„Nie miałem zamiaru szkodzić państwu polskiemu i naruszać polskiego prawa. (…) Strona polska zaoferowała pomoc Białorusinom i chciałem z niej skorzystać”– mówi 32 letni Witalij L. z Brześcia, który stanął dziś przed polskim sądem za nielegalne przekroczenie granicy.
14 stycznia przed sądem rejonowym w Białej Podlaskiej rozpoczął się proces uchodźcy politycznego z Białorusi, 32-letniego Witalija L., który nielegalnie przekroczył granicę Polski, oraz dwóch jego znajomych, których śledztwo uważa za winnych pomocnictwa w czynie karalnym. Witalij w marcu 2021 roku przepłynął graniczną rzekę Bug, by ratować swoje życie.
Na pierwszej rozprawie, która zakończyła się o godzinie 11.30 czasu polskiego, głos zabrało trzech oskarżonych. Kolejne przesłuchanie świadków odbędzie się 11 lutego. Oskarżonych wspierają Białorusini mieszkający w Białej Podlaskiej i Polacy.
Witalij pochodzi z Brześcia, był przedsiębiorcą, prowadził dostatnie życie, ale po wybuchu protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich i on postanowił, że powinien wykazać obywatelską postawę. Wkrótce wyrósł na lidera i organizował manifestacje. W końcu został namierzony przez służby Łukaszenki.
Gdyby dał się aresztować, czekałoby go 10 lat więzienia, a może i śmierć. Postanowił wieć uciec.
Witalij powiedział, że ma polską kartę pobytu i mógłby bez problemu wjechać legalnie do Polski, ale na Białorusi był jednak poszukiwany, więc został zmuszony do ucieczki. Tym bardziej, że jego paszport został skonfiskowany podczas przeszukania na Białorusi. Zresztą nie tylko paszport, ale również samochód i inne rzeczy.
„Nie miałem wyboru, chciałem ocalić swoje życie!” – powiedział. W Polsce dołączyła do niego żona i 3-letnie dziecko.
32-latek zapewnia, że jego celem było przedostanie się na stronę polską i dalej niczego nie planował. Wpadł na bagna, nie chciał wracać nad rzekę bo bał się, że nie zostanie zauważony, że zginie. Zadzwonił do swoich przyjaciół, chciał, aby byli świadkami, jak poddaje się polskim pogranicznikom, i informowali jego bliskich, że żyje i ma się dobrze.
„To była stresująca sytuacja. Mówili, że rozstrzeliwują (białoruska straż) tych, którzy nielegalnie przekroczyli granicę. Tam mogli zabijać, chwytać i więzić. I daleko mi do bandyty” – dodaje mężczyzna.
Podkreśla, że nigdy nie był karany, „maksymalna kara to mandat za parkowanie”, nie zrobił w życiu nic złego, tylko przeciwstawił się przemocy na Białorusi.
Mówi, że myślał, że jeśli przekroczy granicę, będzie chroniony w Polsce. Kiedy dowiedział się, że wszczęto przeciwko niemu sprawę karną, był zaskoczony.
Svabodzie powiedział, że najbardziej martw się o znajomych, którzy odebrali go z granicy, a teraz spadły na nich konsekwencje. Mąż koleżanki, celnik, został zawieszony w pracy, a od wyniku sprawy sądowej zależy, czy będzie mógł do niej wrócić.
W związku z zatrzymaniem przez SG całej trójce postawiono zarzuty z art. 264 par. 2 Kodeksu Karnego, który przewiduje karę pozbawienia wolności do lat 3.
Najsurowszą odpowiedzialność przepisy przewidują wobec osób, które organizują innym przekraczanie wbrew przepisom granicy Rzeczypospolitej Polskiej – podlegają karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
oprac. ba za svaboda.org
1 komentarz
tagore
16 stycznia 2022 o 15:15Bardzo ciekawe ,czyżby długie rączki z wschodu kontrolowały coś w wymiarze sprawiedliwości?Jeśli skończy się na umorzeniu sprawy takie watpliwosci będą nieuzasadnione.