1 listopada to kolejna niedziela protestów na Białorusi. O godzinie 14.00 mieszkańcy Mińska wyruszyli ze stacji metra Park Czeluskińcew na Kuropaty, w miejsce masowych, nieodkrytych wciąż dołów śmierci, w których spoczywają ofiary sowieckiego terroru.
Tak jak w poprzednie niedziele, i dziś wstrzymany został ruch metra, stacje w centrum zamknięto, odcięto mobilny Internet, a na ulice wyszło wojsko.
Jak donosi kanał w serwisie Telegram Nasza Niwa, w 84 dniu protestów, w marszu bierze udział ok. 20 tysięcy ludzi. Na trasie przemarszu, uczestnicy mijają milicyjne więźniarki i armatki wodne.
Już na początku marszu OMON rozpoczął brutalne zatrzymania.
Mińsk. Tradycyjnie. Nie pracują stacje metra w centrum, nie ma mobilnego internetu no i wojsko na ulicach. pic.twitter.com/9AntEUrLqK
— Andrzej Poczobut (@poczobut) November 1, 2020
Mińsk. Na samym początku marszu kolumna została zaatakowana przez służby specjalne. Słychać było strzały… pic.twitter.com/g5FqI7JVHE
— Andrzej Poczobut (@poczobut) November 1, 2020
Kuropaty – miejsce zbrodni na rzadko spotykaną skalę popełnioną ze względów politycznych ale i narodowościowych (na Polakach – Operacja Polska) dokonane przez sowieckich komunistów w latach 30. XX wieku. Praktycznie bez oficjalnego upamiętnienia i bez podtrzymywania w oficjalnych mediach, podręcznikach historii – poza kilkoma państwowymi tabliczkami na uroczysku. Upamiętnione w zasadzie dzięki walce aktywistów z opozycyjnych wobec władz organizacji. Za przede wszystkim sprawą Zenona Paźniaka.
oprac. ba na podst. twitter.com/zdjęcia: tut.by/nashaniva.by.
1 komentarz
Stary Olsa
1 listopada 2020 o 16:51Białoruś to nasz bratni ostatni słowiański naród na wschodzie,a dalej to już wiecie co…lekko skośni udającySłowian..