teraz zaczęli i zobaczyli że tam też można, a nawet więcej ,a do tego w Chinach czy gdzie indziej nie ma tak że z dnia na dzień towaru przestaną brać bo „jakość im przestanie dopowiadać”.Zaprzestanie handlowania z kacapstwem to na dłuższą metę zbawienie-to jest dziki, nieobliczalny rynek, sterowany politycznie-teraz biorą, za 3h nie i benc po tobie.
Kresowaik
25 lutego 2015 o 21:27do miki-myślałem,że już ostatni wierzący w „zieloną wyspę” donalda razem z nim przenieśli się do brukseli?